Utajniona awaria w Czarnobylu. KGB kazało im milczeć
W poniedziałek 26 września 1977 roku oddano do eksploatacji pierwszy reaktor Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Pięć lat później doszło w nim do wypadku, skutecznie zatuszowanego na lata przez władze. Funkcjonariusze Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) zmusili świadków do podpisania klauzuli milczenia.
Cztery kilometry od Prypeci, osiemnaście od Czarnobyla i sto dziesięć od Kijowa. Lokalizację elektrowni władze ZSRR wybrały jeszcze w 1966 roku. Prace budowlane ruszyły pełną parą sześć lat później. W 1972 roku wylano fundamenty pod pierwszy blok, a we wrześniu 1977 oddano do użytku pierwszy z czterech reaktorów.
Największa elektrownia na świecie
W czasach zimnej wojny atomowe ambicje sowietów były ogromne. Czarnobylska Elektrownia Jądrowa miałą być największa na świecie. W latach osiemdziesiątych, kiedy plany konstrukcji jądrowych podkręcono do maksimum, stawiano dwa kolejne reaktory, ale wydarzenia z kwietnia 1986 roku wyznaczyły zmierzch Czarnobyla, o jakim marzyli planiści ZSRR.
O katastrofie sprzed 34 lat wiemy bardzo wiele. Ze względu na rozmiar dramatu, władzom sowieckim nie udało się zamieść sprawy pod dywan.
O wybuchu dowiedziały się zachodnie rządy i media, z czasem powstały opracowania naukowe i książki reporterskie pełne relacji świadków, a niedawno także serial HBO, popularyzujący wiedzę na temat zdarzenia.
Awaria nie była jednak pierwszą, do jakiej doszło w elektrowni.
Uznano, że wypadek nie jest groźny
Niemal w piątą rocznicę oddania pierwszego reaktora do użytku, 9 września 1982 roku, doszło w nim do częściowego stopienia rdzenia. “Winnym" zajścia okazał się wadliwy zawór chłodzący. Zawór nie zadziałał, doszło do przegrzania i pęknięcia kanału paliwowego.
Nie było spektakularnej eksplozji, nie było ofiar śmiertelnych. Uznano zatem, że wypadek nie jest poważny. Problem w tym, że w przypadku awarii w elektrowniach atomowych największe zagrożenie jest... niewidoczne.
Co więcej, operatorzy zorientowali się, że doszło do incydentu dopiero po upływie kilku godzin, nie zdając sobie przez ten czas sprawy, że tlenek uranu i inne promieniotwórcze izotopy wydostają się z parą wodną z reaktora przez komin wentylacyjny.
Zignorowano sygnał ostrzegawczy
Gdy władze poinformowano o incydencie, ten natychmiast dostał status zdarzenia ściśle tajnego. O wypadku nie dowiedzieli się nawet mieszkańcy rosnącej w sąsiedztwie elektrowni Prypeci, a pracownicy, wynoszący promieniotwórczy grafit w wiadrach, zostali zmuszeni przez KGB do podpisania klauzuli tajności.
Zastraszeni, długo milczeli na temat wypadku i zagrożeń dla zdrowia własnego, ich rodzin i mieszkańców miasteczka.
Wydarzenia z września 1982 roku mogły i powinny być sygnałem ostrzegawczym. Niestety, zostały zignorowane i zatuszowane, tak jak kolejne wypadki w elektrowniach rozsianych po ZSRR, jak ten z października tego samego roku w Mecamor w Armenii (wybuch generatora), czy Bałakowie, gdzie w 1985 roku zginęło czternastu pracowników, ugotowanych żywcem.
Zamiast ostrzeżenia i profesjonalizacji procedur, wybrano ciszę. Władze pozostały niewzruszone nawet na raporty KGB o wadach czarnobylskich reaktorów. Tymczasem katastrofa o globalnym zasięgu, której nie sposób ukryć przed opinią międzynarodową, zbliżała się wielkimi krokami.
Czarnobyl zmienił życie milionów
Osiem miesięcy po awarii, reaktor numer jeden został ponownie uruchomiony.
Opinia publiczna i okoliczni mieszkańcy dowiedzieli się o zdarzeniu kilka lat później. Część dokumentów sowieckich odtajniono, zmowę milczenia zerwali również świadkowie. Dodajmy z kronikarskiego obowiązku, że reaktor numer jeden w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej wyłączono ostatecznie 30 listopada 1996.
To, co wydarzyło się w międzyczasie, wpłynęło na życie milionów.
***
Warto przeczytać:
Swietłana Aleksijewicz - Krzyk Czarnobyla
Adam Higginbotham - O północy w Czarnobylu. Nieznana prawda o największej nuklearnej katastrofie