Najlepsza jazda w historii świata. Gdzie krył się sekret sukcesów husarii?
Przez niemal dwieście lat od zimnych Inflant na północy po słoneczne stepy Ukrainy dominowała jedna formacja jazdy. Każdy jednym tchem wymieni jej sukcesy: Wiedeń, Kircholm, Kłuszyno… Ale czy wiadomo, jaki był sekret tych zwycięstw?
Sarmackie imperium, rozciągające się "od morza do morza", jak każde mocarstwo opierało swoją potęgę między innymi na siłach zbrojnych. Elitą armii, siłami specjalnymi i jednocześnie odpowiednikiem dzisiejszych czołgów, odpowiedzialnym za przełamanie sił przeciwnika w kluczowych miejscach, była bez wątpienia husaria.
Co jednak było przyczyną jej wspaniałych sukcesów militarnych? Jaką tajną wiedzę, broń, czy umiejętności posiedli nasi przodkowie, że żadnemu z narodów ościennych (a podobno próby takie były podejmowane) nie udało się stworzyć kopii naszej skrzydlatej jazdy?
Koń jaki jest, każdy widzi
"Koń jaki jest, każdy widzi" napisał w "Nowych Atenach", pierwszej polskiej encyklopedii, ksiądz Benedykt Chmielowski. Może się wydawać, że nasze wierzchowce nie wyróżniały się na tle innych. Tymczasem jako swego rodzaju "kundle" - mieszanki dzikich tarpanów, koni sprowadzanych z odległych stepów na wschodzie i koni z zachodniej Europy - posiadały niezwykłe cechy: były szybkie, lekkie, a jednocześnie wytrzymałe i odporne. Nic dziwnego, że szwedzki dowódca, Arvid Wittenberg, przestrzegał:
"Wytrzymujcie Polaków natarcia w jak najgęstszym szyku, albowiem luźni niezwłocznie ich natarcia nie wytrzymacie. Niechaj zaś żaden z was w ucieczce ratunku nie szuka, albowiem nic nie jest w stanie ujść przed nadzwyczajną koni polskich rączością i wytrzymałością."
Jednak nie tylko cechy fizyczne tych rumaków decydowały o ich wartości bojowej i przydatności na polu bitwy. Husarskimi wierzchowcami mogły one się stać dopiero po przejściu wieloletniego, żmudnego szkolenia. Tresura wyglądała tak, że zwierzę wpuszczano na wąski tor, na którego każdym końcu znajdował się niewielki okrąg. Konie przyuczano całymi latami, by biegały po tej ścieżce z maksymalną prędkością, wykonując obrót wokół własnej osi na jej zakończeniu. Dzięki temu podczas bitwy potrafiły zawrócić natychmiast, niemal stojąc w miejscu. Nieraz ratowały w ten sposób życie swojemu panu.
Wszystko to powodowało, że konie husarskie był niesamowicie drogie, mogły bowiem kosztować nawet równowartość ponad 65 kilogramów srebra! Jeśli szukalibyśmy analogii we współczesności, to można je porównać do nowego lamborghini. Wyobraźmy sobie jeszcze, że każdy husarz musiał mieć przynajmniej dwa lub trzy wierzchowce. Wynikało to z ich dużej śmiertelności w czasie bitwy, a także przemarszów oraz związanych z nimi chorób i braku paszy. Cóż, jak mówił klasyk, do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.
Nie dziwi więc, że konie, mogące służyć husarii oraz innym oddziałom jazdy były traktowane jako szczególny materiał wojenny. Interesowało się nimi samo państwo. Od czasów ostatnich Jagiellonów panowało embargo na eksport naszych rumaków za granicę. Tego, kto je złamał, zagrażając bezpieczeństwu Rzeczpospolitej, czekała nawet kara śmierci.
O spektakularnych zwycięstwach naszego oręża przeczytasz w książce "Polskie triumfy". To idealny prezent dla każdego miłośnika historii. Do nabycia w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak bardzo krwawe były średniowieczne bitwy.
Kopia
"Póki kopii a husarza staje, będzie Polak pan w polu. Skoro kopia zginie, zginie i polska cnota" powiedział podobno Andrzej Maksymilian Fredro. I było w tym sporo racji, gdyż kopia husarska była główną bronią używaną podczas szarży i pierwszego uderzenia.
Jej długość, sięgająca nieraz 5, a nawet 6 metrów, pozwalała razić pikinierów i piechotę schowaną za prowizorycznymi umocnieniami. Zdarzało się nieraz, że jedną kopią przebijało się kilku przeciwników, stojących w jednym rzędzie. Co więcej, broń ta posiadała różnobarwne, długie proporce, które powiewając na wietrze tworzyły niesamowity hałas, płoszący konie przeciwnika.
Jak jednak utrzymać, nawet gdy się jest silnym mężczyzną, taki ciężar? Cóż - sposób był prosty. Jeden koniec kopii wkładano w niewielki uchwyt ze skóry, a następnie rzemieniem mocowano do siodła. Nie trzeba było wtedy wkładać zbyt dużo siły w utrzymanie broni, co pozwalało skupić się na wcelowaniu jej w przeciwnika. Jednocześnie dzięki temu sprytnemu rozwiązaniu siła uderzenia, zamiast uszkadzać na przykład rękę husarza, przenosiła się na siodło.
Co działo się z kopią podczas szarży? W wyniku uderzenia często pękała. Wtedy należało zawrócić, pobrać kolejne "drzewko" i znów szarżować albo po prostu skorzystać z innej broni.
Husarska szabla i inne
Szabla husarska była jedną z najlepszych broni siecznych na kontynencie europejskim. Powstała dzięki kolejnym modyfikacjom szabel węgierskich oraz połączeniu rozwiązań wielu rodzajów broni wschodnich i zachodnich. Nadawała się idealnie zarówno do cięć z góry, gdy siedząc w siodle uderzało się na przykład w jakiegoś pikiniera, jak i do walki pieszo. Charakterystyczną cechą tej konstrukcji był zwłaszcza tak zwany paluch - rodzaj obręczy chroniący kciuk i zapewniający lepszy chwyt. Szablą taką można było łatwo odbić cios albo ominąć wolniejszą broń wroga i wyprowadzić szybki kontratak.
Oczywiście husarz pod ręką trzymał jeszcze sporą ilość śmiercionośnych narzędzi wykorzystywanych w zależności od potrzeb. Przede wszystkim dysponował jednym lub dwoma pistoletami, które trzeba było nabić przed szarżą. Strzał musiał być jednak oddany z bliska, gdyż ówczesna broń tego typu miała mały zasięg i niestety była zawodna.
Często oprócz szabli husaria miała jeszcze schowany pod kolanem koncerz. Był to długi, wąski miecz przypominający szpikulec. Służył do kłucia. Łatwo było go wbić w szczeliny zbroi i pozbyć się opancerzonego przeciwnika.
Niepowtarzalna taktyka oraz wybitni dowódcy
Należy podkreślić, że działanie chorągwi husarskich charakteryzowało się niezwykłą taktyką. Przed szarżą husarze rozstawiali się dość luźno, zostawiając szerokie odstępy między poszczególnymi jeźdźcami. Następnie powoli ruszali. W pierwszym etapie nie musieli się śpieszyć. Zasięg ówczesnych pistoletów lub muszkietów nie był duży, więc w zasięgu rażenia ognia znajdowali się dość późno.
Kiedy jednak broń wroga zaczynała ich dosięgać, znacząco przyśpieszali. Wtedy zazwyczaj padała pierwsza salwa, która mogła unieszkodliwić tylko niewielki odsetek jeźdźców. Na ponowny wystrzał, ze względu na czas potrzebny do załadowania broni, często nie było już okazji. Po oddaniu strzału przez przeciwnika nagle husarze gwałtownie się do siebie zbliżali, pędząc obok siebie niemal kolano w kolano. To powodowało, że ich uderzenie skupiało się z ogromną siłą na wąskim odcinku i zazwyczaj rozbijało wrogi oddział w drobny mak.
Trzeba przyznać, że największe sukcesy husarii przypadły na okres, który obrodził Rzeczpospolitej w dowódców wybitnych, którzy z husarii potrafili zrobić dobry użytek. Takie nazwiska, jak Stanisław Koniecpolski, Jan Karol Chodkiewicz i Stanisław Żółkiewski na zawsze będą się kojarzyć z tą formacją. A może bez husarii ci wspaniali wodzowie wcale nie przeszliby do historii?
Skrzydła?
Żadna część elementu wyposażenia husarza nie budzi wśród zawodowych historyków tyle emocji i dyskusji. Część jest zdania, że skrzydła były używane... tylko jako ozdoby podczas uroczystości, parad czy pogrzebów. Można to zobaczyć na przykład na rolce sztokholmskiej, który przedstawia wjazd Zygmunta III oraz jego przyszłej małżonki, Konstancji Habsburżanki, do Krakowa.
Władcy towarzyszą przedstawiciele wyborowej jazdy, ale mają zaledwie pojedyncze skrzydło, na dodatek przyczepione nie do pleców, a do siodeł. Podwójne, esowate skrzydła przymocowane do pleców są zdaniem niektórych wytworem XIX wiecznych wyobrażeń. Zresztą podobno zdarzało się, że w tym okresie właściciele husarskich zbroi po pradziadku nakazywali uzupełnić wyposażenie o brakujące skrzydła...
Czy więc husarze stosowali ten niezwykły element uzbrojenia w boju? Możliwe. Dziś często zapominamy, że w tamtych czasach nie istniało coś takiego, jak regulamin mundurowy. Żołnierze nie byli, jak na filmach lub defiladzie, jednakowi. Jeśli ktoś miał fantazję, to przymocowywał sobie skrzydła, inny ozdabiał zbroję piórami. Jeszcze inny nie miał w ogóle skrzydeł, ale za to zakładał futra tygrysie, lamparcie lub wilcze. Panowała pełna dowolność. Natomiast wszystko to miało przynajmniej jeden cel praktyczny. Chciano, by wygląd jeźdźców budził jeszcze większy strach przeciwnika. Był to zatem element wojny psychologicznej.
I jeszcze jeden sekret
Jest jeszcze jeden czynnik, którego wielu zdaje się nie dostrzegać. Husarze nie walczyli tylko dla zysku, jak szwedzcy najemnicy. Nie gnano ich też na wojnę pod przymusem, jak carskich lub sułtańskich niewolników. Byli ludźmi wolnymi i stawali przeciwko znacznie większym od siebie siłom, bo mieli o co walczyć. Byli świadomi, że bronią czegoś dla każdego Polaka najcenniejszego - wolności.
O spektakularnych zwycięstwach naszego oręża przeczytasz w książce "Polskie triumfy". To idealny prezent dla każdego miłośnika historii. Do nabycia w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak bardzo krwawe były średniowieczne bitwy.
Adam Szabelski - doktor nauk humanistycznych. Obecnie badacz niezależny, dawniej związany z Wydziałem Historycznym UAM w Poznaniu. Specjalizuje się w historii Węgier i stosunkach polsko-węgierskich. Autor licznych artykułów naukowych i popularnonaukowych.