Bilet na Marsa w jedną stronę
Światowe mocarstwa nie odpuszczają w wyścigu na Marsa. Pierwszy człowiek może stanąć na powierzchni Czerwonej Planety już 2030 roku. Jednak może być to dla niego bilet tylko w jedną stronę.
Światowe mocarstwa nie odpuszczają w wyścigu na Marsa. Pierwszy człowiek może stanąć na powierzchni Czerwonej Planety już 2030 roku. Jednak może być to dla niego bilet tylko w jedną stronę.
Ochotników do pierwszej wyprawy na Marsa przybywa. Rosjanie jako pierwsi zaczęli przeprowadzać eksperymenty, zamykając wybranych śmiałków w laboratorium na ponad 500 dni, aby przekonać się jak poradzą sobie w skrajnych warunkach, zdani tylko na siebie. Inne kraje wybrały nieco mniej humanitarny sposób rekrutacji przyszłych zdobywców Marsa.
NASA postanowiła dać ochotnikom bilet w jedną stronę. Po podpisaniu specjalnych dokumentów określających warunki misji, astronauci polecieliby na Marsa nie będąc pewni, że w ogóle z niego powrócą. Program nazywa się "Hundred Years Starship", prowadzony jest przez Centrum Badawcze imienia Josepha Amesa i przeznaczono już na jego rozwój milion dolarów.
Głównym założeniem programu będzie opracowywanie metod zasiedlania innych planet. Oczywiście będzie to realizowane szybko i tanim kosztem, czyli astronauci będą rekrutowani spośród zgłaszających się śmiałków, bez 100-procentowej szansy na powrót, w skrajnie ciężkich warunkach. Przykładowo misja na Marsa w jedną stronę kosztowałaby tylko 10 miliardów dolarów, wobec tradycyjnych misji, które są kilkukrotnie droższe.
Chociaż teraz tego typu pomysły wywołują kontrowersje, to jednak za 20 lat społeczeństwo może przyzwolić na ryzykowne misje. Naukowcy porównują program "Hundred Years Starship" do podróży w Krzysztofa Kolumba. On również płynął w nieznane w celu podbicia nowych lądów, a przy tym nie miał żadnej gwarancji, że wróci do domu. Jeśli więc chcemy być wielkimi odkrywcami, musimy ryzykować, w myśl przysłowia, bez ryzyka nie ma zysku.