Weekendowe granie #23 – Halo 4
Halo 4 pojawiło się na rynku po pięciu latach niebytności tej marki. Tym razem i to po raz pierwszy, producentem nie jest Bungie. W tej roli zastąpiło je studio 343 Industries – wewnętrzne studio Microsoftu. Jak wiadomo, Bungie poszło własną drogą i pozostawiło po sobie niesamowitą, wręcz genialną grę oraz zakochany w niej tłum fanów...
Halo 4 pojawiło się na rynku po pięciu latach niebytności tej marki. Tym razem i to po raz pierwszy, producentem nie jest Bungie. W tej roli zastąpiło je studio 343 Industries – wewnętrzne studio Microsoftu. Jak wiadomo, Bungie poszło własną drogą i pozostawiło po sobie niesamowitą, wręcz genialną grę oraz zakochany w niej tłum fanów. Dlatego też 343 Industries od początku do końca pracowało pod ogromną presją. Oczy wszystkich graczy, zainteresowanych uniwersum Halo, zwrócone były w ich stronę i patrzyło na ręce nowego dewelopera. Potworne ciśnienie. 343 Industries zniosło to wszystko bardzo dzielnie i co najważniejsze dało radę. Nie tylko udźwignęło cały napór, ale przygotowało grę, która w wielu miejscach jest o wiele ciekawsza niż poprzednie części.
Fabuła. To był wątek, który najbardziej niepokoił fanów. Już na samym początku prac nad grą, dowiedzieliśmy się, że jest to początek nowej trylogii. Przyznam, że sam obawiałem się, że wątek fabularny będzie, mówiąc delikatnie, słaby. Finalnie okazało się, że zmartwienia były zbędne, gdyż 343 Industries podeszło do tego w sposób bardzo dojrzały i przygotowało świetną fabułę z doskonałym i dość odważnym zakończeniem. Strzałem w dziesiątkę było wprowadzenie do gry całkowicie nowego rodzaju wrogich jednostek - Promethean, strażników sekretów Rekwiem. Dają oni nowego kopa rozgrywce – są inteligentni i trudni do pokonania, gdy są w grupie.
Zgodnie z obietnicą postawiono na pokazywanie głównych bohaterów - Master Chiefa i Cortany. Mamy tu do czynienia z emocjonującą historią ich życia, czy nawet związku, dla których galaktyczne problemy są jedynie tłem. W końcu widzimy Chiefa w bardziej uczłowieczonej wersji, poznajemy jego myśli, wspomnienia, uczucia. Bez obaw! To wcale nie oznacza, że teraz dostaliśmy ckliwą opowiastkę, niczym z wenezuelskich seriali. Nie, nie. Mamy tu solidną, dynamiczną fabułę z masą walki, przemocy i nakręcaniem adrenaliny. Jest wszystko, a nawet więcej, do czego przyzwyczaiła nas seria.
Historia „czwórki” rozpoczyna się w momencie, w którym pozostawiło nas legendarne zakończenie Halo 3. Master Chief i Cortana, uwięzieni przez prawie pięć lat we wraku statku Forward Unto Dawn, trafiają na tajemniczą planetę, gdzieś w dalekim zakątku kosmosu. Szybko okazuje się, że to Rekwiem, jeden ze schronów Prekursorów, umożliwiających ukrycie się przed niszczącą falą odpalonego Układu Halo, a nasza obecność nie jest tam mile widziana. Zagrożeniem nie jest jedynie pilnująca instalacji duża armia Przymierza, ale również prastare zło, które po tysiącach lat budzi się na nowo.
Jak przystało na początek nowej trylogii, otwarto wiele nowych wątków oraz pojawiło się sporo nowych nazw, wydarzeń, które mogą sugerować kierunki rozwoju dalszej fabuły. Jednak z drugiej strony narzekają na to ludzie nie znający uniwersum, że jest zbyt hermetycznie i pozostawiano zbyt dużo niejasności. Myślę, że może to być celowy zabieg, wymuszający zainteresowanie poprzednimi grami, a może nawet książkami związanymi z grą. Dla mnie taka aura tajemniczości, pewnych niejasności, czy też niedomówień, jest znakomitym dowodem na próbę budowania ciekawej fabuły. Wszystko będzie się z czasem ujawniało, rozwiązywało i wyjaśniało, a teraz zachęca do czekania na kolejne „odcinki”.
Podsumowując fragment poświęcony fabule, odważę się postawić tezę, że 343 Industries, skonstruowało ją o wiele lepiej niż robiło to Bungie. Dzieje się tak, ponieważ jest ona dynamiczna, obfituje w wiele ciekawych elementów, nie daje powodów do nudy i zwalnia jedynie chwilami, aby dać nam ochłonąć. Przy tym wielkim rozmachu, udało się utrzymać jej spójność i uniknięto wpadek, które wielokrotnie pojawiały się w poprzednich odsłonach.
Oprawa graficzna zawsze była elementem rozpoznawalnym serii i chociaż nie trafiała do każdego, a nawet miała swoich prześmiewców, to trzeba jej przyznać, że trzymała wysoki poziom. Myślę, że Halo 4 jedynie przypieczętowało ten fakt. Mamy tu do czynienia z jedną z najlepiej wyglądających gier konsolowych tej generacji. Twórcy wykazali się ogromną troskliwością o detale, a poszczególne lokacje są piękne. Zarówno wnętrza, jak i otwarte przestrzenie wykreowano na najwyższym poziomie. Co najważniejsze gra działa niezmiernie płynnie, nawet wtedy, gdy na ekranie odbywa się totalna jatka z udziałem wielu pojazdów i postaci uwijających się po planszy, przy akompaniamencie wybuchów, rozbłysków światła, itp.
Ścieżka dźwiękowa to jak zawsze mistrzostwo świata, a o muzyce pojawiającej się w grze, nie zawaham się powiedzieć, że jest epicka i może spokojnie żyć własnym życiem. Za muzykę, tym razem, odpowiada Neil Davidge, gdyż Marty O'Donnell pozostał w zespole Bungie.
Halo 4 to kolejna produkcja Microsoftu wydana w całości po polsku. Jakość nagrań na najwyższym poziomie, a dobór głosów trafiony w dziesiątkę. Master Chief brzmi jak powinien, Cortana również, a i pozostałym nie ma co zarzucić. Dlatego też również z tej strony oceniam grę bardzo pozytywnie.
Multiplayer. Jestem przekonany, że według wielu z Was powinienem od niego zacząć, bo w Halo kochacie go ponad wszystko, a tryb singlowy jest jedynie przyczepką. Jeśli do tej pory byliście zadowoleni z całości i wyklinaliście na kilka denerwujących patentów, to tym razem może być tylko lepiej. 343 Industries odwaliło kawał solidnej i niełatwej roboty. Nie dość, że musiało uporać się z bajzlem pozostawionym przez poprzedników, to jeszcze udało się mu wprowadzić wiele bardzo ciekawych, własnych pomysłów.
Widać tu wyraźne nawiązanie do systemu perków znanego z choćby Call of Duty. Postać rozwija się awansując do kolejnych klas, a za tym idą nowe umiejętności oraz elementy wyposażenia i uzbrojenie. Tym razem mamy sporą swobodę w stworzeniu zestawu do walki dla własnej postaci. Wybieramy broń podstawową oraz dodatkową i oporządzenie do nich. To jednak nie wszystko. Możemy także zdecydować z jakich granatów skorzystamy, z jakich specjalności oraz jest opcja dołożenia do tego dwóch bonusów.
Wspomniany wyżej rozwój postaci został zaprojektowany tak, aby świeżo dołączający do zabawy nie musieli być skazani na niekończące się lanie ze strony grających dłużej przeciwników. Oczywiście startujemy z poziomu zerowego, a do zdobycia jest ich aż 50, ale rozegranie kilku, czy może kilkunastu meczów umożliwia zaliczenia większości z nich, a także dokupienie odpowiedniej ilości solidnego sprzętu. Szanse dość szybko stają się wyrównane i wtedy o zwycięstwie decydują już tylko umiejętności poszczególnych graczy.
Zniknął znienawidzony przez wszystkich Bloom, czyli powiększający się celownik. Uporządkowano tryby rozgrywki, co sprzyja rozgrywaniu normalnych meczy, gdyż nie ma już znanego z Reach głosowania na ciągle te same tryby. Tym razem to gracz wybiera w co chce grać, a w głosowaniu wybierana jest wyłącznie mapa.
Siłą multiplayera są unikalne mapy. Nikt w 343 Industries nie zdecydował się na pójście na łatwiznę, znaną z innych, często wysokobudżetowych produkcji, gdzie w MP wszystko rozgrywa się na mapach skopiowanych z singla. Tutaj mamy do dyspozycji mapy przygotowane od początku do końca dla multiplayera. Troszkę inaczej jest niestety w Spartan Ops, o którym za chwilę, ale generalnie jestem bardzo zadowolony z dostępnego zestawu map.
Na deser zostawiłem właśnie wywołane przed momentem do tablicy Spartan Ops. Jest to tryb dla wielbicieli rozgrywek kooperacyjnych, zrealizowany w konwencji serialu. Przed premierą był to jeden z mocniej reklamowanych elementów Halo 4 i w sumie nie dziwię się, gdyż wypada on bardzo dobrze.
Spartan Ops to działanie w czteroosobowych oddziałach Spartan. Każdy gracz może indywidualnie dobrać sobie ustawienia, broń, itd. W takim składzie ruszamy do boju. Zadania są nam zlecane przez dowództwo statku UNSC Infinity i mimo rozmaitych sposobów rozgrywki, kolejności wykonywania zadań i celom, sprawdzają się do tego samego, czyli wyżynania przeciwników i dotarciu do określonego miejsca. Ciekawostką jest ustawienie wszystkie w epizodach, które mają się pojawiać w tygodniowych odcinkach. Na każdy epizod będzie składało się kilka misji. Epizody oddzielają wspaniale zrealizowane przerywniki filmowe będące uzupełnieniem fabuły, w której uczestniczymy zaliczając poszczególne misje i epizody. Jedyną bolączką tego trybu jest brak własnych map. Twórcy wykorzystali tu istniejące i tylko czasami próbowali zaczarować nas trikami w stylu – „to ta sama mapa, ale dodaliśmy śnieg”.
Podsumowując – Halo 4 to świetna gra. Może nie dla wszystkich, ale Halo nigdy nie było serią uwielbianą przez wszystkich graczy. 343 Industries udźwignęło ciężar po Bungie i w wielu momentach poszło dalej, robiąc masę ciekawych i nowych rzeczy. Zarówno tryb singlowy, jak i ogromny multiplayer to prawdziwa uczta dla wielbicieli strzelanin. Jak już wspomniałem, Halo 4 jest jedną z najlepszych gier na starą generację i wspaniałą przepowiednią tego, co będziemy mogli zobaczyć na kolejnej.