Dwa zamachy bombowe na Władysława Gomułkę

Stanisław Jaros z Zagórza dwukrotnie próbował wysadzić w powietrze pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Władysława Gomułkę. Śledczy natrafili na jego trop po drugim nieudanym ataku, do którego doszło 3 grudnia 1961 roku.

Władysław Gomułka, I sekretarz KC PZPR, na zdjęciu z lat 70. ubiegłego wieku
Władysław Gomułka, I sekretarz KC PZPR, na zdjęciu z lat 70. ubiegłego wieku East News

W połowie lipca 1959 roku władze Polski Ludowej gościły radziecką delegację. Wizyta uzyskała najwyższą możliwą rangę, nad Wisłę miał przybyć pierwszy polityk całego ZSRR - Nikita Chruszczow.

Pierwszy atak na Gomułkę

Dla służb przejazd kolumny rządowych limuzyn pełnych najważniejszych osób nie tylko w państwie, ale i całym bloku socjalistycznym, oznaczał pełną mobilizację. Wprowadzono najwyższe środki ostrożności, przygotowano się - jak sądzono - na każdą ewentualność.

Nie przewidziano jednak, że zagrożenie czyhać będzie... na drzewie.

Stanisław Jaros, elektryk ze smykałką do materiałów wybuchowych, zatrudniał się w różnych miejscach. Z zakładów i fabryk wynosił elementy konieczne do konstrukcji bomb. Domowej produkcji ładunek umieścił w koronie drzewa, znajdującego się na trasie przejazdu delegacji przy ul. Armii Czerwonej w Zagórzu. W pobliżu była komenda milicji.

Wybuch nastąpił około godziny 14:30. Z drzewa poleciały drzazgi, z pobliskich okien wypadły szyby, ale cel ataku nie ucierpiał. Eksplozja miała bowiem miejsce na godzinę przed przejazdem polsko-radzieckiej świty.

Sprawca zamachu zeznał później, że celowo doprowadził do wcześniejszej detonacji. Nie chciał, tłumaczył śledczym, zabić polityków, tylko ośmieszyć służby.

Kryptonim "Ukryty"

Chociaż w gazetach pisano wyłącznie o sukcesie wizyty Nikity Chruszczowa i umocnieniu, i tak przecież doskonałych, relacji Warszawy z Moskwą, na Śląsku wrzało.

Błyskawiczne ujęcie zamachowca stało się priorytetem numer jeden nie tylko dla milicji i SB z regionu. Równolegle do śledztwa i poszukiwań sprawcy, trwały prace nad tym, by informacja o wybuchu nie dostała się do mediów. Uciszono świadków i dziennikarzy, także dlatego, by nie pojawili się naśladowcy bombera z Zagórza.

Śledztwo, któremu nadano kryptonim "Ukryty", trwało sześć miesięcy. W tym czasie sprawdzono wiele tropów, zatrzymano dwadzieścia trzy osoby, a kilkaset ściśle inwigilowano. Mimo połączonych wysiłków wielu służb, sprawy nie udało się rozwiązać.

27 lutego 1961 roku śledztwo umorzono.

Władysław Gomułka podczas wizyty w Belgradzie. Na zdjęciu widzimy także Josipa Broz Tito
Władysław Gomułka podczas wizyty w Belgradzie. Na zdjęciu widzimy także Josipa Broz TitoEast News

Drugi atak na Gomułkę

Pod koniec tego samego roku Stanisław Jaros uderzył ponownie.

Tym razem Władysław Gomułka przybył do Zagórza z okazji zbliżającej się Barbórki. Przy okazji święta górników władza zaplanowała otwarcie kopalni "Porąbka". Bezpieka co prawda odradzała wizytę w mieście, gdzie mógł działać pozostający na wolności zamachowiec, ale mało kto spodziewał się, by mogło dojść do powtórki z historii.

O wydarzeniach z 3 grudnia 1961 roku w publikacji zatytułowanej "Zamachowiec z Zagórza" tak pisał dr Adam Dziuba z katowickiego oddziału IPN:

"Około godziny 12:06 na ulicę Krakowską od strony kopalni wyjechała grupa samochodów, wśród których znalazły się trzy reprezentatywne limuzyny. Gdy auta zrównały się z posesją nr 47, nastąpił wybuch miny ukrytej w przydrożnym słupku. Ranne zostały dwie osoby: dziewczynka, która przebywała akurat w domu przy Krakowskiej 47 i przechodzący w pobliżu górnik, który powracał z uroczystości. Odłamki posiekały też czarną limuzynę, wziętą przez zamachowca za samochód, którym jechała delegacja partyjno-rządowa".

Tym razem sprawie nadano kryptonim "Antena". Śledczy ruszyli w teren, cenzura ponownie zapobiegła wyciekowi informacji, a operacja zakrojona była na jeszcze większą skalę niż ta z lipca 1959 roku. Zamachowiec miał zostać pojmany za wszelką cenę.

Na tydzień przed świętami służby wskazały pół tysiąca osób ze Śląska, które mogły być zamieszane w przeprowadzenie ataku. Wkrótce listę skrócono do kilkudziesięciu nazwisk i przystąpiono do rewizji. 20 grudnia milicja i bezpieka zapukała do drzwi Stanisława Jarosa.

Zabezpieczone dowody i dalsze informacje pozyskane w toku śledztwa pozwoliły ustalić funkcjonariuszom, że to niespełna 30-letni elektryk jest sprawcą obydwu prób wysadzenia w powietrze pierwszego sekretarza KC PZPR.

Władysław Gomułka otoczony przez swoich wyborców, 1957
Władysław Gomułka otoczony przez swoich wyborców, 1957akg-images / Erich LessingEast News

Elektryk skazany na śmierć

Proces utajniono.

W trakcie zeznań okazało się, że dwa głośne ataki bombowe nie były jedynymi, jakich dopuścił się oskarżony. Wcześniej, w latach 1949-1953, wysadził w powietrze m.in. koparkę, słup wysokiego napięcia, transformator w kopalni i stację paliw.

Chociaż mężczyzna powtarzał, że nie zamierzał nikogo skrzywdzić, a jedynie zamanifestować swoje antykomunistyczne poglądy, sąd nie okazał łaski i skazał go na karę śmierci. Stanisław Jaros został powieszony 5 stycznia 1963 roku.

***Zobacz także***

Hiroszima - wybuch bomby atomowejInteria.tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas