Tsunami na Bałtyku
W 1497 roku na południu Szwecji, w okolicach jeziora Wener doszło do lekkiego trzęsienia ziemi o sile około 4,5 stopnia w skali Richtera. Chociaż wstrząs nie był silny, to jednak doszło do gwałtownego wydzielania się metanu z wnętrza ziemi na dnie Bałtyku.
W 1497 roku na południu Szwecji, w okolicach jeziora Wener doszło do lekkiego trzęsienia ziemi o sile około 4,5 stopnia w skali Richtera. Chociaż wstrząs nie był silny, to jednak doszło do gwałtownego wydzielania się metanu z wnętrza ziemi na dnie Bałtyku.
Proces ten w oka mgnieniu zakończył się potężną eksplozją, która wyzwoliła wysoką na 20 metrów falę tsunami. Po kilkudziesięciu minutach fala dotarła do polskiego wybrzeża w okolicach Darłowa i Darłówka, wdzierając się na kilka kilometrów w głąb lądu.
Całkowitemu zniszczeniu uległo wiele miejscowości nadbrzeżnych, pod wodą znalazło się także Darłowo. Potęga żywiołu była wielka, gdyż we wschodniej części miasta na wysoczyźnie osadził się statek. Łącznie fala porwała i zrujnowała co najmniej 4 statki. Jego szczątki spoczywają na wysokości 20 metrów ponad plażą.
Najbardziej ucierpiało Darłówko, które leży na samym wybrzeżu. Miasteczko zostało zmyte z powierzchni ziemi, zginęło tam bardzo wielu mieszkańców. Nieco mniej ucierpiało Darłowo i okoliczne wsie położone nieco dalej od wybrzeża.
Jak wynika z kronik tsunami zniszczyło wiele domów. Jak się okazuje w regionie Bałtyku w ostatnich setkach lat zanotowano bardzo dużo wstrząsów tektoniczych o niewielkiej sile. Jednak każde z nich stanowiło zagrożenie powstania fal tsunami.
Metan zawarty w glebie pod dnem morza oraz wstrząsy mogą zagrażać polskiemu wybrzeżu także w przyszłości, bo gdzie większy zbiornik wodny i trzęsienia ziemi, tam w każdej chwili może pojawić się tsunami.