Diablo III - premiera pod znakiem błędu 37

Przedwczoraj swoją premierę miała 3 odsłona gry Diablo, która odbiła się wielkim echem nawet w mainstreamowych mediach. O godzinie 00:00 włączone zostały serwery i hordy czekających od 12 lat weteranów lub też nowych, młodych graczy, którzy zostali opętani przez Diabolo rzuciły się do gry. Pojawił się jednak problem, a właściwie kilka. Blizzard, jak by się mogło zdawać, chyba najbardziej doświadczony producent na polu gier MMO mówiąc kolokwialnie dał ciała gdyż okazało się, że serwery logowania nie są najwyraźniej przygotowane na taką ilość graczy.

Przedwczoraj swoją premierę miała 3 odsłona gry Diablo, która odbiła się wielkim echem nawet w mainstreamowych mediach. O godzinie 00:00 włączone zostały serwery i hordy czekających od 12 lat weteranów lub też nowych, młodych graczy, którzy zostali opętani przez Diabolo rzuciły się do gry. Pojawił się jednak problem, a właściwie kilka. Blizzard, jak by się mogło zdawać, chyba najbardziej doświadczony producent na polu gier MMO mówiąc kolokwialnie dał ciała gdyż okazało się, że serwery logowania nie są najwyraźniej przygotowane na taką ilość graczy.

Przedwczoraj swoją premierę miała 3 odsłona gry Diablo, która odbiła się wielkim echem nawet w mainstreamowych mediach. O godzinie 00:00 włączone zostały serwery i hordy czekających od 12 lat weteranów lub też nowych, młodych graczy, którzy zostali opętani przez Diabolo rzuciły się do gry. Pojawił się jednak problem, a właściwie kilka. Blizzard, jak by się mogło zdawać, chyba najbardziej doświadczony producent na polu gier MMO mówiąc kolokwialnie dał ciała gdyż okazało się, że serwery logowania nie są najwyraźniej przygotowane na taką ilość graczy.

Reklama

Pół biedy gdyby chodziło tylko o tryb multiplayer, ale jak wiadomo - D3 nawet do rozegrania kampanii samemu potrzebuje kontaktu z serwerami Blizzarda. A tutaj graczy witały komunikaty o słynnym błędzie 37, nieco mniej popularnym błędzie 75 oraz kilku innych, pomniejszych pomiotach szatana. Tak wyglądała sprawa jeśli chodzi o Europę, reszta świata jednak wcale nie miała lepiej. Za Oceanem sytuacja wyglądała przez długi czas niemal identycznie - a ludzie po prostu nie mogli się zalogować do gry. Blizzard jednak szybko wysłał misję ratunkową, która na szybko miała postawić dodatkowe serwery i nawet wyłączył na jakiś czas swoje strony internetowe, aby przeznaczyć więcej zasobów na grę. Mieszkańcy Azji z kolei musieli zmagać się z błędem o numerku 12 - który mówił o tym, że "gra nie odnalazła licencji". Problem ten dotyczył użytkowników, którzy nabyli grę w wydaniu wyłącznie cyfrowym i okazał się  on na tyle poważny, że jedynym jego rozwiązaniem było ręczne, mozolne flagowanie kont przez GM-ów. A to i tak nie w całej Azji, gdyż na przykład w Tajwanie nie było po prostu GM-ów, którzy mogliby tego dokonać. Plus z tej sytuacji był taki, że Polscy gracze mogli swobodnie dostać się na serwery azjatyckie (później także na amerykańskie).

Efekt? Diablo 3 dostało potwornie niską ocenę - 3.5 (średnia od 1472 graczy; oceny od 1 do 10). Gniew graczy widać też na forach battle.net, gdzie w w ciągu kilkunastu godzin (patrząc na samą polską edycję forum) pojawiło się ponad 150 stron odpowiedzi - w znacznej większości od niezbyt zadowolonych użytkowników.

Jednak Blizzard sam sobie zgotował taki los - gra kosztowała od 150 (powiedzmy) do 250 złotych (to jakbyśmy chcieli kupić za Euro prosto od Blizza) - czyli jak na dzisiejsze standardy bardzo dużo. Oczywiście nie płacimy tam abonamentu jak w World of Warcraft, lecz pamiętajmy, że niebiescy i tak będą na nas stale zarabiać - chociażby na domu aukcyjnym.

A jak to wszystko się skończy? Gracze pojęczą, pozłoszczą się w komentarzach, a Blizzard pewnie spokojnie wszystko naprawi i ewentualnie podaruje nam jakieś freebie w postaci peta, unikalnej zbroi czy innego miecza, za tydzień wszyscy o całej sprawie zapomną i będą w najlepsze tłuc hordy demonów.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama