Co sprawiło, że husaria stała się bezużyteczna?
W czasach świetności husarzy podziwiała cała Europa. W pewnym momencie ich bojowy czar zaczął się jednak wyczerpywać. Jak doszło do tego, że z wzbudzających lęk jeźdźców stali się „żołnierzami pogrzebowymi”?
"Chorągwie husarskie nie były zażywane do innych ekspedycji tylko na asystencją jakiemu wjazdowi pańskiemu na starostwo lub województwo albo pogrzebowi podobnemuż; dlatego pancerni husarzów nazywali żołnierzami pogrzebowymi" - pisał o husarii czasów Augusta III Sasa (1733-1763) ksiądz Jędrzej Kitowicz. I niestety nie przesadzał. W tym okresie husaria była formacją piękną, lecz z wojskowego punktu widzenia już bezwartościową. Jak do tego doszło? (...)
Pierwsze symptomy kryzysu
Mamy rok 1619. Rzeczpospolita właśnie podpisała rozejm przerywający na kilkanaście lat wojnę z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Rozejm korzystny dla Rzeczypospolitej, która uzyskała rozległe ziemie, a na dodatek w rękach polskiego królewicza (Władysława Wazy) pozostawał tytuł władcy państwa moskiewskiego. Rzeczpospolita Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego jest u szczytu. Jej obszar trzyipółkrotnie przewyższa powierzchnię dzisiejszej Polski. Ze wschodniej granicy do Moskwy było bliżej niż z Poznania lub Krakowa do Warszawy.
W tym samym roku polski król Zygmunt III Waza wspomaga austriackiego cesarza, wysyłając mu z pomocą 8000 jazdy, która w bitwie pod Humiennem rozbija zbuntowane wojska węgierskie. Dużo później nazwano to wydarzenie pierwszą odsieczą Wiednia.
I któż w tych chwilach triumfu doszukać mógłby się kryzysu wojska polskiego? A jednak. W 1620 roku mniej więcej 10-tysięczna armia, w której skład wchodzi około 2500 husarzy, dowodzona przez zwycięzcę bitwy kłuszyńskiej hetmana Stanisława Żółkiewskiego, ponosi druzgocącą klęskę na Wołoszczyźnie (zwanej dziś Mołdawią).
I to z czyich rąk? Tatarsko-tureckich. Jak to się mogło stać? Dlaczego do tego doszło? W największym skrócie odpowiedź brzmi: z powodu braku dyscypliny w wojsku i zapowiedzi ukarania tych, którzy ją złamali.
Grzech pierworodny - finansowanie armii
Okres panowania Zygmunta III Wazy przynosi nieznane wcześniej zjawisko - konfederacje wojsk. Pierwsza została zawiązana w 1590 r. Kolejne w latach 1597, 1602, 1603, 1605, 1606, 1609, 1612-1614. I tak dalej. Powodem były zaległości skarbu państwa z wypłatą należnego żołdu. Konfederacja wojska to zorganizowane wymówienie posłuszeństwa. Wojsko, zamiast walczyć, zajmowało dobra królewskie i duchowne i wyciskało z nich pieniądze.
Kolejnym zjawiskiem, nieznanym przed panowaniem Zygmunta III Wazy, były stacyje pieniężne, czyli opłata na rzecz kwaterującego wojska. Innymi słowy, gdy jakiś oddział zjawiał się na kwaterze, pobierał od swoich gospodarzy pieniądze.
Czasem robiono to niesłychanie brutalnie - porywając nawet chłopom dzieci i zmuszając rodziców do wykupienia potomstwa. Oba te zjawiska były więc niczym innym jak zorganizowanym łupiestwem wojska, w dodatku na proceder ten patrzono przez palce. Tolerowano go, gdyż żołd ze skarbu państwa przybywał bądź z bardzo dużym opóźnieniem, bądź w niepełnej kwocie.
Wpływało to jednak na drastyczne obniżenie się dyscypliny w wojsku, którą słabszemu hetmanowi trudno było przywrócić. A to wywołało negatywne skutki w obliczu zagrożenia ze strony wroga. Trzeba przypomnieć, że husaria nie istniała w próżni. To, co napisano o łupiestwie wojska polskiego, siłą rzeczy dotyczy i tej formacji.
Oskarżenia towarzyszy husarskich o łupiestwa były sporadyczne, jednak bardzo liczna luźna czeladź często pozwalała sobie na te wykroczenia, czym nadrabiała i za swoich panów (...). Sami towarzysze też święci nie byli. Chcąc choć częściowo powetować sobie poniesione wydatki, których należny im żołd w żaden sposób nie rekompensował, w dogodnych sytuacjach łupili wroga. Bywało więc i tak, że gdy w, zdawałoby się, zdobytym już obozie nieprzyjaciela husarze rzucali się na łup, wróg się wzmacniał i powracał do boju, by ostatecznie przepędzić rozproszone towarzystwo i wydrzeć mu zwycięstwo.
W czym tkwił fenomen zabójczej skuteczności najlepszej polskiej jazdy dowiecie się z książki Radosława Sikory "Husaria. Duma polskiego oręża". Książka do nabycia w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym czy husarze naprawdę nosili skrzydła.
A gdy wróg nie chce walczyć w otwartym polu...
W 1621 roku na Rzeczpospolitą z południa zwala się cała potęga imperium osmańskiego. Na północy zaś młody wilczek Gustaw Adolf wykorzystuje tę okazję i ze swoją szwedzką armią przystępuje do oblężenia Rygi. Na południu powstrzymano najazd. Husaria ma w tym swój udział: 7 września 1621 roku wsławia się szarżą, która rozbija piętnastokrotnie liczniejszego przeciwnika.
Na północy sprawy mają się jednak gorzej. Niemal wszystko, na co kraj mógł się zdobyć, posłano przeciw Turczynowi. Do obrony Inflant pozostała zaledwie garstka żołnierzy pod dowództwem Krzysztofa Radziwiłła. Regularnie dotąd bitych Szwedów nie potraktowano z odpowiednią powagą. Pamięć Kircholmu była wciąż żywa.
I oto 9 września 1621 roku pod oblężoną przez około 18 000 Szwedów Rygą zjawia się Radziwiłł z... 900 żołnierzami. Dysproporcja sił 20:1 na korzyść Szwedów! Ale i Szwedzi nie zapomnieli o Kircholmie. Zaledwie kilkuset z nich zastano w otwartym polu - tych rozbito natychmiast, w czym decydujący udział mieli husarze.
Reszta albo ukryła się za umocnieniami polowymi, albo pozostała po drugiej stronie rzeki Dźwiny. Radziwiłł czeka na nieprzyjaciela całą noc. Ten jest całkowicie bierny. 10 września próbuje więc wywabić go w otwarte pole. Przecież tylko tam może się wykazać husaria! Ale prowokacyjny atak nielicznej piechoty litewskiej na jeden ze szwedzkich blokhauzów nic nie daje.
Szwedzi konsekwentnie nie wychylają nosa spoza umocnień. Cóż robić? Radziwiłł wycofuje głodne i zmęczone wojsko spod Rygi. Szwedzi odtrąbiają wielkie zwycięstwo. A Ryga, pozbawiona nadziei na odsiecz, kapituluje 25 września 1621 r. Wraz z nią w ręce nieprzyjaciela dostaje się większa część Inflant.
Rzeczpospolita przeciera oczy ze zdumienia, podczas gdy Radziwiłł rozpaczliwie broni swojego honoru, dowodząc, że nie on jest temu winien, lecz nowa taktyka wojsk szwedzkich - taktyka unikania konfrontacji w otwartym polu z jego kawalerią. Cóż z tego, że husaria w otwartym polu nie miała sobie równych, gdy wcale nie trzeba było walczyć w ten sposób?
Armia zastępców
Podczas lektury źródeł uderza kolosalne znaczenie, jakie pamiętnikarze przykładali do roli dowódców. Opisując bitwę, można było nie wspomnieć o liczbie żołnierzy, ale nad śmiercią bądź raną dowódcy potrafiono się rozwodzić bardzo obszernie. Dla ludzi w tamtej epoce to, co robił rotmistrz (pułkownik, hetman), miało ogromną wartość.
Rotmistrzami byli zamożni szlachcice, a w późniejszej epoce magnaci. Jeśli posiadacz wielkiego majątku, osoba piastująca znaczne godności w państwie, potomek znanego i zasłużonego dla Rzeczypospolitej rodu przyprowadził osobiście do obozu chorągiew i nastawiał swój kark w bitwie, to i niżej stojący w hierarchii dostrzegali w tym sens i też to robili. Gdy zaś wystawiał zastępcę (porucznika), to i taki porucznik szukał zastępcy (namiestnika) itd.
I gdy za piękną fasadą obrońców Rzeczypospolitej postawiono wojsko złożone z zastępców tych obrońców (towarzysze sowicie wystawiali pocztowych, rotmistrzowie zaś poruczników itd.), to takie wojsko w boju nie miało już wielkiej wartości. Bo i pocztowy nie był w ciemię bity i widział, że skoro ważniejsi od niego unikają "zaszczytu" walki, to i on się do niej nie palił (...).
Wyszkolenie
Upadek wyszkolenia husarzy w XVIII w. był dramatyczny (...). I o ile pancerni mieli jeszcze motywację do podnoszenia swoich umiejętności, gdyż to ich samych oraz chorągwie jazdy lekkiej wysyłano co roku do walk z bandami hajdamaków, o tyle husarze nawet tego bodźca byli pozbawieni.
"Każdy sobie pan w naszej Rzeczypospolitej" Te słowa, włożone w usta Sienkiewiczowskiego Kmicica, doskonale oddają jeden z fundamentalnych problemów jazdy polskiej wczesnego XVIII w. Były to spory wewnątrz dowództwa i niechęć do podporządkowania się komendzie zwierzchnika (...).
Dotyczyło to nie tylko towarzyszy. W jeszcze większym stopniu odnosiło się do ich dowódców. Do czego to prowadziło, pokazuje najbardziej żenująca porażka jazdy staropolskiej. Doszło do niej pod Warszawą 31 lipca 1705 r.
Chociaż w bitwie brała udział wyłącznie kawaleria i pomimo około trzykrotnej przewagi liczebnej jazdy sasko-polsko-litewskiej nad szwedzką, to Szwedzi wygrali bitwę! A to dzięki temu, że polscy i litewscy dowódcy wdali się między sobą w zażarte spory. Nie były to problemy nowe, ale ich skala w początkach wieku XVIII przerosła wszystko, co widziały poprzednie stulecia.
Upadek morale i pewności siebie
Wszystkie wymienione problemy prowadziły do jednego - upadku morale i pewności siebie husarzy. A to nie mogło się skończyć inaczej jak drastycznym obniżeniem się ich wartości bojowej. Bo sama broń i najlepsze nawet konie walki nie wygrywały (...). Walkę wygrywał człowiek - pewny siebie, dobrze dowodzony, wyszkolony, doświadczony i zdyscyplinowany.
Spiętrzenie niekorzystnych dla husarii tendencji nastąpiło w początkach XVIII w. W tym okresie Rzeczpospolita uwikłana została w wojnę północną. Armia polska zetknęła się wtedy z żołnierzem szwedzkim, którego pewność siebie rosła z bitwy na bitwę, ponieważ Szwedzi, zanim wkroczyli do Polski, walczyli z Duńczykami, Sasami i Rosjanami.
Wpatrzeni w swojego charyzmatycznego króla Karola XII, prowadzeni od zwycięstwa do zwycięstwa, reprezentujący - tak jak i armia polska do tej pory - ofensywny styl walki, w którym uderzenie na białą broń dominowało nad walką ogniową, żołnierze szwedzcy okazali się ostatnim gwoździem do trumny dla morale wojska polskiego. Pierwsza walna bitwa między wojskiem koronnym a szwedzkim, bitwa pod Kliszowem (19 lipca 1702 roku), pokazała zalety wojsk Karola XII i ujawniła problemy wojsk polskich.
Rozpoznawczą szarżę ok. 260 kawalerzystów polskich, z których połowę stanowili husarze, powstrzymano przeszkodami - kozłami hiszpańskimi. Po tym dowodzący Polakami hetman Hieronim Lubomirski nakazał całej liczącej około 3000 żołnierzy armii koronnej odwrót z pola bitwy. Manewr zupełnie niezrozumiały z wojskowego punktu widzenia.
Nic więc dziwnego, że jeden z żołnierzy, który był świadkiem tych zdarzeń, jeszcze tego samego dnia pisał wprost: "Polacy nasi uciekli, gdyż hetman [został] przekupiony od Szwedów". Po tym ciosie husaria już się nie podniosła. Choć istniała jeszcze przez kilka dekad, były to dekady marazmu i upadku.
Dwa wieki chwały
Husaria istniała w Polsce przez prawie trzy stulecia, przy czym pierwsze dwa to okres jej chwały i wielkich czynów bojowych. Rzadko która formacja w historii świata utrzymywała się na szczycie przez tak długi czas. Żołnierze Aleksandra Wielkiego, Napoleona czy wspomnianego tu już Karola XII również mieli swoje wielkie chwile, lecz trwały one mniej więcej... dwie dekady. Tymczasem - powtórzmy - husaria odnosiła spektakularne sukcesy przez dwa stulecia. A że wszystko ma swój kres, przyszedł czas i na tę formację.
Mimo wszystko pozostaje mały niedosyt i żal. Żal, gdyż jeszcze w czasach Napoleona kawaleria odziana w kirysy wciąż była bardzo użyteczna, a sami kirasjerzy przetrwali w Europie aż do pierwszej wojny światowej. W tych jednak czasach chwałę i sławę polskiej kopii po husarzach przejęli polscy ułani.
W czym tkwił fenomen zabójczej skuteczności najlepszej polskiej jazdy dowiecie się z książki Radosława Sikory "Husaria. Duma polskiego oręża". Książka do nabycia w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym czy husarze naprawdę nosili skrzydła.
Radosław Sikora - Doktor nauk historycznych, ekspert do spraw husarii, autor wielu książek i publikacji z zakresu staropolskiej wojskowości i kawalerii. Miedzy innymi: "Fenomen husarii", "Husaria pod Wiedniem 1683", "Husaria w walce", "Niezwykłe bitwy i szarże husarii", "Z dziejów husarii" i najnowszej "Husaria. Duma polskiego oręża".