Kolejna katastrofa największego statku powietrznego świata

Airlander 10 niedawno wrócił w przestworza po wypadku, do którego doszło w ubiegłe wakacje w trakcie lotu na terenie bazy lotniczej RAF-u w Cardington w Wielkiej Brytanii. Hybrydowy pojazd wówczas wzniósł się w powietrze, przeleciał kilkadziesiąt metrów, a następnie przypadkowo uderzył w słup telegraficzny...

Airlander 10 niedawno wrócił w przestworza po wypadku, do którego doszło w ubiegłe wakacje w trakcie lotu na terenie bazy lotniczej RAF-u w Cardington w Wielkiej Brytanii. Hybrydowy pojazd wówczas wzniósł się w powietrze, przeleciał kilkadziesiąt metrów, a następnie przypadkowo uderzył w słup telegraficzny...

Airlander 10 niedawno wrócił w przestworza po wypadku, do którego doszło w ubiegłe wakacje w trakcie lotu na terenie bazy lotniczej RAF-u w Cardington w Wielkiej Brytanii. Hybrydowy pojazd wówczas wzniósł się w powietrze, przeleciał kilkadziesiąt metrów, a następnie przypadkowo uderzył w słup telegraficzny. Po tym wydarzeniu, przód maszyny zaczął powoli opadać w kierunku ziemi, a chwilę później uderzyła ona w powierzchnię.

Niestety, w tym roku sterowiec zbudowany przez brytyjską firmę Hybrid Air Vehicles (HAV), po kilku lotach testowych, kilka dni temu ponownie uległ katastrofie. Airlander 10 spadł na ziemię na terenie hrabstwa Bedfordshire w Wielkiej Brytanii, niedaleko hangaru, w miejscowości Cardington. Na pokładzie nie było załogi. Niewielkich obrażeń doznały dwie osoby, które przyjechały na miejsce katastrofy.

Reklama

Do incydentu doszło po tym, jak sterowiec uwolnił się z masztu cumowniczego, przeleciał kilkadziesiąt metrów i nagle złamał się na pół i runął na ziemię. Maszyna ma zainstalowany system bezpieczeństwa, który zadziałał, dzięki czemu maszyna natychmiast została uziemiona.

Ostatni test maszyny i jej nieoczekiwana katastrofa.

Co najgorsze, do wypadku doszło niespełna dzień po udanym teście. Prawdopodobnie Airlander 10 został nieprawidłowo przycumowany i zabezpieczony, dlatego uwolnił się i odbył krótki, ale burzliwy lot.

Po ostatnim incydencie inżynierowie z firmy Hybrid Air Vehicles postanowili udoskonalić maszynę o dwie wielkie poduszki powietrzne, które zamontowane zostały po obu stronach kabiny pasażerskiej. Każda z nich napełnia się do objętości 15 metrów sześciennych w zaledwie 20 sekund. Gaz pobierany jest bezpośrednio z głównego zbiornika.

Takie zabezpieczenie powinno uchronić pilota/załogę/ładunek przed skutkami uderzenia w ziemię, gdyby nieoczekiwanie doszło do tego w trakcie lotu. Niestety, chociaż poprawki okazały się skuteczne, teraz firma stanęła przed kolejnym problemem.

Wakacyjny test maszyny, który był pierwszym od zeszłorocznego wypadku.

Airlander 10 będzie służył amerykańskiej armii w misjach transportowych, ale i nie tylko. Waży 20 ton, jest w stanie przenosić ładunki do 10 ton, a jego wyposażenie pozwala mu wykrywać i śledzić obiekty powietrzne, naziemne i nawodne oraz prowadzić rozpoznanie elektroniczne i obrazowe.

Co ciekawe, ten olbrzymi statek powietrzy wypełniony helem, bez problemu radzi sobie nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach pogodowych. Jest także przystosowany do startu i lądowania na wodzie, piasku czy śniegu i lodzie.

Jedna z nowych poduszek powietrznych Airlandera. Fot. Hybrid Air Vehicles,

Airlander jest pojazdem zarówno załogowym, jak i bezzałogowym. Dzięki zainstalowanym czterem silnikom, jest on w stanie przemieszczać się z prędkością do 150 km/h i może unosić się w powietrzu do 5 dni w trybie załogowym i kilka tygodni w trybie bezzałogowym.

Największy statek powietrzy świata, który powstał za blisko 25 milionów funtów, jednak nie będzie miał tylko i wyłącznie zastosowania wojskowego. Producenci przewidują, że stanie się on także wspaniałym środkiem transportu dla podniebnych podróżników, gdyż będzie mógł ich zabrać w najbardziej dzikie i niedostępne tereny naszej planety.

Źródło: / Fot. HAV

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy