Çatalhöyük – starożytne miasto bez ulic

To jedna z najstarszych protomiejskich siedzib ludzkich, która do dziś zaskakuje wielkością, a przede wszystkim formą. Zapraszamy na wyprawę do Çatalhöyük – starożytnego miasta dachów sprzed 10 tysięcy lat.

Ruiny odkopane w Çatalhöyük
Ruiny odkopane w ÇatalhöyükWikimedia Commons

Świat dowiedział się o jednym z najstarszych miast w historii ludzkości dopiero pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. Wtedy to brytyjscy naukowcy pod wodzą Jamesa Mallearta, prowadzący wykopaliska w Anatolii w Turcji, odkryli pozostałości infrastruktury miejskiej z VII tysiąclecia p.n.e. To jednak nie było wszystko. Kolejne prace pokazały skalę znaleziska.

Szacuje się, że osada funkcjonowała od około 7400 roku p.n.e. Mogło ją zamieszkiwać nawet do 8-10 tysięcy ludzi. Był to tym samym największy ośrodek protomiejski z okresu neolitu. W zbliżonym czasowo Jerychu żyło wówczas do 2 tysięcy mieszkańców. Warto zaznaczyć, że w średniowieczu takiego zaludnienia nie miały i polskie grody, w tym stołeczne Gniezno, a potem Kraków.

U zarania ludzkiej cywilizacji Çatalhöyük było więc prawdziwą metropolią. Badacze do dziś są pod wrażeniem formy niezwykłego starożytnego miasta.

Domy bez okien, miasto bez ulic

Domy w Çatalhöyük przylegały ściśle do siebie. Nie miały drzwi ani okien. Wchodziło się do nich po drabinie wejściem od góry, przez dach. I to właśnie na dachach toczyło się wielkomiejskie życie tego pasjonującego ośrodka. Nie było ulic ani obwarowań miejskich.

Całe miasto powstało z budulca, którego nie brakowało - wysuszonego błota. Przeciętny dom z błota miał 25 metrów kwadratowych, więc o luksusie można było zapomnieć, zwłaszcza, że w środku mieszkało nawet do 8 osób, ponadto znajdował się tam piec, palenisko i magazyn na zboże, który stanowił odrębną izbę. Tak więc ciasnota stanowiła codzienność.

Zapewne dlatego życie toczyło się na zewnątrz - tzn. na dachu, bo po dachach, a nie ulicach chodzili mieszkańcy Çatalhöyük. Jeśli już znalazły się "enklawy" przy ziemi, były to zazwyczaj pozostałości po którymś zburzonym domu. Stanowiły one swoiste "dziedzińce", choć były też wykorzystywane do pozbywania się odpadów.

Bombowe wykopaliska pod Ypres

Saperzy każdego roku ostrzegają mieszkańców i turystów, że rejon wokół Ypres jest nadal de facto strefą wojny. W ostatnich latach zdarzały się śmiertelne wypadki. W 2014 roku na polu nieopodal miasta zginęły dwie osoby. Najsłynniejszy wypadek zdarzył się w 2008 roku, kiedy rolnik wysadził garaż próbując dostać się do wnętrza ciężkiego pocisku artyleryjskiego. Belgowie szacują, że przy obecnym tempie, całkowite oczyszczenie okolicy miasta może zająć nawet 500 lat.

Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News
Okres prac rolnych jest najbardziej wytężonym w pracy saperówCraig Stennett/EyevineEast News

Dziadek pod podłogą

Miasto bez ulic tworzyło coś w rodzaju jednego wielkiego budynku. Nie miało też cmentarza. Ten nie był potrzebny. Zmarłych chowano bowiem we własnych domach - pod podłogą, w pozycji embrionalnej, czasem z niewielką liczbą przedmiotów. Byli więc ciągle "obecni" w przestrzeni, w której ludzie mieszkali, spali, żyli na co dzień.

Według badaczy fakt bliskości zmarłych i pochówków ich kolejnych generacji (w niektórych pomieszczeniach znajdowano nawet kilkadziesiąt szczątków) stanowił budulec jednoczący społeczność, podkreślający wspólne pochodzenie - istnienie wielopokoleniowej "rodziny".

Być może z przyczyn higienicznych bądź epidemiologicznych (o których zdawano sobie sprawę?) nie chowano pod podłogą rozkładających się ciał - a jedynie szkielety. Wcześniej zwłoki były wystawiane na żer sępom. Ptaki "oczyszczały" je z mięsa, pozostawiając jedynie kości.

Niektórych zmarłych chowano poza domem - w bardzo ważnych dla społeczności pomieszczeniach, które pełniły rolę sanktuariów. Nie wyróżnia ich wielkość, ani sposób wejścia, a jedynie bogate zdobienia wewnątrz. Składały się na nie najróżniejsze freski - od typowo ozdobnych po obrazki przedstawiające zwierzęta, sceny z życia i motywy symboliczne. Popularną "ozdobą" miejsc sakralnych były wielkie bycze łby, do których montowano prawdziwe rogi. Część fresków przedstawiała też sępy latające nad ciałami. Ptaki te stanowiły zapewne symbol śmierci.

Pierwsza pszenica i "bogini matka"

Jedno z najstarszych miast na świecie wyrosło w miejscu idealnie nadającym się do zamieszkania. Żyzna równina, w ciepłym i wilgotnym klimacie wydawała plony dwa razy do roku. Do tego nawodnienie zapewniała miejscowa niewielka rzeka.

To stąd pochodzą najstarsze znane nam ziarna pszenicy - mają 8500 lat. Prawdopodobnie ówcześni rolnicy z Çatalhöyük używali, jak później Sumerowie i Egipcjanie, irygacji do nawadniania swych pól. Poza tym uprawiali m.in. ciecierzycę, groch, soczewicę. Zbierali migdały, hodowali bydło, które stanowiło dla nich główne źródło mięsa. Polowali na dziki, daniele czy jelenie.

Mieszkańcy Çatalhöyük byli świetnymi rzemieślnikami. Wytwarzali broń i narzędzia - głównie z obsydianu, a także przedmioty o charakterze ozdobnym, być może rytualnym.

Badacze w trakcie wykopalisk natrafili na dużą liczbę ludzkich figurek wykonanych z różnych tworzyw. Wiele z nich przedstawiało postacie kobiece - często o korpulentnych kształtach. Na tej podstawie do niedawna jeszcze sądzono, że w mieście dachów panował matriarchat, a głównym bóstwem była bogini-matka. Dziś jednak odrzuca się ten pogląd, uznając go po prostu za nadinterpretację.

Najstarsza kopalnia złota w Polsce. Co zasypali Niemcy, odkopują Polacy

Dolny Śląsk jest pełen nieodkrytych przez masowego turystę miejsc. Niektóre z perełek noszą intrygujące nazwy, jak Złoty Stok czy Złotoryja. Konotacje ze złotem nie powinny dziwić czytelników. Wręcz przeciwnie! W okolicach jednego i drugiego dolnośląskiego miasta wydobywano złoto z głębi ziemi lub poszukiwano jego w osadach rzecznych! Najstarsza kopalnia złota w Polsce znajduje się w piętnastotysięcznej Złotoryi, która znajduje się niedaleko Legnicy.

Okazuje się, że kopalnia w Złotoryi skrywa niejeden sekret. Z niewiadomych przyczyn część podziemnych korytarzy została zasypana. Przypuszcza się, że dokonali tego hitlerowcy jeszcze podczas II wojny światowej.Albin MarciniakEast News
W kopalni wydobywano nie tylko złoto, ale również rudy miedzi i srebro. Niestety nie przetrwały do dzisiaj żadne informacje historyczne o skali wydobycia złota, zatem możemy tylko przypuszczać, że być może w Złotoryi miała miejsce prawdziwa „gorączka” najcenniejszego kruszcu.
Ponadto, według podań kopalnia rzekomo miałaby być połączona korytarzami z kościołem św. Mikołaja. Niestety żadnych korytarzy prowadzących w tamtą stronę nie odkryto.Albin MarciniakEast News
Przemysł górniczy w okolicach Złotoryi bazował w historii przede wszystkim na eksploatacji złóż ze złotonośnych piasków rzecznych odsłaniających się w dolinie Kaczawy.Albin MarciniakEast News
Złoto jednak także wydobywano z podziemnych złóż znajdujących się w obrębie litych skał takich jak diabazy, ryolity czy łupki dachówkowe. Przykładem takiego wydobycia jest Kopalnia Złota „Aurelia”, która powstała w środku góry św. Mikołaja.
Ostatnie dekady to okres intensywnego odkopywania dawnych chodników górniczych. W 1997 roku odkryto kilkudziesięciometrowy pionowy szyb, a w 2000 roku boczne odgałęzienia od sztolni.Albin MarciniakEast News
Dzieje tutejszej sztolni zaczynają się już w 1660 roku! Powstał wówczas pierwszy chodnik wydobywczy, a kolejne zostały wykute dopiero w XX wieku.Albin MarciniakEast News
Kopalnia jest udostępniona do zwiedzania tylko w sezonie od maja do września. W pozostałych miesiącach wstęp jest możliwy, ale trzeba umawiać się indywidualnie.Albin MarciniakEast News

Rewolucja w raju

Życie w jednym z pierwszych prehistorycznych miast nie było usłane różami - w domach panowała ciasnota. Forma jednego wielkiego "budynku" i ulic na dachach nie pozwalała na zmianę warunków bytowania. Po zrujnowaniu jakiegoś domu w jego miejsce stawiano taki sam. Większa przebudowa wymagałaby przebudowy całego kwartału połączonych mieszkań.

Przez około 2 tysiące lat jednak istniało to "miasto" i ta społeczność, a jednym ze spoiw owej grupy była właśnie zabudowa, wraz ze zmarłymi pod podłogą. Badania naukowców wskazują, że zagłady tamtego świata nie przyniósł podbój, ale najprawdopodobniej degeneracja społeczności, objawiająca się próbą złamania dotychczasowych reguł, sprzeciwem wobec tradycji i być może - wierzeń.

Badacze odkryli, że w końcowym okresie istnienia Çatalhöyük domy powstawały tam już również odrębnie, próbowano wytyczać ulice. Budynki zdobiono nie tylko wewnątrz, jak do tej pory, ale również na zewnątrz. Czy to ślady po jakiejś rewolucji, przewrocie, który się tam dokonał? Wiele na to wskazuje.

Zmiana tradycyjnych wzorów zachowań poprzedziła upadek tej społeczności. Niewykluczone jednak, że rewolucję i rozpad tej kultury sprowokowały zmiany naturalne - m.in. susza spowodowana gwałtownym topnieniem lodowców i dostaniem się potężnych ilości słodkiej wody do Atlantyku. Miało to miejsce około 8,2 tys. lat temu. Skutkiem było ochłodzenie klimatu i susze.

Badania kości mieszkańców osady wykazały zmiany w diecie przypadające na ten czas. Ludność Çatalhöyük przestawiła się w większym stopniu na hodowlę owiec i kóz lepiej znoszących brak wody. Jednocześnie upadła tradycyjna zabudowa. W miejsce "klastrów" mieszkalnych zaczęły pojawiać się osobne domy. Nasiliły się migracje w poszukiwaniu lepszych warunków do życia.

Wszystkie te czynniki wraz z końcem kultywowania tradycji, która spajała społeczność, przesądziły o jej upadku.

Marcin Moneta - Absolwent filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarz, publicysta, redaktor TVP3 Wrocław. Od lat współpracuje z czasopismami popularnonaukowymi, historycznymi i kryminalnymi. Publikował teksty m.in. w magazynach "Świat Wiedzy", "Focus Historia", "Wiedza i Życie", "Detektyw" i "Śledztwo".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas