Włosi upozorowali przejście tornada

Każdego dnia w najróżniejszych miejscach na naszej planecie ludzie próbują wyłudzać pieniądze, które zupełnie im się nie należą. Okazuje się, że gwałtowne zjawiska atmosferyczne to prawdziwy biznes, ale tylko dla tych, którzy wiedzą jak na tym zarobić.

Każdego dnia w najróżniejszych miejscach na naszej planecie ludzie próbują wyłudzać pieniądze, które zupełnie im się nie należą. Okazuje się, że gwałtowne zjawiska atmosferyczne to prawdziwy biznes, ale tylko dla tych, którzy wiedzą jak na tym zarobić.

Każdego dnia w najróżniejszych miejscach na naszej planecie ludzie próbują wyłudzać pieniądze, które zupełnie im się nie należą. Okazuje się, że gwałtowne zjawiska atmosferyczne to prawdziwy biznes, ale tylko dla tych, którzy wiedzą jak na tym zarobić.

Tak właśnie myśleli mieszkańcy małej włoskiej miejscowości Licodia Eubea, leżącej we wschodniej Sycylii u stóp wulkanu Etna. Ich życie toczyło się z dnia na dzień i nikt już nie wierzył, że coś może się jeszcze zmienić, do czasu aż przed siedmioma laty usłyszeli o tornadach, które przechodziły nad Stanami Zjednoczonymi, powodując niewyobrażalne zniszczenia.

Reklama

Wtedy wpadli na pomysł, że także oni mogą spróbować swych sił i spustoszyć miasteczko tak, jakby przeszło przez nie najprawdziwsze tornado. Wielka mistyfikacja mogła się udać, gdyż w wielką demolkę zaangażowani byli dosłownie wszyscy, od dzieci aż po staruszków. Sycylijczycy okazali się przebiegli i postanowili poczekać z akcją do najbliższej burzy. Ta przeszła 14 września wczesnym popołudniem i okazała się być bardzo słaba. Ze względu na to, że nie można było pracować za dnia, zdecydowano się rozpocząć operację pod osłoną nocy.

Mieszkańcy miasteczka nie posiadali się, że szczęścia, kiedy w nocy z 14 na 15 września o godzinie 2:00 czasu lokalnego rozpętała się kolejna burza. Nikogo jednak nie poruszyło to iż ponownie nie była ona zbyt silna. Rozpoczęli więc demolkę, która ginęła w ogłuszających grzmotach. Niszczenie swojego dobytku okazało się tak wyśmienitą zabawą, że zdewastowano niemal wszystko. Kiedy nic już nie zostało na swoim miejscu i wzeszło Słońce zdecydowano się natychmiast powiadomić o sfabrykowanym nieszczęściu władze. Te z kolei zwróciły się o pomoc finansową do polityków w Rzymie, którzy natychmiast wysłali do mieściny 370 tysięcy euro.

Wielki spisek udał się, a mieszkańcy żyli w spokoju przez kilka lat aż do wiosny 2007 roku, kiedy włoskie władze rozliczając swoje dokonania postanowiły jeszcze raz zbadać sprawę miasteczka Licodia Eubea. Poprosiły o szczegółową ekspertyzę włoską służbę pogodową. Wynik śledztwa zmroził opinię publiczną. Meteorolodzy dysponując radarami (posiada je również Polska) stwierdzili, że burza, która panowała nocą z 14 na 15 września 2002 roku, była słaba, nie zanotowano podczas niej wiatru przekraczającego 17 km/h, a przecież zniszczenia powoduje poryw sięgający co najmniej 70 km/h.

Radar meteorologiczny ujawnił, że nad regionem nie mogło przejść tornado, gdyż nie było ku temu odpowiednich warunków atmosferycznych. Mieszkańcom wymierzono surową karę za kłamstwo. Jak podały włoskie media karabinierzy wkroczyli do miasteczka i skonfiskowali ludności przedmioty na łączną wartość skradzionych funduszy. Nikt z mieszkańców nie przypuszczał, że obecnie w dobie nowoczesnych urządzeń pomiarowych można zbadać dosłownie wszystko i ujawnić prawdę. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego władze wcześniej pominęły tak ważny szczegół.

Włosi nie są jedynymi, którzy wzbogacili się na upozorowanych zjawiskach pogodowych. Każdego roku w porze tropikalnych cyklonów, huraganów i tajfunów podobne akcje przeprowadzają mieszkańcy biednych krajów Ameryki Środkowej i południowej Azji. Chociaż zjawiska te ich nie dotykają, to jednak dołączają się do apelujących w ten sposób pomniejszając pomoc dla naprawdę potrzebujących. Chociaż ich kłamstwa widoczne są już po jednym zerknięciu na zdjęcie satelitarne i dane radarowe, to jednak oni zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy