Rise of the Tomb Raider – recenzja

Tomb Raider to gra legenda, instytucja i samodzielna, żyjąca swoim życiem marka. Seria ma już na liczniku 17 lat i masę tytułów. Dała kopa branży, szansę konsolom, zwłaszcza PSX i stała się zaczynem dla gatunku oraz natchnęła wielu twórców – czy bez pierwowzoru w postaci Lary, powstałoby obsypane nagrodami Uncharted?

Tomb Raider to gra legenda, instytucja i samodzielna, żyjąca swoim życiem marka. Seria ma już na liczniku 17 lat i masę tytułów. Dała kopa branży, szansę konsolom, zwłaszcza PSX i stała się zaczynem dla gatunku oraz natchnęła wielu twórców – czy bez pierwowzoru w postaci Lary, powstałoby obsypane nagrodami Uncharted?

Tomb Raider to gra legenda, instytucja i samodzielna, żyjąca swoim życiem marka. Seria ma już na liczniku 17 lat i masę tytułów. Dała kopa branży, szansę konsolom, zwłaszcza PSX i stała się zaczynem dla gatunku oraz natchnęła wielu twórców – czy bez pierwowzoru w postaci Lary, powstałoby obsypane nagrodami Uncharted? Gra miewała momenty gdy błyszczała i upadała strasznie nisko, ale Lara mimo upływających lat nie straciła nic na atrakcyjności. Nie można zapominać o miejscu jakie Tomb Raider zajął w pop kulturze. Na bazie gry powstały niezliczone komiksy, filmy, gadżety, cosplayerowe kostiumy. Lara pokazała się nawet na scenie zespołu U2. Kolega zza biurka podpowiada mi, że dla wielu facetów była pierwszym kontaktem z „prawdziwą” kobietą :)

Reklama

Paradoksalnie – gdy dzisiaj patrzymy na Tomb Raidera trudno oprzeć się wrażeniu, że bardzo mocno wzoruje się on na Uncharted. Historia zatoczyła w tym przypadku dziwaczne koło – okazuje się, że teraz to pierwowzór szuka inspiracji w czymś, co powstało dzięki niemu. Nie mówię, że jest w tym coś złego. Używanie dobrych wzorców i ich kreatywne wtapianie w nową produkcję może być bardzo dobre. Takim właśnie przypadkiem jest Tomb Raider – znajdziecie tu nawiązania albo zastosowanie patentów z wielu gier, która bardzo wzbogaciły rozgrywkę.

Crystal Dynamics, za pieniądze Square Enix już poprzednio przygotowało grę, która ponownie rozruszała interes. Lara powróciła wtedy w blasku chwały, a nowy Tomb Raider odniósł sukces jeszcze przed premierą. Znakomicie napędzany hype i doskonale przygotowana promocja zrobiły swoje. Finalna wersja gry, przypieczętowała to wszystko i udowodniła, że reklamy nie były bajkami dla wyposzczonych fanów Lary Croft. W przypadku Rise of the Tomb Raider sytuacja miała się trochę inaczej. Z jednej strony Crystal miało spory zapas zaufania fanów pięknej archeolog, ale z drugiej, jakakolwiek wpadka spowodowałaby niewyobrażalną wściekłość. Zresztą – już sam fakt pojawienia się gry tylko na konsolach Xbox wywołał wystarczający gniew. Na szczęście Rise of the Tomb Raider broni się pod każdym względem i jest niemal idealny.

Fabuła. No właśnie, opowiadać o niej muszę ostrożnie, żeby nie zdradzić zbyt wiele, ale z pewnością mogę i powinienem powiedzieć tyle, że jest skonstruowana wręcz znakomicie. Jest prawdziwa, wciągająca, powoduje wzruszenia, wywołuje emocje.

Poprzednio poznaliśmy Larę Croft jako młodą, niedoświadczoną archeolog. Brała on udział w swojej pierwszej wyprawie badawczej i tak naprawdę nie miała pojęcia co ją czeka. Tym razem mamy do czynienia z wciąż młodą, ale jednak już mocno doświadczoną i twardo stąpającą po ziemi kobietą, która zna swój cel i wie jak go osiągnąć. Tym razem przewija się trauma spowodowana samobójstwem ojca, itd., a więc Lara znowu musi się borykać z problemami swojej przeszłości, niemniej jednak zaczyna z jakimś bagażem doświadczeń i sporą wiedzą.

Klimat jest od samego początku ustawiony na maksa. Lara musi poradzić sobie z zastaną sytuacją i elastycznie dostosowywać się do zmian. Musi walczyć o przeżycie, zabijać, wspinać się, nurkować, wykonywać karkołomne wspinaczki, zjazdy, skoki, eksplorować jaskinie oraz oczywiście używać sporego arsenału uzbrojenia. Rozwój i przemiana następują na naszych oczach i jest to zrealizowane po mistrzowsku i bardzo wiarygodnie. Zielona początkowo postać Lary rozwija się, zyskując kolejne punkty doświadczenia. W sumie jest to mechanizm podobny do tego co widujemy w grach RPG. Punkty gromadzone za udane akcje przeciwko wrogom, ukończone misje, polowania i znalezione przedmioty są tutaj „walutą”, za która nabywamy nowe lub też rozwijamy posiadane umiejętności. Warto zatem gromadzić przedmioty, przeszukiwać boczne dróżki i jaskinie oraz ciała pokonanych wrogów, gdyż ze wszystkiego można coś zrobić, a niektóre znajdźki są wręcz niezbędne, aby przedostać się do jakiegoś obszaru.

Akcja rozwija się i jest prowadzona z wielkim rozmachem, w bardzo efektowny, powiedziałbym filmowy sposób, ale nie po łebkach, czy z próbą maskowania niedoróbek. Wszystko ma odpowiedni smak, a w kilku miejscach strasznie żałowałem, że nie mogłem wybrać co ma się stać za chwilę. No, ale trudno...

Widać, że wiele elementów pojawiających się w poprzednim Tom Raiderze przepracowano pod wieloma względami, jednocześnie czerpiąc garściami od konkurencji. Odejście o znanych rozwiązań widać już od pierwszego momentu, w systemie sterowania i zachowaniu postaci Lary. Zrezygnowano tutaj z przyklejania się o przeszkód, stanowiących osłonę w czasie walki, a zastąpiono ją pochyloną pozycją, która jest zdecydowanie bardziej naturalna.

W grze widać także zdecydowanie mniej walki niż w porównywanym Uncharted. Wygrała tradycja i Lara zdecydowanie więcej czasu spędzi na eksploracji niż na strzelaniu i okładaniu się z przeciwnikami. To oczywiście nie oznacza, że walkę potraktowano po macoszemu. Sekwencje walki są widowiskowe i bierze w nich udział od jednego do kilku przeciwników, ale nie spodziewajcie się tu niekończących się fal wrogów wyskakujących z krzaków. Bardzo dobrze rozwiązano i widać też, że producenci mocno postawili na elementy skradania się, które premiowane jest łatwiejszym wykańczaniem przeciwników, bez angażowania się w rozpierduchę. Przeciwnicy choć raczej nieliczni stanowią spore wyzwanie, gdyż nie są ani mięczakami, ani debilami i potrafią napsuć nieco krwi. Z martwych ciał można wyciągać rozmaite przedmioty stanowiące dodatkową nagrodę za zwycięstwo.

Niektórzy ludzie zarzucają Tomb Raiderowi liniowość. Myślę, że są to głównie osoby, które nie miały okazji pograć. Rzeczywiście jest tak, że akcja rozgrywa się w sposób liniowy, ale na trasie znajdujemy masę dodatkowych zadań, ścieżek umożliwiających skok w bok i poszperanie w celu odnalezienia ciekawych przedmiotów. Prawdziwym sprawdzianem umiejętności eksploracji oraz przemieszczania się w trudnych miejscach są jaskinie. Muszę przyznać, że producenci gry zaimponowali mi w tym przypadku bardzo mocno. Kawal doskonałej roboty. W jaskiniach, których zwiedzanie nie jest obowiązkowe, odnajdziecie mnóstwo cennych przedmiotów, które ułatwią Wam rozgrywkę, ale dowiecie się także o dziejach odwiedzanych miejsc i przeżyciach ludzi z nimi związanymi.

Znakomicie rozbudowano crafting. Tym razem Lara musi zbierać roślinki, kawałki drewna, wydobywać rudę, itd., itp. W porównaniu z poprzednią grą jest tego naprawdę sporo. Dzięki znalezionym rzeczom można wytwarzać leki, truciznę, materiały łatwopalne i wybuchowe oraz wiele, wiele innych spraw. Oczywiście pozostał model rozwoju postaci, która doskonaląc swoje umiejętności staje się lepszym myśliwym, lekarzem, a także zabójcą. Nie zabrakło też całej gamy ulepszeń dla posiadanego uzbrojenia. Tak jak poprzednio dokładamy nowe elementy do każdego rodzaju ekwipunku, dzięki temu staje się on doskonalszym narzędziem. Takie rozwiązanie spowoduje też, że zaczniecie wracać do niektórych obszarów na mapie, gdyż okaże się, że już możecie otworzyć wejście do jaskini, albo pokonać jakieś zwierzę. Tych ostatnich jest teraz w Tomb Raiderze o wiele więcej. Poza wilkami i zwierzyną łowną, zawitały tu niedźwiedzie oraz drapieżne koty i dziki. Oczywiście nie można porównywać świata zwierzęcego do urodzaju znanego z Far Cry 4, ale z pewnością jest bogaciej.

Nie wiem czy to świadoma próba wprowadzenia, do śmiertelnie poważnego dotąd Tomb Raidera, elementów humorystycznych, czy przypadek, ale misje dodatkowe polegające na uganianiu się za kurczakami są dobrą drogą.

Oprawa graficzna i dźwiękowa to rzeczy, które miażdżą. Animacja jest bezbłędna , postacie poruszają się niemal idealnie. Jest to szczególnie ważne w grach, gdzie element zręcznościowy gra tak dużą rolę. Jednym z największych atutów są zapierające dech w piersiach widoki. Niekiedy uda się rzucić okiem na przepięknie wykonaną okolicę. Zdecydowanie najsłabszym ogniwem jest animacja twarzy postaci oraz pojawiające się znienacka śniegowe zaspy. Doskonałym uzupełnieniem przepięknej grafiki, jest doskonała oprawa dźwiękowa. Tutaj wybuchy, grzmoty, szelesty, wystrzały, okrzyki bólu, itd. brzmią realistycznie, czyli tak jak powinny. Dodatkowo sympatyczna ścieżka dźwiękowa. Wszystko to komponuje się w bardzo dobrą całość.

Podsumowując – mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Tomb Raider jest najlepszą grą tego typu i konkurencja ma teraz ciężki orzech do zgryzienia. Zdecydowanie i bez wahania oceniam ją na prawie najwyższą ocenę. Na ujęte punkciki zapracowały drobne niedoróbki. Jestem przekonany, że pieniądze wydane na zakup, jak i godziny Waszego życia, poświęcone na rozgrywkę, nie zostaną zmarnowane.  

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy