Wnuk odnalazł samolot dziadka 74 lata po ostatnim locie
W 1944 roku Lt Cdr Ron Richardson zginął podczas nalotu na niemiecki pancernik „Tirpitz”. 70 lat później jego wnuk wyruszył na poszukiwania wraku samolotu dziadka.
Telewizja BBC wyemitowała film dokumentalny opowiadający historię, która była głośna jesienią 2018 roku. Wówczas wnuk Rona, komandor porucznik Phil Richardson, odnalazł wrak samolotu, w którym zginął jego dziadek. Poszukiwania trwały kilka lat. Zaczęły się od zbierania dokumentacji i raportów z przebiegu operacji Goodwood - ataku na niemiecki pancernik "Tirpitz". Potem Phil wyruszył w góry Norwegii, by znaleźć ciało dziadka.
Lieutenant-Commander, czyli komandor podporucznik, Ron Richardson był oficerem Ochotniczej Rezerwy Nowozelandzkiej Królewskiej Marynarki Wojennej. Na początku wojny zgłosił się do służby Fleet Air Arm - siłach powietrznych marynarki, gdzie najpierw z baz lądowych, a później z pokładów lotniskowców latał w osłonie konwojów na Atlantyku i Morzu Śródziemnym. W 1944 roku przesiadł się z Seafire na otrzymane z USA Grumman Hellcat Mk. I. Otrzymał wówczas przydział do złożonego w większości z holenderskich pilotów, 1840 dywizjonu na pokładzie lotniskowca HMS "Indefatigable".
Operacja Goodwood
Od 1942 roku Brytyjczycy byli przekonani, że cumujący w norweskich fiordach pancernik "Tirpitz" stanowi poważne zagrożenie dla konwojów płynących do ZSRR. Wielokrotnie próbowano się go pozbyć. Atakowało go lotnictwo pokładowe, naloty prowadziły bombowce RAF i Wojenno-Wozdusznych Sił ZSRR. Na nic to się zdało. Dopiero atak miniaturowych okrętów podwodnych typu X, spowodował wycofanie okrętu ze służby na pół roku. Wkrótce ponownie wysłano lotnictwo. Względnie udana operacja Tungsten z kwietnia 1944 roku wyłączyła pancernik na kolejne długie tygodnie. Royal Navy postanowiła pójść za ciosem.
Niestety trzy kolejne operacje zakończyły się fiaskiem. Admiralicja doszła do słusznego wniosku, że powolne bombowce Fairey Barracuda nie nadają się do przeprowadzenia nalotu w wąskim fiordzie. Od chwili pojawienia się na niemieckich radarach obrońcy mieli wystarczająco dużo czasu, aby postawić zasłonę dymną. Postanowiono, że bezpośredni nalot na "Tirpitza" przeprowadzą szybkie amerykańskie myśliwce Corsair i Hellcat. Barracudy miały uderzyć dopiero w drugim rzucie, kiedy myśliwce "zmiękczą" osłonę przeciwlotniczą. Ponadto wejście do portu miały zaminować samoloty bombowo-torpedowe Avenger.
Grupa bojowa, która wyszła z brytyjskich portów składała się trzech lotniskowców uderzeniowych, dwóch eskortowych, pancernika, trzech krążowników, czternastu niszczycieli, czterech korwet i kilku fregat. Do ataku na pancernik wyznaczono 35 bombowców Barracuda, 30 myśliwców Corsair, , 12 myśliwców Firefly i Hellcat, które miały być eskortowane przez 48 myśliwców Seafire. Z pokładów lotniskowców eskortowych 20 Avengerów i 8 osłaniających ich Wildcatów do operacji minowania. Było to największe zgrupowanie brytyjskiego lotnictwa pokładowego od początku wojny.
Pierwsze uderzenie
Termin operacji przesunięto o jeden dzień ze względu na słabe warunki pogodowe. Kiedy w końcu rankiem 22 sierpnia udało się wysłać grupę uderzeniową okazało się, że szczyty wokół Kåfiordu spowijają chmury. Piloci lecących wyżej Barracud i Carsairów zawrócili nie dolatując nawet do celu. Jedynie Hellcaty i Firefly uderzyły na pancernik nie uzyskawszy żadnego trafienia. Niemcy ruszyli do kontrataku.
Okręt podwodny U-965 wystrzelił torpedy w kierunku lotniskowca eskortowego "Nabob". Jedna z nich trafiła w rufę okrętu odłamując ją. Kiedy okręty eskorty ruszyły do kontrataku pojawił się kolejny podwodny przeciwnik - U-354 storpedował fregatę MHS "Bickerton", która musiała zostać dobita przez własne okręty. Dowodzący operacją kontradmirał Rhoderick McGrigor postanowił odesłać uszkodzony lotniskowiec. Spowodowało to, że wieczorny nalot został okrojony do zaledwie ośmiu Firefly i sześciu Hellcatów, a operacja minowania całkowicie odwołana.
Kolejne uderzenia
Do kolejnego ataku Brytyjczycy ruszyli dopiero popołudniu 24 sierpnia. Cały poprzedni dzień pogoda nie pozwalała na poderwanie samolotów. Wystartowały 33 Barracudy uzbrojone w ważące 1600-funtów bomby przeciwpancerne, 24 myśliwce Corsair, 10 Hellcat, 10 Firefly i osiem Seafire. Jako pierwsze uderzyły Hellcaty i Firefly, które uzyskały jedno trafienie. Kiedy pięć minut później nadleciały pozostałe samoloty, "Tirpitz" był już ukryty pod grubą warstwą zasłony dymnej. Kolejne bomby spadały już na ślepo. Mimo to jedna z nich trafiła okręt. 1600-funtowa bomba przebiła pięć pokładów i... nie eksplodowała.
Brytyjczycy byli coraz bardziej sfrustrowani. Kolejne uderzenia nie przynosiły efektów. W dodatku pogoda popsuła się jeszcze bardziej i przez kolejne pięć dni nie byli w stanie przeprowadzić kolejnego ataku. Dopiero popołudniu 29 sierpnia udało się wysłać kolejną grupę uderzeniową. I tym razem nie udało się trafić "Tirpitza". Bardzo silny czołowy wiatr spowodował, że samoloty leciały wolniej niż planowano i kiedy pojawiły się nad fiordem, okręt był już niewidoczny. Żadna ze zrzuconych bomb nie trafiła w cel. Niemcy za to trafili dwa Hellcaty.
W jednym z nich, oznaczonym numerem seryjnym JV203, rozbił się komandor podporucznik Ron Richardson. Jego samolot został trafiony przez niemiecką obronę przeciwlotniczą tuż po odejściu znad celu. Wedle raportu, Hellcat zwinął się w korkociąg i rozbił w lesie porastającym okoliczne góry.
Jego poślubiona 11 miesięcy wcześniej żona, Sheila, otrzymała wówczas list informujący, że mąż zaginął w akcji i prawdopodobnie nie żyje. W kwietniu 1945 roku Admiralicja poinformowała ją oficjalnie, że Ron zginął. Pani Richardson, wspomina na antenie BBC, że w chwili śmierci męża została z sześciotygodniowym niemowlęciem i nawet nie mogła pożegnać ukochanego.
- Do dziś nie wiedziałam, co się z nim stało i gdzie leży - mówiła.
Dopiero po 74 latach od zestrzelenia, udało się znaleźć wrak samolotu i pochować bohaterskiego Nowozelandczyka. Wszystko dzięki uporowi jego wnuka.