Gilotyna - nie krwawy teatr, lecz szybka śmierć
Na paryskim rynku Greve od przedpołudnia gromadzą się ludzie. - Dziś będą wykonywać egzekucję tą nową maszyną, szepczą między sobą zebrani. Jednak zamiast wielkiego, krwawego teatru, doznają dużego rozczarowania.
- Ale to było krótkie, narzekają ludzie po dokonaniu egzekucji pomysłowym narzędziem, które otrzyma później nazwę gilotyny. Nicolas Jacques Pelletier, skazany na śmierć za napady i kradzieże, właściwie nawet nie cierpiał. Szust, i głowa była na dole. Żadnego powolnego i okrutnego torturowania, na które mogliby popatrzeć zwolennicy takich okrutnych widowisk. Wszystko poszło dokładnie tak, jak zakładał doktor Joseph Ignace Guillotin (1738-1814).
Przy egzekucji wszyscy jesteśmy równi
Szlachcie odcinano głowę szablą, biedocie zwykłą siekierą. Przeciwników króla siekano, heretyków palono, złodziei łamano na kole lub wieszano, a fałszerzy pieniędzy gotowano w kotle na żywca. To jednak miało się wkrótce zmienić.
- Nawet przy wyroku śmierci ludzie powinni być sobie równi - ogłasza doktor Guillotin - miłośnik literatury, który został lekarzem. W rewolucyjnym roku 1789 został deputowanym Zgromadzenia Narodowego i brał udział w reformie systemu karania.
- Ścięcie głowy będzie jedynym sposobem egzekucji. Teraz musimy jedynie wymyślić przyrząd, który może zastąpić rękę kata - dodaje.
Oddany ludowi lekarz w ogóle nie przypuszczał, jakiego dżina wypuścił z lampy. Zależało mu, aby ludzie nie cierpieli podczas egzekucji, a co do przyszłości to życzył sobie, aby kara śmierci w ogóle została zniesiona. W 1791 roku jego propozycja zmian została przyjęta w prawie. Teraz chodziło jedynie o skonstruowanie owego "przyrządu".
Król nakreślił szkic
Kat Charles-Henri Sanson (1739-1806) poznał człowieka, który chciał pozostać in cognito - był to jednak nie kto inny niż król Ludwik XVI (1754-1793). Dnia 2 marca 1792 roku władca do paryskiego Palais des Tuileries zaprosił oprócz niego także słynnego chirurga Antoine’a Louisa (1723-1792). Konstruuje on maszynę do przeprowadzania egzekucji wspólnie z niemieckim producentem cymbałów Tobiasem Schmidtem.
Przy spotkaniu obecny jest również doktor Guillotin. Król, którego konikiem była mechanika, bardzo interesował się tą techniczną nowinką. Nie spodziewał się wówczas, że już niedługo będzie miał możliwość wypróbowania jej w praktyce.
- To ostrze, które tu macie, nie wydaje mi się odpowiednie. Powinno być nieco zaokrąglone i działać na zasadzie nożyczek - podpowiedział król po czym poprawił szkic. Pozostało jedynie wypróbować, który z wariantów będzie lepiej działał.
Jeden otwór nie wystarczy
Ciała nieszczęśników czekają już na dziedzińcu paryskiego więzienia i szpitala Bicêtre. "Wynalazcy" wypróbują swój nowy przyrząd na zwłokach dwóch więźniów i jednej prostytutki.
- Widzicie, głowa natychmiast odpada, stracony nie będzie cierpiał - chwali doktor Guillotin. Pomysł Ludwika XVI był rzeczywiście dobry. Potem wszystko idzie już szybko. Gilotyna staje się niezwykle popularną pomocą przy wyrównywaniu rachunków pomiędzy walczącymi ze sobą frakcjami rewolucjonistów. Trybunał sądził szybko, a egzekucje odbywały się jedna za drugą, jak na taśmociągu. W kraju działało około 50 gilotyn, które pracowały przez cały dzień. Na początku 1794 roku w samym Paryżu ścięto w ten sposób 20 000 głów.
- Powinno się skonstruować przyrząd do ścinania siedmiu głów naraz - stwierdził polityk Bertrand Barère (1755-1841). Biedny doktor Guillotin jedynie łapał się za głowę.
Szczepionkami leczył brudne sumienie
- Nigdy nie zmyję z siebie tej hańby - użalał się Guillotin. Zarówno on jak i jego rodzina bezskutecznie starali się o zmianę nazwy przyrządu do egzekucji. Zresztą sam doktor o włos uniknął śmierci na gilotynie. Trafił do więzienia, ale po zmianie władz w 1794 roku został wypuszczony na wolność. Poświęcił się wówczas praktyce lekarskiej. Nie zamknął się jednak w prywatnym gabinecie, a zajął się rozwijaniem szczepionki przeciw ospie.
- Wygląda smutno, jego białe włosy wskazują na to, że wiele wycierpiał - twierdziła Józefina de Beauharnais (1763-1814), która spotkała się z lekarzem latem 1803 roku. Guillotin poprosił ją o umożliwienie mu spotkania z jej mężem, pierwszym konsulem Napoleonem (1769-1821). Z jego pomocą idea szczepień przeciw ospie mogłaby się rozszerzyć po całej Europie. Ilu ludzi mogłoby to uratować! Bonaparte owszem przyjął go, ale nic mu nie obiecał. W końcu nie chciał ochraniać Europy, ale ją zdobywać.
Dla dzieci do zabawy
Paryż oszalał na punkcie gilotyny. Początkowo pojawił się jako dość dyskretny damski klejnot. Później zaczęto wyrabiać miniatury z drogocennego drewna, a ludzie zaczęli wystawiać je w domach na półkach nad kominkiem. Minigilotyna stała się także praktycznym narzędziem do krojenia owoców czy użytecznym pomocnikiem do ucinania głowy drobiu. Mali chłopcy natomiast często zamiast żołnierzykami, bawili się właśnie... miniaturową gilotyną w egzekucję.