E-papierosy jednak nie tak zdrowe?

Naukowcy z kalifornijskiego Lawrence Berkeley National Laboratory wzięli ostatnio pod lupę e-papierosy pod kątem zbadania ich szkodliwości dla zdrowia i niestety niosą oni złe wieści - urządzenia te nie są wcale tak bezpieczne jak się zdawało. Choć jest drobne "ale...".

Naukowcy z kalifornijskiego Lawrence Berkeley National Laboratory wzięli ostatnio pod lupę e-papierosy pod kątem zbadania ich szkodliwości dla zdrowia i niestety niosą oni złe wieści - urządzenia te nie są wcale tak bezpieczne jak się zdawało. Choć jest drobne "ale...".

Naukowcy z kalifornijskiego Lawrence Berkeley National Laboratory wzięli ostatnio pod lupę e-papierosy pod kątem zbadania ich szkodliwości dla zdrowia i niestety niosą oni złe wieści - urządzenia te nie są wcale tak bezpieczne jak się zdawało. Choć jest drobne "ale...".

Naukowcy ci zbudowali urządzenie, które miało realistycznie symulować wapowanie - czyli właśnie używanie elektronicznego papierosa. W jednym z testów wykorzystano e-papierosa z jedną grzałką, a w kolejnym droższy model z dwiema grzałkami - z każdego z nich inhalowano parę przez 5 sekund z odstępami po 30 sekund.

Reklama

I okazało się, że w e-papierosie powstawały związki takie jak formaldehyd czy akroleina - oba toksyczne i mogące prowadzić do wielu schorzeń, w tym nawet raka. Nie jest to żadną rewelacją, bo już nasi rodzimi badacze ze Śląska już wcześniej wykryli obecność tych właśnie związków w parze z elektronicznego papierosa.

Podczas badania zmierzono, że przy 20 inhalacjach z e-papierosa wdychana dawka akroleiny wynosi 90-100 mikrogramów, podczas gdy jeden papieros klasyczny emituje 400-650 mikrogramów tego związku.

Trzeba jednak odpowiedzieć sobie na pytanie - skąd akroleina się w ogóle w "dymie" z e-papierosa bierze? Jej obecność zrzucić można na obecną w każdym płynie do e-papierosa glicerynę, która rozkłada się właśnie na akroleinę - potrzebuje jednak do tego wysokiej temperatury, ponad 200 stopni Celsjusza. A prawda jest taka, że w normalnym użyciu żaden e-palacz nie będzie rozgrzewał swojego sprzętu do takiej temperatury, bo po prostu doprowadzi do jego spalenia i będzie to bardzo wątpliwa przyjemność - przy takiej temperaturze będzie on odczuwał wyłącznie duszącą spaleniznę.

Podobnie sprawa ma się z formaldehydem, który jest produktem rozkładu niektórych związków zawartych w płynie do e-papierosa, jednak ponownie - potrzeba do tego wysokiej temperatury. Zbyt wysokiej, by związek ten powstawał podczas normalnego korzystania z e-papierosa.

Ilości tych szkodliwych substancji w parze emitowanej przez elektronicznego papierosa są więc znikome, a do tego trzeba wziąć poprawkę na to, że podczas realnych testów, gdy to ludzie, a nie roboty korzystały z e-papierosów, związków tych praktycznie nie wykrywano - nikt bowiem nie przegrzewał swojego sprzętu.

Ponadto stężenie tych związków jest tam bardzo niskie - dużo niższe niż w papierosach klasycznych, a zatem dane pokazują nam nadal, że e-papieros jest zdrowszą alternatywą od spalania tytoniu, a statystyki wskazują wyraźnie na to, że elektroniczne inhalatory nikotyny są najlepszym, najskuteczniejszym środkiem by palenie rzucić.

Źródło: , Zdj.: By TBEC Review [],

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy