Snowden: NSA dąży do wielkich cyberwojen

Tak jak obiecywał Snowden, dziennikarze dostali w swe ręce kolejne rewelacje dotyczące działalności NSA. Jednak tym razem nie chodzi o inwigilację mieszkańców naszej planety, a o coś bardziej groźnego, a mianowicie o rozpętanie cyberwojny. Jakiś czas temu NSA wystawiła ogłoszenia...

Tak jak obiecywał Snowden, dziennikarze dostali w swe ręce kolejne rewelacje dotyczące działalności NSA. Jednak tym razem nie chodzi o inwigilację mieszkańców naszej planety, a o coś bardziej groźnego, a mianowicie o rozpętanie cyberwojny. Jakiś czas temu NSA wystawiła ogłoszenia...

Tak jak obiecywał Snowden, dziennikarze dostali w swe ręce kolejne rewelacje dotyczące działalności NSA. Jednak tym razem nie chodzi o inwigilację mieszkańców naszej planety, a o coś bardziej groźnego, a mianowicie o rozpętanie cyberwojny.

Jakiś czas temu NSA wystawiła ogłoszenia o pracę, w których poszukuje ludzi do objęcia stanowisk w dziale o nazwie TAO. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie chodzi tutaj o zwykłych pracowników biurowych, tylko hakerów, którzy "chcą i potrafią psuć różne rzeczy".

Reklama

Dokładnie chodzi tutaj o mało etyczną pracę, która ma polegać na zdalnym niszczeniu komputerów, sieci i routerów przeciwnika. Pracownicy, do siania zniszczenia, mieliby do dyspozycji program o nazwie Passionatepolka (ang. pasjonująca polka - taniec), którego zadaniem jest unieruchamianie kart sieciowych.

W biurach NSA znajduje się też program o nazwie Barnfire, który służy do kasowania BIOS-u w serwerach wykorzystywanych przez wrogie kraje oraz narzędzie Berserkr, które umożliwia wstrzykiwanie trwałych backdoorów i pasożytniczych sterowników do atakowanego systemu.

Tak więc praktyki agencji służyły do wykorzystania Internetu w cyberwojnach, jako broni w tworzeniu i kontrolowaniu konfliktów zbrojnych. Wyszkoleni ludzie paraliżowaliby sieci wroga, ale także przejmowaliby kontrolę nad elektrowniami (np. przy pomocy wirusa Stuxnet), oczyszczalniami wody, fabrykami, lotniskami i innymi elementami infrastruktury strategicznej.

Inwigilacja globalnej sieci miała być tylko pierwszym krokiem. Jej głównym celem miało być zdobycie informacji na temat, z jakich systemów korzystają wrogie kraje (faza 1) oraz znalezienie słabych punktów i dobranie do nich odpowiednich wektorów ataków (faza 2).

Następnie zainstalowanie "implantów", czyli backdoorów (faza 3), aby w przyszłości, w razie potrzeby, nie tracić już czasu na przełamywanie zabezpieczeń, tylko móc łatwo przejąć pełną kontrolę (faza 4).

NSA ma też spory zespół analityków (grupa o nazwie S31177), których celem jest obserwowanie cyberataków w wykonaniu innych państw, analizowanie ich i czerpanie z nich wiedzy, która może pomóc w ulepszeniu własnych operacji. W ten sposób agenci NSA obserwowali ataki Chin na Rosję i odwrotnie, ucząc się skutecznych metod neutralizacji systemów obu państw.

Najciekawsze informacje dotyczą jednak budżetu agencji, który jest chyba największym na świecie. W 2013 roku NSA otrzymała aż 1 miliard dolarów, z którego na same nietuzinkowe techniki przeznaczono aż 32 miliony.

Snowden ujawnił także, że kilka lat temu ministerstwo obrony USA odnotowywało około 30000 ataków na swoją infrastrukturę i potwierdzono, iż zostało zhackowanych aż 1600 komputerów, co kosztowało rządową agencję ponad 100 milionów dolarów.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy