Zdrada Roosevelta. Dlaczego wydali Polskę na pastwę Stalina?

Prezydent USA, Franklin Roosevelt, był jednym z głównych architektów powojennego ładu. Czy mógł wywalczyć coś więcej dla Polski? /Domena publiczna /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Dzięki poparciu Amerykanów Polska mogłaby odrodzić się większa i silniejsza. Ale pielgrzymki naszych premierów i ministrów za ocean były skazane na porażkę. Dlaczego?

Relacje ze Stanami Zjednoczonymi miały dla Polski duże znaczenie od początku II wojny światowej. Poparcie ze strony największej demokracji i gospodarczej potęgi świata byłoby dla zmagającej się z III Rzeszą Warszawy elementem nader pożądanym. Niestety, USA niezbyt poczuwały się do wspierania odległej i mało dla nich znaczącej Polski.

Już trzeciego dnia wojny, czyli 3 września 1939 roku, Polacy mogli poczuć się rozczarowani. Prezydent Franklin D. Roosevelt poinformował podczas jednej ze swoich słynnych pogadanek przy kominku, że Stany zachowają neutralność. Oznaczało to, że Warszawa nie ma co liczyć na wsparcie polityczne i dostawy sprzętu wojskowego zza oceanu.

Reklama

Życzliwa neutralność

Waszyngton wykonywał jedynie drobne gesty. Niedługo po rozpoczęciu konfliktu prezydent pod wystosował oświadczenie potępiające barbarzyński sposób prowadzenia działań wojennych przez Wehrmacht. Zwrócił szczególną uwagę na bombardowanie miast. Skłoniła go do tego opinia publiczna, żywo zainteresowana wydarzeniami w Polsce. Natomiast już po klęsce kampanii wrześniowej Roosevelt zaprosił do USA prezydenta Ignacego Mościckiego. Zaoferował mu - ale tylko jemu - gościnę na amerykańskiej ziemi. Jak wiemy, Mościcki z zaproszenia nie skorzystał.

Dlaczego USA odmówiły swojego wsparcia? Sam Roosevelt był przeciwnikiem hitleryzmu i chciał czynnie włączyć się w jego zwalczanie, ale hamowała go silna opozycja. Musiał się z nią liczyć. Jean Edward Smith, autor biografii Roosevelta zatytułowanej "FDR. Franklin Delano Roosevelt", przekonuje, że antywojenne sentymenty były w amerykańskim społeczeństwie bardzo mocne. Nie chciano włączać się do konfliktu w Europie.

Choć Amerykanie nie zamierzali angażować się militarnie, wspomogli okupowaną Polskę w inny sposób - poprzez działalność charytatywną. Podjął ją energicznie były prezydent, Herbert Hoover. W trzecim tygodniu września 1939 roku utworzył ciało pomocowe pod nazwą Commission for Polish Relief (Comporel), a następnie skłonił Departament Stanu do wyłożenia aż 50 milionów dolarów na jego potrzeby. Później do tej kwoty doszło jeszcze dodatkowe 30 milionów.

Nagle okazało się, że amerykańska neutralność ma jednak pewne zalety. Przedstawiciele Comporelu udali się do Generalnego Gubernatorstwa. Działali tam za zgodą Niemców i w porozumieniu z polską Radą Główną Opiekuńczą. Rozpoczęli akcję przekazywania żywności, lekarstw i ubrań. Z amerykańskich środków korzystały tysiące dotkniętych okupacyjną biedą Polaków i Żydów.

Jak podaje Zbigniew L. Stańczyk z amerykańskiego Instytutu Hoovera, w pierwszym półroczu operacji komisja dostarczyła około 2,5 miliona ton żywności. Ta niezwykle cenna działalność komisji w Generalnym Gubernatorstwie została niestety przerwana po przystąpieniu USA do wojny.

Starania polskiej dyplomacji


Próbę polepszenia politycznych notowań Polski w Waszyngtonie podjął premier polskiego rządu, generał Władysław Sikorski. Wiosną 1941 roku udał się z wizytą do USA. Podczas spotkania z prezydentem Rooseveltem opisał mu zbrodnie popełniane przez hitlerowców w okupowanej Polsce. Przedstawił też swój projekt stworzenia po wojnie konfederacji państw Europy Środkowo-Wschodniej kierowanej przez Polskę.

Roosevelt był rzeczywiście poruszony doniesieniami o niemieckich zbrodniach. Megalomański pomysł konfederacji zupełnie mu się jednak nie spodobał. Uznał go za całkiem chybiony, a Sikorskiego postanowił wykorzystać do własnych celów politycznych. Zachęcił go do... podróżowania po całych Stanach i wygłaszania przemówień nawołujących do przystąpienia do wojny. W ten sposób polski premier miał w imieniu prezydenta USA walczyć o poparcie dla wojny z Niemcami.

Polscy politycy próbowali też poruszać z przywódcą amerykańskim kwestię przyszłych granic Polski. W tej sprawie kontaktowali się z nim zarówno generał Sikorski, jak i minister spraw zagranicznych Edward Raczyński. W trakcie spotkań z nimi Roosevelt zapewniał, że wraz z premierem Wielkiej Brytanii, Winstonem Churchillem występują przeciwko jakimkolwiek zmianom terytorialnym przeprowadzanym podczas trwania wojny.

Prezydent nie chciał jednak omawiać sprawy granic bardziej szczegółowo. Kiedy w grudniu 1942 roku generał Sikorski przestawiał mu swoje zamierzenia, uparcie twierdził, że jeszcze na to nie pora. Zapewniał o wielkiej sympatii dla Polski i przywiązaniu do zasad Karty Atlantyckiej. A może nie przypadł mu do gustu ambitny plan powrotu Polski do przedwojennych granic na wschodzie i nabytków kosztem Niemiec na zachodzie?

Rosja jest najważniejsza

Ani Sikorski, ani inni polscy politycy nie zdawali sobie sprawy, że Polska z jej paroma dywizjami musiała ustąpić przed innym, ważniejszym dla Stanów Zjednoczonych sojusznikiem. Był nim oczywiście Związek Radziecki. W końcu to Armia Czerwona utrzymywała na sobie główny ciężar wojny i wiązała na froncie wschodnim gros sił niemieckich.

Roosevelt widział w tym zresztą zapowiedź powojennego ładu. Uważał, że będą go układały dwa mocarstwa: USA i ZSRR. Mniejsze kraje, jak opisuje brytyjski historyk Jonathan Fenby, mogły zdaniem prezydenta tylko słuchać i zdawać się na mądre rozstrzygnięcia superpotęg. Zapewnienia o poparciu dla polskich granic i niepodległości były więc tylko mydleniem oczu. W rzeczywistości amerykański przywódca szedł na rękę Stalinowi, godząc się na oddanie naszego kraju pod jego strefę wpływów.

Ile rzeczywiście warte było poparcie Waszyngtonu dla Polski, okazało się podczas kolejnych konferencji Wielkiej Trójki. Jak pisze Jean Edward Smith w książce "FDR. Franklin Delano Roosevelt", w Teheranie Roosevelt prywatnie spotkał się ze Stalinem w celu omówienia kwestii polskiej. Zgodził się wówczas na to, by przesunąć zachodnią granicę Polski aż do Odry.  Odmówił jedynie swojego publicznego poparcia. Nie chciał stracić głosów Amerykanów polskiego pochodzenia w nadchodzących wyborach, gdyby zdecydował się w nich kandydować.

Rząd przyjazny Moskwie

To nie jedyny przykład wspierania przez USA sowieckiego stanowiska. Jak podaje badaczka relacji polsko-amerykańskich z okresu II wojny światowej, doktor Ewa Cytowska-Siegrist, Roosevelt wielokrotnie blokował polskie starania o wyjaśnienie zbrodni katyńskiej. Nie dopuszczał też do informowania w USA o jej prawdziwych sprawcach.

Co więcej, FDR popierał żądanie Stalina, by w Polsce powstał "rząd przyjazny Moskwie". Wspierał pomysł rekonstrukcji rządu londyńskiego przez wprowadzenie do niego polityków lewicowych. Przekonywał do tego premiera Stanisława Mikołajczyka, który odwiedził USA w czerwcu 1944 roku, poszukując politycznego wsparcia. Prezydent amerykański usilnie zachęcał polskiego polityka do porozumienia ze Stalinem. A po jego wyjeździe obszernie zrelacjonował przywódcy ZSRR przebieg rozmów.

Przy takim wsparciu amerykańskim dla planów ZSRR nie dziwi, że podczas spotkania Wielkiej Trójki w Jałcie w lutym 1945 roku Stalin bez trudu przeforsował swoje zamierzenia wobec Polski. Przyszło mu to tym łatwiej, że na tym etapie Armia Czerwona zajęła już cały kraj i instalowała w Warszawie proradziecki rząd.

Zachodni alianci wiedzieli, że nie mają w tej sprawie za wiele do powiedzenia. "Fundamentalna zmiana sytuacji wymagałaby znacznie lepszych kart przetargowych, niż Roosevelt i Churchill rzeczywiście posiadali" - skomentował sytuację Averell Harriman, ambasador USA w Moskwie.  Tak układ sił opisuje Jean Edward Smith w książce "FDR. Franklin Delano Roosevelt":

Stalin chciał komunistycznej Polski ze względów bezpieczeństwa. "Była to sprawa życia lub śmierci". Roosevelt potrzebował jakichś zapewnień, pozwalających mu zachować twarz wśród Amerykanów polskiego pochodzenia. W efekcie powstała deklaracja w sprawie wyzwolonej Europy. Zobowiązano się w niej do przeprowadzenia wolnych wyborów w oswobodzonych krajach oraz utworzenia rządów "szeroko reprezentujących wszystkie elementy demokratyczne".

Nikt nie miał złudzeń, że to jedynie pozorne gwarancje dla Polski. Na ich iluzoryczność w rozmowie z Rooseveltem zwrócił uwagę William D. Leahy, jego szef sztabu:

Leahy skarżył się FDR, że ta formuła jest tak elastyczna, iż "Rosjanie mogą rozciągnąć ją z Jałty po sam Waszyngton, z technicznego punktu widzenia jej nie naruszając". "Wiem, Bill - wiem o tym", odparł Roosevelt. "Ale to najlepsze, co tym razem mogłem zrobić dla Polski".

Truman zmienia front

Bardziej stanowczą postawę wobec Moskwy w kwestii polskiej prezentował początkowo następca Roosevelta, Harry Truman. Domagał się on na przykład szerokiego udziału polityków z Londynu w nowym polskim rządzie. Starał się uzyskać zwolnienie przynajmniej kilku osób podczas procesu szesnastu. Podkreślał też, że zależy mu na silnym, demokratycznym i niezależnym państwie polskim.

Także on w końcu uległ. Przeważyły interesy amerykańskie. Prezydent zabiegał o udział ZSRR w wojnie z Japonią. Ostatecznie 5 lipca 1945 roku uznał Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, cofając poparcie dla rządu londyńskiego.

Dopiero w trakcie konferencji w Poczdamie Truman zdał sobie wreszcie sprawę, że Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Zaczął jednak nie tyle jej bronić, co... dodatkowo osłabiać. Kwestionował nowe zachodnie granice Polski, twierdząc, że zbyt okrojone Niemcy będą miały kłopoty ze spłaceniem powojennych reperacji. Gotów był zostawić Ziemie Odzyskane Niemcom. Wypierał się wręcz wcześniejszych ustaleń podjętych w Teheranie i Jałcie, w ramach których nasz kraj miał otrzymać na zachodzie i północy rekompensatę za Kresy.

Historia potoczyłaby się inaczej

Czy Amerykanie mogli zrobić więcej dla Polski podczas II wojny światowej? Odpowiedź na to pytanie brzmi: tak. Musieliby jednak wykazać się większą polityczną wyobraźnią i asertywnością w stosunkach z Moskwą.

Bezkrytyczne i ślepe wspieranie Związku Radzieckiego, który był w mniemaniu Roosevelta jedynym prawdziwym partnerem dla USA, sprawiło, że Polska i jej interesy stały się nieważne. To prawda, że ZSRR utrzymywał na sobie przez lata główny ciężar wojny. Jednak, jak podkreśla wielu historyków, popieranie Stalina za wszelką cenę było politycznym błędem, który rychło zaczął się mścić na Stanach Zjednoczonych.

Wzbogacona dzięki ustępliwości Roosevelta i Trumana połową Europy Moskwa stała się bardzo groźnym przeciwnikiem podczas rozpoczynającej się właśnie zimnej wojny. Gdyby zaś Amerykanie w latach 1939-1945 zdecydowali się silniej wesprzeć Polskę, wojenna i powojenna historia naszego kraju wyglądałaby zupełnie inaczej...

Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o pierwszej kobiecie, która rządziła Stanami Zjednoczonymi a nigdy o niej nie słyszałeś.

Paweł Stachnik - Dziennikarz i redaktor, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów historycznych zamieszczanych na łamach krakowskiego "Dziennika Polskiego", miesięczników "Kraków", "Sowiniec", "MMS Komandos" i innych. Napisał również książkę "Ludzie 4 czerwca" poświęconą wydarzeniom 1989 roku

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy