Odnaleziono meteoryt tunguski?
105 lat temu doszło do tajemniczego zdarzenia nazywanego "katastrofą tunguską". Co spowodowało gigantycznych huk i powalenie 80 milionów drzew w syberyjskiej tajdze? Naukowcy zbadali krater, który może wyjaśnić zagadkę.
Rankiem 30 czerwca 1908 roku o godzinie 7:17 nad syberyjską rzeką Podkamienna Tunguska nastąpiła potężna eksplozja. Miała siłę około 50 megaton, czyli mniej więcej tyle, ile największa bomba termojądrowa zdetonowana przez człowieka.
Powaliła 80 milionów drzew w tajdze na powierzchni 2 tysięcy kilometrów kw., na dużo większym obszarze wywołała pożary. Fala uderzeniowa dwukrotnie okrążyła Ziemię. Jeszcze następnego dnia po katastrofie o godzinie 22:00 można było między innymi we Francji czytać książki, korzystając ze światła niezwykłej zorzy unoszącej się nad horyzontem.
W Londynie zanotowano trzęsienie ziemi, a w Rosji posądzono Japończyków o rozpoczęcie wojny. Co eksplodowało 105 lat temu? Jedna z hipotez mówi, że była to kometa złożona głównie z brudnego lodu, która gwałtownie rozpadła się kilka kilometrów nad powierzchnią ziemi i wyparowała.
Obserwowane w Europie "białe noce" mogły być skutkiem rozpraszania się światła słonecznego na jej warkoczu. Inna z hipotez mówi o znacznych rozmiarów meteorycie, który tuż przed upadkiem na Syberii spłonął w atmosferze. Eksplozja jaka wówczas nastąpiła była porównywalna do wybuchu 185 bomb zrzuconych na Hiroszimę.
Podstawowym odkryciem jakiego dokonali naukowcy w ciągu ostatniego stulecia jest to iż po upadku nieznanego obiektu nie pozostał żaden krater. Pewne jest więc, że obiekt rozpadł się i eksplodował nad powierzchnią ziemi. Jeśli byłby to meteoryt, to poruszał się on z prędkością 53 tysięcy kilometrów na godzinę, posiadając masę 88 milionów kilogramów i temperaturę 25 tysięcy stopni Celsjusza.
W 1929 roku naukowcy odkryli jezioro znajdujące się w pobliżu domniemanego miejsca upadku tajemniczego obiektu. Jezioro Czeko, które nie było wcześniej zaznaczone na żadnej mapie, wyróżnia się spośród innych jezior w regionie swoją budową, charakterystyczną dla kraterów wyżłobionych przez meteoryt.
Podczas ekspedycji w 1961 roku dokonano pomiarów z których wynika, że jezioro istnieje od co najmniej 5 tysięcy lat, a drzewa je okalające mają kilkaset lat. Gdyby jezioro powstało po uderzeniu meteorytu, to drzewa przestałyby wówczas istnieć. To miał być żelazny dowód, ze jezioro Czeko nie ma związku z incydentem tunguskim.
Jednak kolejna ekspedycja, tym razem fizyków z Uniwersytetu Bolońskiego w 2007 roku rzuciła nowe światło na tą zagadkę. Pobrano próbki z dna jeziora i poddano je analizie. Jezioro położone jest około 8 kilometrów na północny zachód od najbardziej zrujnowanej części tajgi, a więc na obszarze, który pokrywa się z zeznaniami naocznych świadków tej katastrofy.
Ma około 50 metrów głębokości, 708 metrów długości i 364 metry szerokości. Badania za pomocą echosondy wykazały, że w centrum jeziora znajduje się wybrzuszenie w kształcie stożka, charakterystyczne dla krateru uderzeniowego. Tymczasem badanie osadów wykazało, że jezioro ma około 100 lat, a więc musiało powstać podczas katastrofy tunguskiej.
Czy więc na dnie jeziora znajduje się fragment meteorytu, sprawcy tajemniczego zdarzenia? Niestety na ostateczną odpowiedź będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Obszar, gdzie doszło do incydentu jest trudno dostępny, zaś badania bardzo kosztowne.
Naukowcy gromadzą środki, aby podczas następnej ekspedycji na dno jeziora móc opuścić sondę, która pobrałaby próbki potencjalnej skały. Wówczas analiza składu skały dałaby jednoznaczne rozwiązanie zagadki.
Według Dona Yeomansa z NASA upadek meteorytu podobnego do tego sprzed 105 lat zdarza się średnio raz na 300 lat i prędzej czy później czeka nas powtórka z Tunguski, ale nikt nie wie gdzie się to może zdarzyć.
Jezioro Czeko z lotu ptaka.
Jezioro Czeko na zdjęciu satelitarnym Google Maps.
Zniszczony las w miejscu incydentu tunguskiego na zdjęciu satelitarnym Google Maps.
Stare zdjęcia obrazujące miejsce incydentu tunguskiego.