Terroryści z dobrych domów

Są bogaci, inteligentni i wykształceni. Chcą zmieniać świat - a żeby osiągnąć swój cel, nie wahają się zabijać niewinnych ludzi.

Kwiecień 2019. Seria zamachów na Sri Lance wstrząsnęła światem
Kwiecień 2019. Seria zamachów na Sri Lance wstrząsnęła światemEast News

Ścigający sprawców zamachów na Sri Lance, które przeprowadzono 21 kwietnia tego roku, nie podejrzewali, że ślady doprowadzą ich do Dematagody - jednej z  bogatych dzielnic największego miasta kraju. Półtorej godziny po ataku, gdy do szpitali zwożono kolejne ofiary, siły specjalne otoczyły trzypiętrową willę w Kolombo, gdzie mieszkał ojciec z dwoma synami i ich rodzinami. Mohamed Yusuf Ibrahim, zwany "królem przypraw", znajduje się na liście najbardziej majętnych ludzi w tym południowoazjatyckim państwie. Jego potomkowie, 38-letni Inshaf Ibrahim i o dwa lata młodszy Ilham, mieli firmy związane z branżą miedziową oraz obróbką kamieni szlachetnych. Obaj kilkadziesiąt minut wcześniej zginęli w samobójczych zamachach - wysadzili się w powietrze w hotelach wypełnionych turystami. Do zbrodni podżegał ich... ojciec.

Gdy komandosi wkraczali do rezydencji, nastąpił wybuch. Bomba, którą odpaliła żona starszego z braci, zabiła trójkę dzieci. Mohamed Ibrahim trafił za kraty. Premier Sri Lanki nie krył zaskoczenia, mówiąc o terrorystach z  bogatego domu. Inny zamachowiec samobójca studiował bowiem inżynierię lotniczą na londyńskim Uniwersytecie Kingston, a jego rodzina handlowała herbatą. Podobne życiorysy mieli też pozostali spiskowcy.

Jak to możliwe, że nienarzekający na brak pieniędzy i - mogłoby się wydawać - szczęśliwi ludzie postanowili w imię idei zabić siebie i setki niewinnych osób?

O bombowych zamachach na Sri Lance mówił w kwietniu cały świat
O bombowych zamachach na Sri Lance mówił w kwietniu cały światGetty Images

Buntownicy z wyboru

Nie jest to bynajmniej nowe zjawisko. - Z  "terrorystami z dobrych domów" świat walczył już w latach 70. XX wieku w Niemczech, Japonii, Włoszech i USA -  przypomina amerykański ekspert Marc Sageman, autor książki Understanding Terror Networks. Wywodząca się z zamożnej rodziny Margherita Cagol była współzałożycielką Czerwonych Brygad, które zabiły w Italii w latach 1974-1988 ok. stu osób.

Fanatykiem był też Amerykanin Ted Kaczynski. Między 1978 a 1995 rokiem wysyłał bomby pocztą, protestując w ten sposób przeciwko złu, jakim według niego miał być postęp techniczny. Mężczyzna z zadatkami na geniusza matematyki zabił trzy osoby, 24 ranił.

Eskalacja przemocy w ostatnich dwóch dekadach ubiegłego stulecia była tylko przygrywką do fali islamskiego terroryzmu na niespotykaną skalę w XXI wieku. Do dziś pokutuje przekonanie, że ochotnicy z zachodnich krajów, którzy jechali na dżihad do Syrii oraz Iraku, byli ofiarami - odrzuconymi i pozbawionymi szansy rozwoju. Część z nich na pewno pochodziła z najniższych warstw społeczeństwa i nie miała perspektyw, lecz dr Marion van San z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie stawia zaskakującą tezę: im bardziej zintegrowani są młodzi ludzie, tym większa jest groźba, iż... zasilą szeregi terrorystów.

Holenderska socjolożka i kryminolożka podaje przykład Mohammeda Bouyeriego: wykształcony 26-latek z planami na przyszłość w 2005 roku zastrzelił w Amsterdamie reżysera Theo van Gogha. Do podobnych wniosków prowadzą ustalenia dr Dounii Bouzar, kierującej Centrum Prewencji, Deradykalizacji i Monitoringu Indywidualnego we Francji, która śledzi islamski ekstremizm. Badania przypadków ponad 15  rodzin, których dzieci wyjechały z  kraju nad Sekwaną do oddziałów tzw.  Państwa Islamskiego (PI) w Syrii i Iraku, dowiodły, iż dwie trzecie należało do klasy  średniej.

Potwierdza to raport Banku Światowego. Po sprawdzeniu profili 331 zrekrutowanych na Zachodzie członków tzw. Państwa Islamskiego okazało się, że 70% z  nich miało średnie wykształcenie, a jedna czwarta ukończyła wyższe uczelnie. Podobne wnioski płyną z  analizy geograficznej: to z  bogatszych krajów arabskich pochodzi najwięcej radykalnych bojowników. Sporo wskazuje, że często powtarzana teza, jakoby do pokonania hydry naszych czasów wystarczyło, by kraje Pierwszego Świata zrównoważyły rozwój ekonomiczny i wspierały integrację społeczną, jest błędna. Tymczasem w tym fałszywym przekonaniu tkwi czołówka socjologów i ekonomistów; wyznawcą tej teorii jest też papież. Wydaje się, że wynika to z poczucia zbiorowej winy Zachodu, który odrzuca myśl, iż terrorystów stwarza nienawiść do naszej cywilizacji oraz jej wartości, a nie bieda i nierówności.

Więzienny "mugshot" Teda Kaczyńskiego
Więzienny "mugshot" Teda KaczyńskiegoGetty Images

Wylęgarnia terrorystów

Zasobna w ropę Arabia Saudyjska jest wręcz bajecznie bogata - ale to przecież z niej pochodził Osama bin Laden i wielu jego "uczniów". Zanim lider Al-Kaidy wybrał pustynne rejony Sudanu i afgańskie bezdroża, by młodym ludziom zaszczepiać zbrodniczą ideologię, wiódł dostatnie życie w ojczyźnie - jako syn multimilionera. Głosił, że obecność wojsk USA w kraju Saudów obraża Mahometa i uderza w islam, więc trzeba zniszczyć szatana, czyli Stany Zjednoczone. Jego następca, Ajman az-Zawahiri, również był majętny i wykształcony. Kiedy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że historię politycznego terroru pisali nie ubodzy czy wykluczeni, ale świetnie wyedukowani fanatycy, jak bin Laden czy Pol Pot. Lider Czerwonych Khmerów w Kambodży stworzył ludobójczy plan zniszczenia narodu w trakcie studiów na paryskiej Sorbonie!

Wykonawcami rozkazów "proroków" też często byli absolwenci szkół wyższych. Dwie trzecie zamachowców samobójców z 11 września 2001 roku mogło się pochwalić dyplomami, a 15 z 19 pochodziło z bogatych domów. Ich nieformalny przywódca, Mohammed Atta, był synem prawnika z  Kairu, natomiast Ziad Jarrah, pilotujący samolot, który rozbił się nieopodal Shanksville w Pensylwanii, wywodził się z zamożnego libańskiego rodu

Arabia Saudyjska jest wręcz bajecznie bogata - ale to przecież z niej pochodził Osama bin Laden
Arabia Saudyjska jest wręcz bajecznie bogata - ale to przecież z niej pochodził Osama bin LadenGetty Images

Inżynierowie strachu

Prof. Henry Farrell z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona zwraca uwagę na szczególną grupę ludzi, mających w  szeregach terrorystów nadreprezentację zawodową.  To... inżynierowie. Przypadek? Nie - twierdzą socjolog prof. Diego Gambetta i politolog prof. Steffen Hertog, którzy gromadzą dane na ten temat. Przykładów podają wiele, jak choćby Umar Farouk Abdulmutallab, który w 2009 nad Detroit chciał w samolocie zdetonować bombę ukrytą w swojej bieliźnie. Inżynier programista Joseph Andrew Stack rozbił awionetkę o biurowiec w teksańskim Austin. Studiujący inżynierię John Patrick Bedell strzelał przed Pentagonem, a Faisala Shahzada (posiadającego licencjat z informatyki i inżynierii) aresztowano za próbę zamachu bombowego na Times Square w Nowym Jorku. Faiz Mohammad, inżynier budownictwa lądowego, został pojmany na lotnisku w Karaczi z ładunkami gotowymi do odpalenia (miał je w butach). Żaden z nich nie mógł ani narzekać na swój los, ani mieć poczucia odrzucenia, za to większość deklarowała szczerą nienawiść do Zachodu, co napędzało ich do zbrodniczych czynów.

Jednym z  pozornie oczywistych wyjaśnień obecności inżynierów w takich grupach jest sposób działania terrorystów. Do budowania improwizowanych bomb potrzeba przecież kogoś, kto ma zmysł techniczny i rozumie skomplikowane plany konstrukcyjne. Ale, co ciekawe, prof. Gambetta i prof. Hertog stwierdzili wysoki odsetek osób z takim wykształceniem tylko w grupach prawicowych, a mianowicie wśród fundamentalistów islamskich oraz białych rasistów w USA.

Dlaczego tak chętnie przystępują oni do tych organizacji? - Bo są mieszanką emocjonalnego konserwatyzmu i nawyków intelektualnych preferujących jasne odpowiedzi na niejednoznaczne pytania. Stanowią połączenie ostrego umysłu z lojalną akceptacją autorytetu - tłumaczą naukowcy. A propagowane tam idee są klarowne: wyjaśniają całe spektrum złożonych problemów świata prymitywną, czarno-białą narracją. 

Propagowane przez ISIS idee są klarowne, a problemy świata wyjaśniają prymitywną narracją. Na zdj. członek ISIS,Rashid Kassim
Propagowane przez ISIS idee są klarowne, a problemy świata wyjaśniają prymitywną narracją. Na zdj. członek ISIS,Rashid KassimEast News

Siewcy nienawiści

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, co musi się wydarzyć, by ludzie zradykalizowali się do takiego stopnia, żeby gotowi byli umrzeć - wysadzając w powietrze siebie i dziesiątki niewinnych osób. Oczywiście nie decyduje o tym wyłącznie ani poziom edukacji danego człowieka, ani jego status majątkowy. Specjalizujący się w kwestiach terroryzmu dziennikarz Peter Bergen, który w 1997 roku przeprowadził dla CNN wywiad z bin Ladenem, twierdzi, że szaleństwo napędza nie bieda, lecz chora ideologia. Przyciąga ona również wykształconych i dobrze sytuowanych. Dla islamskich ekstremistów jest nią zbrojny dżihad, który zachęca do zabijania "niewiernych" i łączy się z przekonaniem, iż odpowiedzią na atak musi być zemsta. Dużą rolę w radykalizacji odgrywa dynamika grupy. Sageman przeanalizował biografie 172 sunnickich bojowników i ustalił, że w ślad za nowym rekrutem do świętej wojny często przyłączali się jego przyjaciele oraz członkowie rodziny. Wśród zamachowców z 11 września były trzy pary braci, także za wspomnianą na początku masakrę w Kolombo odpowiadało rodzeństwo.

Nierzadko funkcję zapalnika pełni duchowy guru. Siatka związana z PI, która w 2016 roku przeprowadziła atak terrorystyczny w  stolicy Bangladeszu i  zabiła 20 zakładników, składała się z osób wywodzących się z dobrych domów - posłuchali oni "proroka", podobnego do słabo wykształconego wiejskiego kaznodziei Mohammeda Zahrana Hashima, lidera terrorystów, którzy 21 kwietnia dokonali rzezi na Sri Lance. Coraz więcej specjalistów walczących z plagą wojowniczego fundamentalizmu bierze pod lupę takich siewców śmierci, wzywających do walki z Zachodem. Miejmy nadzieję, że dzięki tej zmianie strategii uda się ograniczyć ich wpływ na - bogatych i biednych - młodych ludzi pragnących zmieniać świat na lepsze.

Marek Staszewski

Świat Wiedzy
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas