To koniec energii wiatrowej w Polsce? "Wiatraki szkodzą"

Moc energii wiatrowej z roku na rok bije w Polsce rekordy, ale wkrótce wiatraki mogą trafić do skansenu, bo z powodu protestów mieszkańców zaostrzone zostanie prawo, a to zniechęci deweloperów do dalszych inwestycji. Kto na tym zyska, a kto straci?

Energetyka wiatrowa w naszym kraju rozwija się od początku lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to pierwszy wiatrak stanął przy Elektrowni Wodnej w Żarnowcu na Pomorzu. Jednak dopiero w ostatnich latach nastąpił jej prawdziwy rozkwit. Jak podaje Polska Sieć Elektroenergetyczna na koniec ubiegłego roku łączna moc farm wiatrowych wyniosła nieco ponad 5000 MW, co oznacza wzrost rok do roku aż o 35 procent.

To jednak mógł być tylko łabędzi śpiew energii z wiatru, bo przepisy wkrótce zostaną poważnie zaostrzone. Dotychczas deweloperzy mogli liczyć na rynku na prawdziwą samowolkę. Wiatraki stawiano bowiem gdzie popadnie, bez żadnych określonych norm. To ma się zmienić, bo protestów mieszkańców gmin, gdzie stawiane są lub wkrótce mają być wiatraki, wciąż przybywa.

Odbiły się one głośnym echem w sejmie. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało zajęcie się regulacją rynku energetyki wiatrowej. Próby zmian w prawie sięgają 2012 roku, kiedy to PiS przedstawił poselski projekt zmiany w ustawy o prawie budowlanym. Punktem spornym okazał się zapis, że wiatraki o mocy przekraczającej 500 kW nie mogą być budowane w odległości mniejszej niż 3 kilometry od zabudowań i lasów.

Wiatraki nad Zatoką Gdańską. Fot. TwojaPogoda.pl

W połowie 2014 roku za rządów PO-PSL podkomisja nadzwyczajna poprawkę tę odrzuciła. Teraz jednak, gdy PiS ma większość w sejmie, zamierza ponownie wprowadzić zmiany i wszystko wskazuje na to, że tym razem się to uda. Najnowszy projekt zakłada, że wiatrak nie będzie mógł znajdować się bliżej zabudowań i obszarów leśnych (w tym parków narodowych i rezerwatów) niż 10-krotność jego wysokości, a więc około 1,5 kilometra.

Wcześniej postawione wiatrami nie będą mogły być rozbudowywane, a dopuszczalne będą jedynie prace konserwatorskie. Eksperci są zdania, że to najbardziej restrykcyjne normy na świecie. Jednak według niektórych badań naukowych, jest to jedyna bezpieczna odległość, aby wiatrak nie wpływał na samopoczucie i zdrowie mieszkańców.

Rolnicy czują się oszukani

Czy rzeczywiście turbiny wiatrowe są tak niebezpieczne dla człowieka i zwierząt? W Polsce mamy już ponad tysiąc wiatraków, a więc pewne wnioski można już wyciągnąć. Póki co zdecydowana większość z nich jest krytyczna. Okazuje się, że mieszkańcy gmin, które udostępniły swoje grunty pod budowę farm wiatrowych wymieniają długą listę przekrętów po które sięgają deweloperzy chcąc się wzbogacić czyimś kosztem.

Po pierwsze wiatraki budowane są w miejscach, gdzie warunki atmosferyczne są niekorzystne, gdzie nie występują na tyle silne wiatry, aby mogła z nich powstawać energia. Po drugie umowy dzierżawy działki pod wiatraki wskazują, że to rolnik będzie musiał płacić podatek dochodowy i podatek od ziemi, która będzie musiała zostać odrolniona. Zerwanie umowy kończy się karami.

Wiatraki na Pomorzu Fot. TwojaPogoda.pl

Mało tego, deweloper będzie miał też prawo pierwokupu ziemi od rolnika i ostatecznie przejęcia jej na własność. Wielu rolników skuszonych kwotami zawartymi w umowach, podpisało je, nawet nie konsultując ich z prawnikiem. W efekcie wieloletnia umowa przyniosła im więcej kosztów niż zysków. Warto też podkreślić, że w gminach, gdzie stawiane są wiatraki automatycznie spada wartość gruntów i zabudowań, a także możliwość wielu dofinansowań z unijnej kasy.

Mieszkańcy skarżą się też, że budowa farm wiatraków nie zmniejsza bezrobocia, bo nikt z miejscowych przy budowie nie znajduje zatrudnienia. Mieszkańcy również nie korzystają z prądu generowanego przez farmy wiatrowe. Kosztów jest za to co niemiara, bo ciężki sprzęt dojeżdżający na plac budowy dewastuje lokalne drogi, których naprawy deweloper wcale nie pokrywa.

Protestują nie tylko mieszkańcy polskich wsi, lecz również nasi sąsiedzi. W Holandii, Niemczech, Danii czy w USA i Kanadzie doszło do wielu demonstracji, które jednak zostały zbagatelizowane przez władze. Demonstranci dopominali się, żeby nie budowano wiatraków bliżej niż 3 kilometry od domostw i to nie tylko z powodu hałasu.

Problemy ze zdrowiem

Jednak zdecydowanie najpoważniejszym wpływem wiatraków na zdrowie okolicznych mieszkańców ma być hałas (infradźwięki) oraz pole elektromagnetyczne. To właśnie z tego powodu w niektórych krajach norma odległości wiatraka od zabudowań ustanowiona została na 40 decybeli w porze nocnej. W innych krajach odległość musi być nie mniejsza niż czterokrotność wysokości wiatraka lub pięciokrotność średnicy wirnika z łopatami. W przeliczeniu to około 500 metrów od domów.

Wiatraki na Suwalszczyźnie. Fot. TwojaPogoda.pl

Ciągły szum towarzyszący wahnięciom skrzydeł ma ponoć powodować ciągły stres, a fale elektromagnetyczne powodować zmęczenie, problemy ze snem, łaknieniem oraz zwiększać ryzyko nowotworów. Z badać wynika jednak coś znacznie odmiennego. Elektrownia wiatrowa na wysokości 2 metrów nad gruntem generuje wartość pola elektrycznego rzędu 9 V/m, przy normie rzędu 1000 V/m. Dla porównania suszarka do włosów czy maszynka do golenia wytwarza 700-800 V/m.

Trzeba jednak mieć na uwadze, że używamy ich krótko, zaś pole wytwarzane przez wiatrak jest stałe. Podobnie jest w przypadku wartości pola magnetycznego, które dla wiatraka wynosi 4,5 A/m, przy normie na poziomie 60 A/m. Niektóre maszynki do golenia wytwarzają pole rzędu 1200 A/m, przy tym wielokrotnie przekraczając dopuszczalne normy.

Po części potwierdzili to naukowcy z National Health and Medicine Research Council (NHMRC) w Australii. Według ich badania, które zostało opublikowane zaledwie 2 miesiące temu, a przeprowadzono je na 4 tysiącach osób, nie ma bezpośredniego związku działalności turbin wiatrowych z lękami, depresją, wahaniami ciśnienia krwi, chorobami serca i problemami ze słuchem u mieszkańców, których domy znajdują się w odległości 1,5 kilometra.

Jednak, jak wskazało badanie, nie można wykluczyć, że wiatraki powodują zaburzenia snu i rozdrażnienie, jednak mijają one w ciągu kilku tygodni po rozpoczęciu pracy przez turbinę, gdy organizm się do nich przyzwyczai. Oczywiście mogą się zdarzyć wyjątki. Naukowcy zalecają dalsze badania przy odległości wiatraków od 500 do 1500 metrów.

Okazuje się tym samym, że proponowany przez posłów Prawa i Sprawiedliwości zapis o co najmniej 1500 metrów odległości wiatraków od domów i lasów ma swoje poważne uzasadnienie, zwłaszcza, że obecnie turbiny często znajdują się zaledwie 100-200 metrów od zabudowań.

Wiatraki zmieniają pogodę

Problem stanowi też sama pogoda, z której energię turbiny produkują. Wiatraki, jako najwyższe obiekty pośród pól, stanowią częsty cel piorunów. Uderzają one w łopaty wirników, wywołując pożary i ich uszkodzenia. Opadające łopaty stanowią poważne zagrożenie dla ludzi, zwierząt i obiektów znajdujących się nawet w odległości do kilometra.

Zimą z kolei, gdy łopaty ulegają oblodzeniu, kawały lodu niczym pociski mogą spadać na ziemię w znacznej odległości. Wiatraki to również zagrożenie dla zwierząt, zwłaszcza ptaków i nietoperzy, które się o nie rozbijają. To duży problem, zwłaszcza w okolicach rezerwatów czy parków narodowych.

Fot. Christian Steiness.

Wiatraki mogą również zmieniać pogodę. Najlepszym tego dowodem są turbiny rozstawione na Morzu Północnym w Danii. Przed ich łopatami następuje wzrost ciśnienia i temperatury. Natomiast za łopatami ciśnienie obniża się, a wraz z nim temperatura, sprzyjając zwiększaniu się wilgotności powietrza i pojawianiu się kondensacji pary wodnej.

Tworzą się całe pasma chmur ciągnące się od pierwszego wiatraka wzdłuż pozostałych aż po horyzont. Chmury te zdolne są przynosić opady deszczu. Zmianie ulega zatem mikroklimat regionu. Silny wiatr wiejący od zachodu w kierunku wybrzeży Danii jest w stanie przenosić chmury nad obszary zamieszkane.

Huraganowy wiatr w Danii niszczy turbinę wiatrową.

Duńczycy skarżą się, że wiatraki mieszają w regionalnych prognozach pogody. Często, gdy w prognozach pojawia się czyste niebo, to mieszkańcy wybrzeży Jutlandii obserwują całkowite zachmurzenie, a nawet opady.

Dania imperium wiatrakowym

Według ekspertów z Bloomberg New Energy Finance polski rynek, który jest najbardziej obiecującym dla energetyki wiatrowej w Europie, jest z tego powodu zagrożony. Co więcej, zagraża to planowi wprowadzania Odnawialnych Źródeł Energii (OZE) do 2020 roku.

Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej inwestycje wynoszą już 32 miliardy złotych, 620 milionów zł rocznie wynoszą wypływy podatkowe dla sektora rządowego i samorządowego oraz średnio ponad milion złotych wpływów z samych tylko podatków dla każdej z około 400 gmin posiadających elektrownie wiatrowe, ponad 8 tysięcy miejsc pracy w 2014 roku i nawet 42 tysiące w 2030 roku.

Eksperci wskazują Danię, która w tej chwili jest najbardziej otwartym na energetykę wiatrową krajem na świecie. W ubiegłym roku aż 42 procent zużytej całkowitej energii elektrycznej pochodziło właśnie z farm wiatrowych. Tłumaczone jest to tym, że był to wyjątkowo wietrzny rok, ale przecież takie nie zdarzają się bez przerwy.

Przeciwnicy wiatraków ostrzegają, że budowa nawet wielu farm wiatrowych nie spowoduje wyłączenia ani jednej elektrowni węglowej, ponieważ jeśli wiatr ucichnie, energia przecież nadal musi być produkowana, a popyt na nią w Polsce z każdy rokiem rośnie i to w piorunującym tempie, o czym świadczy chociażby wprowadzenie 20. stopnia zasilania latem ubiegłego roku.

Miażdżący raport NIK

Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyżej Izby Kontroli (NIK) przedstawił 12 maja sejmowej komisji infrastruktury informacje na temat lokalizacji elektrowni wiatrowych. Przeprowadzono 70 kontroli w 51 urzędach gmin i 19 starostwach powiatowych.

Okazało się, że w aż 90 procentach kontrolowanych gmin zgoda miejscowych władz na lokalizację elektrowni wiatrowej uzależniona była od sfinansowania dokumentacji planistycznej albo darowizny na rzecz gminy.

Tymczasem prawo przewiduje, że taki wydatek, jak opracowanie planu, powinien być pokryty z budżetu gminy. Takie działania mogły być źródłem konfliktu interesów między preferencjami inwestorów a interesami gmin i społeczności lokalnych.

Na tym jednak nieprawidłowości się nie kończą, bo mieszkańcy nie byli dostatecznie informowani o tym, że w ich sąsiedztwie planowana jest budowa wiatraków. Ich nieobecność na spotkaniach z inwestorami, miała automatycznie oznaczać zgodę na realizację inwestycji.

Kolejny zarzut NIK dotyczył sposobu badania poziomu hałasu, który produkowany jest przez wiatraki. Zgodnie z przepisami mierzono hałas przy niskiej wietrzności, a więc przy wietrze o prędkości poniżej 20 km/h. Jednak jak wiadomo, im większa jest prędkość wiatru, tym na większe odległości przenoszony jest dźwięk.

Jak wykazują badania, największe natężenie hałasu występuje przy wietrze o sile 40 km/h. Przepisy były więc na tyle dziurawe, że wychodziły naprzeciw oczekiwaniom inwestorów. Jakby tego było mało, to jeszcze przepisy w ogóle nie uwzględniały badania występowania infradźwięków i efektów stroboskopowych, co mogło mieć poważne konsekwencje dla okolicznych mieszkańców.

Najwyższa Izba Kontroli skierowała do właściwych organów szereg wniosków w celu uspójnienia przepisów oraz zabezpieczenia interesów społeczności lokalnych. W trakcie posiedzenia Komisji Infrastruktury w pełni zapoznali się z nimi posłowie.

Czy to się nam opłaca?

Energia wiatrowa z pewnością jest w tej chwili najdroższą energią w Polsce. Jedna megawatogodzina energii elektrycznej z wiatraków kosztuje około 450 złotych. Dla porównania z biogazowni to 350 złotych, a z najtańszego węgla tylko 160-180 złotych. Gdybyśmy chcieli przejść w całości na energię odnawialną, to ceny za prąd musiałyby wzrosnąć dwukrotnie, a na to żaden Polak się nie zgodzi.

Być może najlepszym rozwiązaniem problemu z energetyką wiatrową, z której z całą pewnością nie powinniśmy rezygnować, jest poważne przeanalizowanie tego, gdzie powinny stanąć wiatraki, aby nie stanowiły zagrożenia dla ludności, nie szpeciły krajobrazów i aby były w pełni wydajne.

Wiatraki na Pomorzu. Fot. TwojaPogoda.pl

Lokalizowanie turbin gdzie popadnie, byle na tym zarobić, a żadnych korzyści społeczeństwu nie przynieść, sprawia tylko, że nowoczesne technologie, które mają chronić środowisko, są przez ludność źle odbierane.

Przedstawiliśmy Wam racje obu stron konfliktu. Która z nich ma rację, musicie odpowiedzieć sobie sami. Zachęcamy Was do wyrażania swoich opinii w komentarzach na dole strony.

Geekweek
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas