Czechowice-Dziedzice: Pół wieku od tragedii w rafinerii

Mija pięćdziesiąt lat od tragicznego w skutkach pożaru rafinerii ropy naftowej w Czechowicach-Dziedzicach. W nocy z 26 na 27 czerwca 1971 roku w wyniku wyrzutu płonącej ropy zginęło 33 strażaków i innych uczestników akcji gaśniczej. Cztery kolejne osoby zmarły niedługo potem z powodu poniesionych ran. Walka z szalejącym żywiołem trwała kilka dni.

Pożar w czechowickiej rafinerii
Pożar w czechowickiej rafineriiWikimedia Commonsdomena publiczna

W sobotni wieczór 26 czerwca 1971 roku nad Czechowicami zebrały się ciemne chmury. Burza nie była gwałtowna, ale pech chciał, że jeden z niewielu piorunów, jakie przeleciały nad miastem, trafił prosto w kominek oddechowy jednego ze zbiorników ropy tutejszej rafinerii.

8850 ton ropy w płonącym zbiorniku

Feralny zbiornik oznaczono numerem 251. Jego rozmiary, tak jak każdego z sąsiadujących z nim kolosów, były imponujące: osiemnaście metrów wysokości i ponad trzydzieści metrów średnicy. Tego dnia w jego pojemnym wnętrzu znajdowało się 8850 ton ropy.

Ropa zapaliła się na kilka minut przed godziną dwudziestą. Pożar szybko rozprzestrzenił się na zapadnięty dach i powierzchnię zbiornika. Akcja gaśnicza rozpoczęła się niezwłocznie i od razu napotkała na problemy. Okazało się, że instalacje gaśnicze zbiorników nie działają. Na miejsce zaczęły zjeżdżać okoliczne jednostki straży pożarnej - zarówno te zawodowe, jak i ochotnicze.

Wrząca ropa rozlała się na strażaków

Dowódcy akcji gaśniczej zaplanowali atak generalny na źródło ognia w nocy z soboty na niedzielę. Pomóc miały w tym jednostki z ciężkim sprzętem. Szacowano, że po kilku godzinach uda się opanować pożar. Nie przewidziano jednego - eksplozji ropy.

W trakcie trwającej kilka godzin akcji gaśniczej do płonącego zbiornika wlano kilkadziesiąt litrów wody. Ta, podgrzewana przez ogień i wysoką temperaturę ropy, osiągnęła po godzinie pierwszej w nocy temperaturę wrzenia.

Wrząca woda, dotąd znajdująca się na dnie zbiornika, zaczęła przedostawać się w kierunku powierzchni, gwałtownie podnosząc znajdującą się powyżej niej ropę naftową. Impet wyrzutu był tak duży, że wielkie masy ropy poleciały nawet dwieście metrów od zbiornika.

Słysząc syk, zwiastujący możliwą erupcję, padło hasło do ucieczki, ale nie wszyscy strażacy i ratownicy zdążyli dobiec na bezpieczną odległość. Pod warstwą gorącej ropy zginęły tej nocy trzydzieści trzy osoby (cztery kolejne zmarły później w wyniku poniesionych ran), a około stu zostało rannych.

Zakończenie kilkudniowego dramatu

Obraz po wybuchu był katastrofalny. Palił się nie tylko zbiornik nr 251, ale też spora część infrastruktury i zabudowań rafinerii. Spłonęły również liczne pojazdy strażackie i sprzęt gaśniczy. W niedzielę eksplodował zbiornik nr 252, a 254 i 251 były kompletnie zniszczone przez żywioł. Zagrożone były kolejne zbiorniki - również te z etyliną.

Atak generalny, zaplanowany pierwotnie na sobotnią noc, mógł zacząć się dopiero we wtorek 29 czerwca. W oczekiwaniu na wsparcie z kraju i zagranicy, zabrano z rafinerii ciała zmarłych, wcześniej udzielono oczywiście pomocy rannym, przewożąc ich - z braku wystarczającej liczby karetek - wozami strażackimi do szpitali.

Ludzi i sprzęt niezbędny do ugaszenia pożaru (łącznie w akcji wzięło udział 2610 strażaków) ściągnięto z wielu zakątków Polski, wsparcie przyjechało też z Czechosłowacji i NRD. Pierwszego lipca o trzeciej nad ranem, ogłoszono, że pożar został ugaszony, chociaż zbiorniki tliły się jeszcze następnego dnia.

Co doprowadziło do pożaru w rafinerii?

Po katastrofie sporządzono raport, który wyraźnie wskazał na przyczyny pożaru.

Skala zaniedbań była ogromna. W dokumencie wypunktowano m.in.: niesprawną instalację chłodzącą zbiorniki, niesprawną instalację pianową, brak sprzętu i środków gaśniczych, zbyt gęstą zabudowę zbiorników, przestarzałą konstrukcję zbiorników, brak odpowiedniej instalacji odgromowej czy brak bezpiecznych dróg pożarowych.

Niezwłocznie ruszyła odbudowa czechowickiej rafinerii. Projektanci zastosowali się do wskazań śledczych, stawiając na bezpieczeństwo, zmodernizowano także budowę samych zbiorników. O 37 ofiarach tragedii sprzed pięćdziesięciu lat przypomina dziś pomnik.

Niebezpieczeństwo i demony? Tajemnicza jemeńska "Studnia Piekła"AFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas