Pierwsi Piastowie. Obozy i handel ludźmi
Wieśniacy masowo porywani ze swych osiedli, zakuwani w obroże, więzieni w specjalnych grodach-obozach, pędzeni na targi niewolników – tak wyglądała polska rzeczywistość w X wieku.
Czy Piastowie zbudowali państwo w oparciu o handel żywym towarem? Ta szokująca koncepcja powstania Polski ma coraz więcej zwolenników wśród specjalistów. Od dawna toczą oni spory na temat przyczyn nagłego pojawienia się i szybkiego rozrostu państwa gnieźnieńskiego w X-wiecznej Wielkopolsce.
Ostatnio archeologowie i historycy zwracają szczególną uwagę na wielką ilość dirhemów, srebrnych monet arabskich, na naszych ziemiach. W całej północno-wschodniej Europie odkryto do dziś ponad 1000 skarbów z dirhemami, zawierających w sumie około miliona monet. Okolice Kijowa i Wielkopolska należą do rejonów o największej liczbie tych znalezisk. Nasuwa się pytanie: skąd się u nas wzięły w takich ilościach?
Według doktora Marka Jankowiaka, historyka z uniwersytetu w Oksfordzie, dirhemy na polskich ziemiach mogły pochodzić właściwie tylko z jednego źródła: handlu niewolnikami. - Był to jedyny polski towar mogący zainteresować arabskich nabywców. Bałtyckim bursztynem w ogóle nie byli zainteresowani, a futra woleli sprowadzać z Rusi - podkreśla historyk specjalizujący się w badaniach nad ówczesnym handlem.
Hiszpania, znajdująca się w X wieku pod władzą arabskich Umajjadów, przeżywała gospodarczy rozkwit. Była wielkim rynkiem zbytu słowiańskich niewolników, których poszukiwano do pracy na roli, do wojska i służby domowej. Tysiące spętanych Słowian pędzono jednak również na Bliski Wschód. "To istna szarańcza" - donosił jeden z arabskich autorów, opisując targ niewolniczy w Bagdadzie.
Wielkopolska rewolucja demograficzna
Podaż poszukiwanego towaru zapewniały zbójeckie słowiańskie państewka, które regularnie toczyły wojny, organizując łowy na ludzi. Jednym z takich państewek była rodząca się piastowska Polska. W pierwszych dekadach X wieku uległy kompletnej destrukcji małe gródki wielkopolskie: w Samarzewie, Spławiu, Bruszczewie. Dzieła zniszczenia dokonywali Piastowie, których ośrodek znajdował się wówczas prawdopodobnie w Gieczu.
"Lestek, syn Siemowita, zmuszał kolejne osady i plemiona, aby płaciły mu dań i były posłuszne. Gdy odmawiały, nawiedzał je ogniem i mieczem, palił grody, a ich mieszkańców brał w niewolę i sprzedawał żydowskim kupcom, płacącym srebrnymi dirhemami" - pisze Michael Morys-Twarowski w nowej książce "Narodziny potęgi. Wszystkie podboje Bolesława Chrobrego".
Zdaniem archeologów w ciągu X stulecia dokonała się w Wielkopolsce istna rewolucja demograficzna. Wiele terenów zostało zupełnie ogołoconych z ludności, z kolei zaś wokół piastowskiego Gniezna osadnictwo skoncentrowało się na niespotykaną dotąd skalę. Po opanowaniu całej Wielkopolski zwycięzcy mogli kontynuować swój proceder, najeżdżając kolejne krainy - Mazowsze czy ziemię sieradzko-łęczycką. Zapewne nieprzypadkowo właśnie na lata 950-960 datuje się najwięcej skarbów dirhemowych w piastowskiej kolebce.
Według historyka, prof. Jarosława Wenty z toruńskiego uniwersytetu Kopernika, eksport ludzi z terenów obecnej Polski odbywał się "na skalę hurtową" i odegrał poważną rolę w powstaniu państwa piastowskiego. Brakuje nam co prawda pisanych świadectw z tego wczesnego okresu, ale liczne zapiski z późniejszych czasów stanowią bardzo mocne poszlaki. Piastowie odbywali wyprawy po ludzki towar jeszcze bardzo długo po czasach Lestka.
Jak donosi w swej kronice Gall Anonim, podczas rajdu na Prusy w 1111 roku Bolesław Krzywousty "zgromadził niezmierne łupy, biorąc do niewoli mężów i kobiety, chłopców i dziewczęta, niewolników i niewolnice niezliczone, paląc budynki i mnogie wsie". W tym okresie brańców nie sprzedawano już jednak Arabom. Spędzano ich natomiast na ziemie polskie i osadzano na roli jako pozbawionych wolności książęcych wieśniaków.
Piastowskie obozy koncentracyjne?
W X wieku część ludności wziętej do niewoli Piastowie osadzali wokół swych grodów, a inną część przeznaczali na sprzedaż. Używali najprawdopodobniej metod podobnych do stosowanych przez braci Czechów, również handlujących na dużą skalę żywym towarem. Według źródeł czeskich brańcom zakładano na szyje żelazne obroże i prowadzono ich jak bydło na postronkach. Po zgromadzeniu całego kontyngentu przeznaczonego "na eksport" przywiązywano ludzi do jednego długiego sznura i goniono pod zbrojną strażą na odległe targi niewolnicze.
Nie jest wykluczone, że organizacji tego procederu służyły specjalne grody-obozy, będące miejscami koncentracji "towaru". W Polsce odkryto już kilka miejsc, które mogły pełnić taką rolę. W grodzie w małopolskich Naszacowicach nad Dunajcem, obejmującym kilkanaście hektarów powierzchni, archeologowie odnaleźli zadziwiająco niewiele pozostałości po mieszkańcach. W obrębie bardzo długiego wału nie znaleziono też śladów jakiejkolwiek siedziby miejscowego władcy.
Uczeni wiodą spory o to, jaką rolę spełniał w X wieku ów tajemniczy gród. Według archeologa Zdzisława Skroka był po prostu obozem, gdzie gromadzono niewolników. Nieszczęśnicy mogli spać w szałasach, a ich nadzorcy - w drewnianych zabudowaniach, których ślady odkryli badacze. Stacjonując w centralnej części grodu na wzniesieniu, woje mieli ogląd tego, co dzieje się w obrębie rozległych wałów.
Jak traktowano uwięzionych, możemy tylko snuć domysły. Na pewno nie byli celowo maltretowani, bo wojownikom zależało przecież na dostarczeniu ich nabywcom w dobrej kondycji. Gwałty na młodych, co bardziej ponętnych brankach oraz krwawe rozprawy z usiłującymi się buntować nieszczęśnikami pewnie się jednak zdarzały.
Również Marek Jankowiak uznaje Naszacowice za obóz niewolniczy, "periodycznie wypełniany brańcami w drodze na rynek niewolników, najprawdopodobniej w Pradze", największym w naszej części Europy ośrodku handlu żywym towarem. Podobne do Naszacowic wielkie, puste grody znajdują się w południowej Polsce, Czechach, na Słowacji oraz na zachodniej Ukrainie, gdzie odkryto pozostałości gigantycznych fortec tego typu, o powierzchni setek hektarów.
Według Jankowiaka wszystkie te grody były powiązane z wielkim rynkiem niewolniczym w czeskiej stolicy. "Można interpretować je jako punkty węzłowe jego systemu zaopatrzenia, opierającego się na długodystansowym transporcie lądowym. Wielkie karawany - w rodzaju tej, do której Ibn Fadlan (arabski podróżnik - red.) dołączył w swojej drodze do Bulgaru, złożonej z 3 tysięcy koni i 5 tysięcy ludzi - były prawdopodobnie najbardziej efektywnym pod względem kosztów sposobem transportowania niewolników setkami kilometrów drogą lądową" - pisze historyk w książce "Dirhams for slaves".
Brudny biznes i chrzest
Pośrednikami w handlu niewolniczym byli m.in. żydowscy kupcy. Od jednego z nich, Ibrahima ibn Jakuba, pochodzą najwcześniejsze wzmianki o państwie Mieszka I. Ibrahim usłyszał o księstwie gnieźnieńskim, przebywając w Pradze. "Do niej przybywają z miasta Kraków, Ruś i Słowianie z towarami (...), a sprowadzają ze sobą niewolników, cynę i różne skóry" - notował kupiec.
Wielkim organizatorem handlu żywym towarem był teść Mieszka I, książę czeski Bolesław I Srogi. Niewykluczone, że tzw. "chrzest Polski" w 966 r. i małżeństwo Mieszka z Dobrawą były efektem układu Piasta z Przemyślidą w sprawie handlu niewolnikami, dostarczanymi masowo znad Wisły do czeskiej stolicy.
Nieco później praski biskup Wojciech krytykował co prawda branie w niewolę chrześcijan, ale ówcześni władcy państw słowiańskich nic sobie z tego nie robili. Chrześcijańskich niewolników "kupiec żydowski nabywał za nieszczęsne złoto, i to tylu, że biskup nie mógł ich wykupić" - czytamy w Żywocie św. Wojciecha.
Brańcy sprzedawani w Pradze trafiali na ogół do muzułmańskiej Hiszpanii przez kraje niemieckie i Francję. Przez jakiś czas targ w Verdun był miejscem, gdzie zwyczajowo kastrowano mężczyzn przeznaczonych do roli eunuchów w arabskich haremach. Prowadzeni pod strażą, związani Słowianie stali się na zachodnich drogach powszednim widokiem. Na tyle, że doprowadziło to do zmian językowych. Łaciński wyraz Sclavus, czyli Słowianin, zaczął oznaczać niewolnika. Podobnie było z arabskim słowem Siqlab.
Inny szlak handlu żywym towarem wiódł na wschód - na targi w Bułgarze nad Kamą i Itilu w dorzeczu Wołgi. Jak pisał w latach dwudziestych X wieku Ibn Fadlan, "towar" transportowano tam łodziami, a podczas postojów młode niewolnice były regularnie gwałcone przez swoich właścicieli, ku uciesze pozostałych kupców. Atrakcyjne dziewczęta cieszyły się szczególnym popytem na wschodnich targach. Trafiały z nich, podobnie jak inni niewolnicy, głównie do Kalifatu Bagdadzkiego, gdzie zamożni Arabowie nabywali je do swoich haremów.
Podczas gdy na wschodzie płacono za żywy towar dirhemami, w Pradze stosowano na szeroką skalę jako środki płatnicze kawałki drogich tkanin. Oczywiście bezpowrotnie one zaginęły, skali tego handlu nigdy więc już w pełni nie poznamy.
Państwo za dirhemy
Sprzedając część brańców, a innych osiedlając na swoim terenie i wyzyskując ich pracę, plemienna grupa wojownicza bogaciła się i rosła w potęgę. Jej wódz zyskiwał prestiż i środki, którymi mógł nagradzać wojowników, co umożliwiało mu rozbudowę zbrojnej drużyny. "Czynili tak i Siemomysł, syn Lestka, i Mieszko, syn Siemomysła. Dirhemy, które otrzymywali za niewolników, pozwalały utrzymać im drużynę wojów. Za czasów Mieszka drużyna ta liczyła 3000 ludzi. Składała się najpewniej i z miejscowych, i ze skandynawskich najemników" - zaznacza Morys-Twarowski w "Narodzinach potęgi".
Rosnące w siłę zbrojne zastępy mogły prowadzić działania na coraz szerszą skalę. Wchodziły oczywiście w konflikty z konkurencyjnymi grupami plemiennymi stosującymi tę samą strategię, co prowadziło do krwawych rozstrzygnięć. Zwycięzcy tych walk, sprawujący kontrolę nad coraz większym terytorium, potrzebowali organizacji mogącej utrzymać je w ryzach. W ten sposób handel niewolnikami przyczyniał się do powstawania państw, w tym polskiego.
Przyjęcie w 966 r. chrześcijaństwa nie skłoniło Piastów do szybkiego porzucenia dotychczasowych praktyk. Biskupi biadolili, a władcy dalej robili swoje. Jak wyliczył jeden z kronikarzy niemieckich, tylko w 1030 r. Polanie uprowadzili w niewolę na terenach pomiędzy Łabą i Salą 9065 wyznawców Chrystusa.
W tym czasie popyt na "siqlabów" w Hiszpanii już się jednak załamywał, co było spowodowane kryzysem związanym z walkami wewnętrznymi, a potem rozpadem kalifatu Kordoby. W efekcie zmian na Półwyspie Iberyjskim oraz coraz silniejszego oddziaływania chrześcijaństwa eksport niewolników z polskich terenów stopniowo wygasł. Ale w systemie społeczno-gospodarczym Polski piastowskiej bardzo długo mieli jeszcze odgrywać istotną rolę. Donoszą o nich nawet kroniki z XIII stulecia!
Zainteresował cię ten artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o tym jak bardzo brutalni i nieludzcy byli pierwsi Piastowi.
Marcin Szymaniak - Autor niezależny, stały współpracownik czasopisma "Focus Historia"; publikuje też w innych pismach historycznych. Wcześniej przez kilkanaście lat dziennikarz "Życia Warszawy" i "Rzeczpospolitej", gdzie zajmował się m.in. "wojną z terroryzmem" i konfliktami w Iraku i Afganistanie. Nominowany do nagrody Grand Press w 2006 r. Autor książki "Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy".