Powstanie czołgu. Winston Churchill i lądowe okręty

Czołg Mark I nad Sommą we wrześniu 1916 roku /domena publiczna
Reklama

Od zakończenia I bitwy pod Marną, wojska na froncie zachodnim gniły w okopach przepychając się na wąskim froncie o kilka kilometrów to w jedną, to w drugą stronę. Kolejne szturmy rozbijały się o linie zasieków i ogień karabinów maszynowych. Obie strony szukały sposobu wyjścia z impasu. Brytyjczycy rozpoczęli prace nad czołgami.

Na początku Wielkiej Wojny oddziały inżynieryjne armii brytyjskiej, jak całe wojska lądowe, były zacofane i zaniedbane. Braki w wyszkoleniu wojsk inżynieryjnych wyszły na jaw, kiedy wojna na zachodzie utknęła w okopach. Nie tylko nie umiano budować umocnień polowych, ale także ich niszczyć.

Dopiero, kiedy na początku lata 1915 roku z Kanady, Australii i Nowej Zelandii przybyły oddziały złożone z górników, doświadczonych w pracach podziemnych, sytuacja się poprawiła. Te pierwsze kompanie sprawdziły się w działaniach przeciwko niemieckim liniom umocnień do tego stopnia, że, jak można przeczytać w książce "Podziemna wielka wojna":

Reklama

"W krótkim czasie armia wyraziła zapotrzebowanie na 10 000 kopaczy. Wymagania im stawiane były bardzo konkretne. Poszukiwano osób niewysokich, starszych tj. koło 30-40 lat, posiadających doświadczenie w pracy górniczej lub przy podobnych projektach geoinżynieryjnych, opanowanych oraz potrafiących pracować w ekstremalnych warunkach panujących na przodku. Kandydatów na "kretów" zachęcano atrakcyjnymi warunkami płacowymi - 6 szylingów za dzień pracy. Dla porównania niewykwalifikowany kopacz otrzymywał wynagrodzenie w wysokości dwóch szylingów i dwóch pensów a żołnierz piechoty szylinga i 3 pensy".

Trzeba było jednak znaleźć rozwiązanie pomagające piechocie przełamać nieprzyjacielskie linie. Wojska Lądowe nie były zainteresowane pomysłem płk. Ernsta Swintona, aby stworzyć pojazd mogący przedrzeć się przez ziemię niczyją. Oficer zgłosił się do Winstona Churchilla, Pierwszego Lorda Admiralicji, który był znany z uwielbienia dla nowinek technicznych.

Churchill wysupłał z budżetu Royal Navy 70 tysięcy funtów i do życia powołał Landship Committee, czyli Komitet Okrętów Lądowych. Ten ogłosił wymagania dotyczące bojowego pojazdu opancerzonego zdolnego do pokonania rowu o głębokości 2,4 metra.

Praprzodek czołgu

Po przejrzeniu kilku projektów 22 lipca wybrano propozycję przedstawioną przez Williama Ashbee Trittona, dyrektora fabryki maszyn rolniczych William Foster & Company z Lincoln. Otrzymał on kontrakt na opracowanie pojazdu o nazwie "Tritton Machine", w której wykorzystał wydłużone zawieszenie amerykańskiej firmy Bullock Creeping Grip Tractor Company z Chicago.

Żeby spełnić wymagania podwozie wydłużono z czterech do siedmiu kół jezdnych. Ze względu na niewielką zwrotność pojazdu gąsienicowego dodano tzw. ogon w postaci skrętnego wózka z kołami. Po kolejnych testach zmodyfikowano same gąsienice i ich prowadnice, tak aby nie zsuwały się podczas zwrotów.

Projekt ten nazwano oficjalnie Number 1 Lincoln Machine, a nieoficjalnie "Little Willy". Nadzorujący prace ze strony armii, por. Walter Gordon Wilson nie był do końca zadowolony z prototypu. Zaproponował Trittonowi, aby zbudować kolejny pojazd. 

_______________________________

Więcej o początkach czołgów dowiecie się z programu Czołg. Broń XX wieku. Na polach bitew światowych wojen środę 19 maja o godzinie 22.00 na antenie Polsat Doku.

Lądowy krążownik

17 września 1915 roku rozpoczęto budowę ulepszonego prototypu. W przypadku tego drugiego pojazdu zamontowano po bokach romboidalne ramy, po których poprowadzono gąsienice. Tylny wózek skrętny zachowano. Zrezygnowano za to z obrotowej wieży, a główne uzbrojenie umieszczono w sponsonach. W ten sposób powstał prototyp czołgu Mark I. 12 lutego 1916 roku brytyjskie ministerstwo wojny złożyło zamówienie na 100 seryjnych pojazdów Mark I. Potem tę liczbę zwiększono o kolejne 50. Jednocześnie starano się utrzymać istnienie pojazdów w tajemnicy.

Landship Committee został przemianowany przez Churchilla na "Tank Supply Committee", to jest Komitet Zbiorników Zaopatrzeniowych. Nazwa miała sugerować, że zajmuje się on logistyką. Stąd też wzięła się anglosaska nazwa czołgu - tank, która była początkowo wykorzystywana także w polskiej terminologii, póki w 1919 roku nie zastąpiło jej określenie czołg.

Czołgi w boju

Pierwsze czołgi typu Mark I wysłano na front do Francji w sierpniu 1916 roku. Na 15 września alianci zaplanowali ofensywę nad Sommą, którą miały przeprowadzić 13. dywizja Commonwealthu oraz francuski 4. Korpus. Atak piechoty miało wspierać 49 czołgów Mark I. Niestety jeszcze przed rozpoczęciem bitwy Brytyjczycy stracili większość pojazdów.

Z różnych przyczyn na pierwszą linię dotarły jedynie 32 czołgi. W dodatku pięć z nich ugrzęzło w podmokłym terenie, a dziewięć uległo awarii. Pozostałe 18 wozów nie odegrało decydującej roli w przebiegu walk.

Winna była błędna taktyka - pojazdy atakowały w grupach po dwa-trzy wozy w znacznym rozproszeniu. Nie mogły osłaniać się wzajemnie ogniem i dość szybko zostały unieruchomione lub zmuszone do odwrotu. Jednak mimo to efekt ich użycia był piorunujący.

Kiedy pojawiła się wiadomość o pierwszym użyciu czołgów, premier Wielkiej Brytanii, Lloyd George, skomentował:

"Cóż, nie oczekiwaliśmy od nich zbyt wiele, ale do tej pory poradziły sobie bardzo dobrze i sądzę, że ich sukces odzwierciedla zasługi tych, którzy są za nie odpowiedzialni. Ta zasługa przypada Winstonowi Churchillowi bardziej niż komukolwiek innemu. Pomysł ich stworzenia podjął z entuzjazmem już dawno temu i choć napotkał wiele trudności, zdobył swoim zapałem także mnie. (...) Eksperci z admiralicji byli nieocenieni i udzielili jak największej pomocy. Są oczywiście ekspertami w dziedzinie opancerzenia".

Niemcy w szoku

Niemcy byli zaskoczeni użyciem nowej broni, na którą nie mieli jeszcze wystarczająco skutecznej odpowiedzi (na pierwszej linii nie posiadali artylerii strzelającej ogniem na wprost). W dodatku atak pod osłoną czołgów okazał się zbawienny dla piechoty - straty atakujących były niższe, niż w przypadku innych szturmów.

Jednak dowódca Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, generał Douglas Haig, był sceptyczny. Dopiero kolejne operacje czołgów zmieniły jego stosunek do nowej broni. W walkach pod Courcelette, Martinpuich i Flers wieczorem 15. i przez cały dzień 16 września spowodowały, że szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść Brytyjczyków.

Kolejny raz czołgi zaatakowały w bojach o Thiepval, Combles i Gueudecourt. Ich atak był miażdżący. Okazało się, że czołgi zrobiły we froncie znaczną wyrwę, którą z braków odpowiednich środków nie udało się zapełnić. Z powodu niedoborów w zaopatrzeniu czołgi musiały się wycofać oddając Niemcom teren.

W pierwszej połowie listopada u ujścia rzeki Ancre do Sommy po raz pierwszy w historii współpracowały ze sobą okręty rzeczne i czołgi. Kanonierki typu "Dislère" wspierały ogniem kontrbateryjnym atak brytyjskich Mark I. Później czołgi i kanonierki współpracowały ze sobą jeszcze podczas operacji w Szampanii. Z czasem nowa broń wyparła okręty rzeczne w roli szybkich odwodów artyleryjskich. 

Co więcej - okazały się znacznie bardziej uniwersalne, dzięki czemu w kolejnych wojnach stanowiły trzon sił armii. Projekt rozpoczęty przez Churchilla przyjął się na tyle dobrze, że żaden dowódca nie wyobrażał sobie już II wojny światowej bez użycia dywizji pancernych.

Więcej o początkach czołgów dowiecie się z programu Czołg. Broń XX wieku. Na polach bitew światowych wojen w środę 19 maja o godzinie 22.00 na antenie Polsat Doku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia | Winston Churchill | czołg | I wojna światowa | Wielka Brytania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy