Głos z kosmosu

Głosowanie poza granicami kraju nie jest już niczym niezwykłym, ale co zrobić gdy przebywa się na orbicie okołoziemskiej? Otóż okazuje się, że to również nie jest problem - swój głos w prezydenckich wyborach z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oddał Amerykanin Shane Kimbrough.

Głosowanie poza granicami kraju nie jest już niczym niezwykłym, ale co zrobić gdy przebywa się na orbicie okołoziemskiej? Otóż okazuje się, że to również nie jest problem - swój głos w prezydenckich wyborach z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oddał Amerykanin Shane Kimbrough.

Głosowanie poza granicami kraju nie jest już niczym niezwykłym, ale co zrobić gdy przebywa się na orbicie okołoziemskiej? Otóż okazuje się, że to również nie jest problem - swój głos w prezydenckich wyborach z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oddał Amerykanin Shane Kimbrough.

Kimbrough jest obecnie jedynym przedstawicielem USA w przestrzeni kosmicznej, więc nie miał z kim debatować na temat wyboru, ale nawet gdyby ktoś tam był to astronauci muszą pozostać apolityczni, dlatego też nie zdradził on na kogo oddał swój głos mówiąc, że chętnie przywita nowego prezydenta, kimkolwiek on będzie.

Reklama

Astronauci mogą głosować dzięki temu, że w 1997 roku w Houston w stanie Teksas - gdzie znajduje się Centrum Kontroli Misji - wprowadzono prawo, które im to umożliwia. Głos oddawany jest poprzez bezpiecznego, szyfrowanego e-maila, który trafia do urzędnika hrabstwa (mniej więcej odpowiednik naszego powiatu).

Źródło: , Zdj.: PD

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy