Terroryści z dobrych domów
Są bogaci, inteligentni i wykształceni. Chcą zmieniać świat - a żeby osiągnąć swój cel, nie wahają się zabijać niewinnych ludzi.
Ścigający sprawców zamachów na Sri Lance, które przeprowadzono 21 kwietnia tego roku, nie podejrzewali, że ślady doprowadzą ich do Dematagody - jednej z bogatych dzielnic największego miasta kraju. Półtorej godziny po ataku, gdy do szpitali zwożono kolejne ofiary, siły specjalne otoczyły trzypiętrową willę w Kolombo, gdzie mieszkał ojciec z dwoma synami i ich rodzinami. Mohamed Yusuf Ibrahim, zwany "królem przypraw", znajduje się na liście najbardziej majętnych ludzi w tym południowoazjatyckim państwie. Jego potomkowie, 38-letni Inshaf Ibrahim i o dwa lata młodszy Ilham, mieli firmy związane z branżą miedziową oraz obróbką kamieni szlachetnych. Obaj kilkadziesiąt minut wcześniej zginęli w samobójczych zamachach - wysadzili się w powietrze w hotelach wypełnionych turystami. Do zbrodni podżegał ich... ojciec.
Gdy komandosi wkraczali do rezydencji, nastąpił wybuch. Bomba, którą odpaliła żona starszego z braci, zabiła trójkę dzieci. Mohamed Ibrahim trafił za kraty. Premier Sri Lanki nie krył zaskoczenia, mówiąc o terrorystach z bogatego domu. Inny zamachowiec samobójca studiował bowiem inżynierię lotniczą na londyńskim Uniwersytecie Kingston, a jego rodzina handlowała herbatą. Podobne życiorysy mieli też pozostali spiskowcy.
Jak to możliwe, że nienarzekający na brak pieniędzy i - mogłoby się wydawać - szczęśliwi ludzie postanowili w imię idei zabić siebie i setki niewinnych osób?
Buntownicy z wyboru
Nie jest to bynajmniej nowe zjawisko. - Z "terrorystami z dobrych domów" świat walczył już w latach 70. XX wieku w Niemczech, Japonii, Włoszech i USA - przypomina amerykański ekspert Marc Sageman, autor książki Understanding Terror Networks. Wywodząca się z zamożnej rodziny Margherita Cagol była współzałożycielką Czerwonych Brygad, które zabiły w Italii w latach 1974-1988 ok. stu osób.
Fanatykiem był też Amerykanin Ted Kaczynski. Między 1978 a 1995 rokiem wysyłał bomby pocztą, protestując w ten sposób przeciwko złu, jakim według niego miał być postęp techniczny. Mężczyzna z zadatkami na geniusza matematyki zabił trzy osoby, 24 ranił.
Eskalacja przemocy w ostatnich dwóch dekadach ubiegłego stulecia była tylko przygrywką do fali islamskiego terroryzmu na niespotykaną skalę w XXI wieku. Do dziś pokutuje przekonanie, że ochotnicy z zachodnich krajów, którzy jechali na dżihad do Syrii oraz Iraku, byli ofiarami - odrzuconymi i pozbawionymi szansy rozwoju. Część z nich na pewno pochodziła z najniższych warstw społeczeństwa i nie miała perspektyw, lecz dr Marion van San z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie stawia zaskakującą tezę: im bardziej zintegrowani są młodzi ludzie, tym większa jest groźba, iż... zasilą szeregi terrorystów.
Holenderska socjolożka i kryminolożka podaje przykład Mohammeda Bouyeriego: wykształcony 26-latek z planami na przyszłość w 2005 roku zastrzelił w Amsterdamie reżysera Theo van Gogha. Do podobnych wniosków prowadzą ustalenia dr Dounii Bouzar, kierującej Centrum Prewencji, Deradykalizacji i Monitoringu Indywidualnego we Francji, która śledzi islamski ekstremizm. Badania przypadków ponad 15 rodzin, których dzieci wyjechały z kraju nad Sekwaną do oddziałów tzw. Państwa Islamskiego (PI) w Syrii i Iraku, dowiodły, iż dwie trzecie należało do klasy średniej.
Potwierdza to raport Banku Światowego. Po sprawdzeniu profili 331 zrekrutowanych na Zachodzie członków tzw. Państwa Islamskiego okazało się, że 70% z nich miało średnie wykształcenie, a jedna czwarta ukończyła wyższe uczelnie. Podobne wnioski płyną z analizy geograficznej: to z bogatszych krajów arabskich pochodzi najwięcej radykalnych bojowników. Sporo wskazuje, że często powtarzana teza, jakoby do pokonania hydry naszych czasów wystarczyło, by kraje Pierwszego Świata zrównoważyły rozwój ekonomiczny i wspierały integrację społeczną, jest błędna. Tymczasem w tym fałszywym przekonaniu tkwi czołówka socjologów i ekonomistów; wyznawcą tej teorii jest też papież. Wydaje się, że wynika to z poczucia zbiorowej winy Zachodu, który odrzuca myśl, iż terrorystów stwarza nienawiść do naszej cywilizacji oraz jej wartości, a nie bieda i nierówności.
Wylęgarnia terrorystów
Zasobna w ropę Arabia Saudyjska jest wręcz bajecznie bogata - ale to przecież z niej pochodził Osama bin Laden i wielu jego "uczniów". Zanim lider Al-Kaidy wybrał pustynne rejony Sudanu i afgańskie bezdroża, by młodym ludziom zaszczepiać zbrodniczą ideologię, wiódł dostatnie życie w ojczyźnie - jako syn multimilionera. Głosił, że obecność wojsk USA w kraju Saudów obraża Mahometa i uderza w islam, więc trzeba zniszczyć szatana, czyli Stany Zjednoczone. Jego następca, Ajman az-Zawahiri, również był majętny i wykształcony. Kiedy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że historię politycznego terroru pisali nie ubodzy czy wykluczeni, ale świetnie wyedukowani fanatycy, jak bin Laden czy Pol Pot. Lider Czerwonych Khmerów w Kambodży stworzył ludobójczy plan zniszczenia narodu w trakcie studiów na paryskiej Sorbonie!
Wykonawcami rozkazów "proroków" też często byli absolwenci szkół wyższych. Dwie trzecie zamachowców samobójców z 11 września 2001 roku mogło się pochwalić dyplomami, a 15 z 19 pochodziło z bogatych domów. Ich nieformalny przywódca, Mohammed Atta, był synem prawnika z Kairu, natomiast Ziad Jarrah, pilotujący samolot, który rozbił się nieopodal Shanksville w Pensylwanii, wywodził się z zamożnego libańskiego rodu
Inżynierowie strachu
Prof. Henry Farrell z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona zwraca uwagę na szczególną grupę ludzi, mających w szeregach terrorystów nadreprezentację zawodową. To... inżynierowie. Przypadek? Nie - twierdzą socjolog prof. Diego Gambetta i politolog prof. Steffen Hertog, którzy gromadzą dane na ten temat. Przykładów podają wiele, jak choćby Umar Farouk Abdulmutallab, który w 2009 nad Detroit chciał w samolocie zdetonować bombę ukrytą w swojej bieliźnie. Inżynier programista Joseph Andrew Stack rozbił awionetkę o biurowiec w teksańskim Austin. Studiujący inżynierię John Patrick Bedell strzelał przed Pentagonem, a Faisala Shahzada (posiadającego licencjat z informatyki i inżynierii) aresztowano za próbę zamachu bombowego na Times Square w Nowym Jorku. Faiz Mohammad, inżynier budownictwa lądowego, został pojmany na lotnisku w Karaczi z ładunkami gotowymi do odpalenia (miał je w butach). Żaden z nich nie mógł ani narzekać na swój los, ani mieć poczucia odrzucenia, za to większość deklarowała szczerą nienawiść do Zachodu, co napędzało ich do zbrodniczych czynów.
Jednym z pozornie oczywistych wyjaśnień obecności inżynierów w takich grupach jest sposób działania terrorystów. Do budowania improwizowanych bomb potrzeba przecież kogoś, kto ma zmysł techniczny i rozumie skomplikowane plany konstrukcyjne. Ale, co ciekawe, prof. Gambetta i prof. Hertog stwierdzili wysoki odsetek osób z takim wykształceniem tylko w grupach prawicowych, a mianowicie wśród fundamentalistów islamskich oraz białych rasistów w USA.
Dlaczego tak chętnie przystępują oni do tych organizacji? - Bo są mieszanką emocjonalnego konserwatyzmu i nawyków intelektualnych preferujących jasne odpowiedzi na niejednoznaczne pytania. Stanowią połączenie ostrego umysłu z lojalną akceptacją autorytetu - tłumaczą naukowcy. A propagowane tam idee są klarowne: wyjaśniają całe spektrum złożonych problemów świata prymitywną, czarno-białą narracją.
Siewcy nienawiści
Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, co musi się wydarzyć, by ludzie zradykalizowali się do takiego stopnia, żeby gotowi byli umrzeć - wysadzając w powietrze siebie i dziesiątki niewinnych osób. Oczywiście nie decyduje o tym wyłącznie ani poziom edukacji danego człowieka, ani jego status majątkowy. Specjalizujący się w kwestiach terroryzmu dziennikarz Peter Bergen, który w 1997 roku przeprowadził dla CNN wywiad z bin Ladenem, twierdzi, że szaleństwo napędza nie bieda, lecz chora ideologia. Przyciąga ona również wykształconych i dobrze sytuowanych. Dla islamskich ekstremistów jest nią zbrojny dżihad, który zachęca do zabijania "niewiernych" i łączy się z przekonaniem, iż odpowiedzią na atak musi być zemsta. Dużą rolę w radykalizacji odgrywa dynamika grupy. Sageman przeanalizował biografie 172 sunnickich bojowników i ustalił, że w ślad za nowym rekrutem do świętej wojny często przyłączali się jego przyjaciele oraz członkowie rodziny. Wśród zamachowców z 11 września były trzy pary braci, także za wspomnianą na początku masakrę w Kolombo odpowiadało rodzeństwo.
Nierzadko funkcję zapalnika pełni duchowy guru. Siatka związana z PI, która w 2016 roku przeprowadziła atak terrorystyczny w stolicy Bangladeszu i zabiła 20 zakładników, składała się z osób wywodzących się z dobrych domów - posłuchali oni "proroka", podobnego do słabo wykształconego wiejskiego kaznodziei Mohammeda Zahrana Hashima, lidera terrorystów, którzy 21 kwietnia dokonali rzezi na Sri Lance. Coraz więcej specjalistów walczących z plagą wojowniczego fundamentalizmu bierze pod lupę takich siewców śmierci, wzywających do walki z Zachodem. Miejmy nadzieję, że dzięki tej zmianie strategii uda się ograniczyć ich wpływ na - bogatych i biednych - młodych ludzi pragnących zmieniać świat na lepsze.
Marek Staszewski