Zdumiewające paradoksy historii: Decyzje, które ukształtowały świat

Czy chrześcijaństwo powstałoby, gdyby Jezus nie został ukrzyżowany? /Dan Kitwood /Getty Images
Reklama

Potęga Kościoła rzymskokatolickiego ma swój początek w jednym wydarzeniu. Jak jednak wyglądałyby dzieje ludzkości, gdyby Jezus nie został ukrzyżowany? Na co dzień niewielu ośmiela się podjęcia rozmyślań "co by było, gdyby", ale są badacze, którzy mówią o tym otwarcie. Z resztą, to niejedyny kluczowy moment w historii. Co jeśli Napoleon nie ruszyłby na Rosję, a Polska zaatakowała zgodnie z planem Piłsudskiego III Rzeszę w 1933 roku? Każda z tych decyzji ukształtowała świat, jaki znamy.

Tłum szalał, wydał już wyrok - nawet jeśli sędzia miał jeszcze wątpliwości. - Ja nie znajduję w nim żadnej winy - zawołał Piłat do rozkrzyczanego motłochu. Lud jednak nie słuchał. Zrezygnowany Piłat skierował kciuk w dół: Jezus z Nazaretu zostanie ukrzyżowany, a morderca Barabasz - wypuszczony na wolność. W ten oto sposób wyrok śmierci na człowieka za życia już czczonego jako mesjasz dał początek nowej wielkiej religii: chrześcijaństwu.

Najważniejszy wyrok w historii 

Czy chrześcijaństwo powstałoby również wtedy, gdyby Jezus został ułaskawiony? Jak wyglądałaby wyznaniowa mapa naszego globu bez męczeńskiej śmierci cieśli z Galilei? Odłóżmy na chwilę na bok kwestie wiary i spróbujmy to sobie wyobrazić. - Historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej - twierdzi badacz starożytności Alexander Demandt. Po ułaskawieniu Jezus mógłby wycofać się z życia publicznego albo przewodziłby w Galilei małej gminie wiernych, która - podobnie jak wiele innych sekt w tamtej epoce - najpewniej rozproszyłaby się z czasem i straciła na znaczeniu. 

Reklama

Być może jednak jego zwolennicy zradykalizowaliby się i zaplanowali na przykład powstanie przeciwko rzymskim okupantom. Demandt jest w każdym razie przekonany o tym, co dla wierzących nie ulega wątpliwości: bez ukrzyżowania Jezusa nie byłoby chrześcijaństwa. A bez niego nie powstałaby cała cywilizacja Zachodu, jaką znamy. Z jednej strony nie byłoby wojen religijnych, wypraw krzyżowych i inkwizycji. 

- Ale z drugiej zabrakłoby również chrześcijańskiej filozofii, architektury i sztuki - wyjaśnia historyk. Inna byłaby też panująca moralność: nie spopularyzowałaby się zasada miłości bliźniego. - Chrześcijanie bowiem po raz pierwszy na tak dużą skalę zakładali szpitale, troszczyli się o słabych, pomagali biednym - podkreśla badacz. Ze wszystkich momentów przełomowych w historii żaden nie ma dla Demandta tak wielkiego znaczenia, jak wyrok Piłata.

Czy Piłsudski mógł zatrzymać Hitlera?

Zgromadzeni na nabrzeżu gdańszczanie z niedowierzaniem patrzyli w  kierunku wejścia do portu, gdzie obok trzech angielskich  kontrtorpedowców sunął w ich kierunku niszczyciel pod dumnie powiewającą polską banderą. Dowódca ORP Wicher otrzymał od marszałka Piłsudskiego jasno brzmiące rozkazy: ma powitać przybywających z wizytą kurtuazyjną Brytyjczyków, zacumować przy ich jednostkach w porcie Wolnego Miasta Gdańska, a w razie jakiejkolwiek akcji wymierzonej przez Niemców przeciwko polskiemu okrętowi - odpowiedzieć ogniem. 

Senat Gdańska poprzestał na burzliwych protestach przeciwko obecności Wichra w neutralnym mieście, a Piłsudski osiągnął zamierzony cel w trudnej grze, którą podjął z radykalizującymi swoje stanowisko wobec Rzeczypospolitej Niemcami. Sygnał ten był czytelny: Polska nie będzie bezczynnie przyglądać się odbudowie ich potęgi politycznej i militarnej. Kiedy na początku roku 1933 władzę w Rzeszy objął Adolf Hitler, marszałek uznał, że sytuacja dojrzała do bardziej zdecydowanych kroków. 

Według wielu historyków przygotował tajny projekt tzw. wojny prewencyjnej, który zakładał - przy poparciu politycznym i zbrojnym Francji - wkroczenie wojsk polskich do Niemiec i obalenie dyktatury Hitlera. Wiele zdaje się potwierdzać tę teorię. Polscy dyplomaci toczyli rozmowy z rządem francuskim, sondując ich ewentualne stanowisko w razie eskalacji konfliktu z III Rzeszą, rozpoczęto intensywne zbieranie informacji na temat liczebności i rozmieszczenia sił Reichswehry, a w kwietniu odbyła się w Wilnie wielka defilada wojskowa, która odebrana została jako wskazanie przyszłego kierunku działań: Prus Wschodnich. 

- Hitler był zbyt słaby, aby przeciwstawić się Polsce i Francji, a nie wiedział, że starania dyplomatyczne Piłsudskiego o militarne wsparcie ewentualnej interwencji spełzły nad Sekwaną na niczym - wyjaśnia specjalista z zakresu dwudziestolecia międzywojennego i biograf Józefa Piłsudskiego prof. Janusz Cisek. - Pospiesznie zawarł w 1934 roku z Rzeczpospolitą pakt o nieagresji, który odsunął od niego widmo przegranej wojny z Polską. Co by jednak było, gdyby pomimo biernej postawy Paryża Piłsudski zdecydował się na wkroczenie w granice III Rzeszy? 

Według ocen ekspertów jego plan by się powiódł. W roku 1933 niemieckie siły zbrojne nie dysponowały potencjałem, który zapewniłby im zwycięstwo w wojnie przeciwko Polsce. Generałowie ostrzegali Hitlera, że na niektórych odcinkach potencjalnej linii frontu Reichswehra może stawić opór nacierającym dywizjom polskim ledwie przez kilka dni. 

Przy braku odpowiedniej liczby szybkich oddziałów pancernych i zmotoryzowanych po obu stronach możliwego konfliktu trudno byłoby tu mówić o wojnie błyskawicznej, ale nie wydaje się, żeby potrwała ona dłużej niż kilka miesięcy. W 1953 roku publicysta historyczny Louis Fischer stwierdził: "Plan wojny prewencyjnej Piłsudskiego przeciwko Hitlerowi został potwierdzony - i fakt ten nie podlega dyskusji". 

Nie obyłoby się, rzecz jasna, bez strat. Byłyby one jednak niewspółmiernie niskie w stosunku do tych, jakie poniósł świat w wyniku rozpętanej przez Hitlera II wojny światowej. Ale o tym, po jej zakończeniu, wielu polityków, zwłaszcza francuskich, nie chciało pamiętać.

Jedna decyzja, 150 lat historii

Zielona przed kilkoma godzinami trawa przybrała purpurową barwę. Wszędzie leżały trupy i rozerwane fragmenty ciał. Mężczyźni z otwartymi ranami czołgali się po ziemi, jęcząc i charcząc. Ich kompani przysiedli wyczerpani na urwisku, omiatając pustymi spojrzeniami pole bitwy. Jak okiem sięgnąć, pobojowisko zaścielały zwłoki.

Nigdy wcześniej i nigdy później w konfliktach z udziałem Amerykanów nie odnotowano tak olbrzymich strat jednego dnia, jak 17 września 1862 roku nad Antietam, niewielką rzeką w stanie Maryland. Wojska Konfederacji (Południa) uległy tam dwukrotnie liczniejszej Armii Potomaku. Bitwa ta, znana do dzisiaj jako "najkrwawszy dzień w historii Ameryki", pochłonęła 23 tysiące rannych i zabitych.

Była punktem zwrotnym w amerykańskiej wojnie secesyjnej, zapoczątkowała pochód Północy do zwycięstwa - i sprawiła być może w konsekwencji, że Barack Obama został prezydentem USA 150 lat później...

Zwycięstwo nad Antietam pozwoliło prezydentowi Unii (Północy) Abrahamowi Lincolnowi na ogłoszenie już pięć dni później Proklamacji Emancypacji znoszącej niewolnictwo. Co by jednak było, gdyby wojna secesyjna zakończyła się inaczej? Amerykański historyk Robert Cowley jest przekonany, że bez zwycięstwa Północy nad Antietam Ameryka byłaby dzisiaj inna, być może podobnie skażona apartheidem jak RPA. Niewolnictwo i ucisk wygrałyby w USA - przynajmniej w stanach południowych - i przetrwały do późnego XX wieku.

- A może nawet dłużej - twierdzi Cowley. Dla czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych byłaby to katastrofa. - Jak mogliby uwierzyć w demokrację, gdyby w swojej najbardziej elementarnej próbie zawiodła i nie zdołała zerwać kajdan, w których ich przodkowie zostali przywiezieni do tego kraju? - pyta historyk. W takich  okolicznościach prezydent Afroamerykanin byłby dziś nie do pomyślenia.

Napoleon a sprawa Polska

Napoleon Bonaparte wydawał się być u szczytu potęgi, kiedy na czele oddziałów francuskich, polskich, belgijskich, włoskich i niemieckich ruszył latem 1812 roku w kierunku Moskwy. Podczas gdy cesarz marzył o niepodzielnym panowaniu nad Europą, Polacy maszerowali u jego boku niesieni nadzieją na odbudowę Rzeczpospolitej. Co prawda w roku 1807 Napoleon powołał do życia Księstwo Warszawskie, ale ten dość dziwny twór polityczny nie zaspokajał ich ambicji. 

Księstwo, ograniczone do ziem Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza i skrawka Litwy, było faktycznym protektoratem Francji, na dodatek pod berłem saskiego króla Fryderyka Augusta I, wnuka Augusta III (Królestwo Saksonii należało do sprzymierzonego z Francją Związku Reńskiego). Już pół roku po rozpoczęciu kampanii rosyjskiej jasne stało się, że Wielka Armia stoi w obliczu totalnej klęski. Zręczne posunięcia strategiczne marszałka Kutuzowa, taktyka spalonej ziemi i bezlitosna rosyjska zima zebrały wśród sprzymierzonych śmiertelne żniwo. 

- Napoleon nigdy nie wiedział, kiedy się zatrzymać - twierdzi brytyjski historyk Alistair Horne. Cesarz stale się przeceniał. Efektem tej manii wielkości był żałosny powrót kilkudziesięciu tysięcy z liczącej ponad pół miliona żołnierzy armii inwazyjnej. - Gdyby Napoleon poszedł na ustępstwa, nie byłoby później, w 1813 roku, bitwy narodów pod Lipskiem, największej w historii Europy i uchodzącej za moment powstania narodu niemieckiego - uważa brytyjski ekspert historii kontrfaktycznej, Alexander Demandt. 

Trzeba w tym miejscu dodać, że w 1806 roku Napoleon skłonił szereg księstw i królestw do wystąpienia ze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Z jego inicjatywy utworzono Związek Reński, konfederację sprzymierzonych krajów, takich jak Bawaria, Badenia, Wirtembergia czy Saksonia. I tak, obok Austrii i Prus, powstały "trzecie Niemcy", składające się z 36 państw. 

Napoleon zmodernizował ich administrację, wprowadził podstawowe prawa obywatelskie i zobowiązał je, aby w razie wojny wystawiały żołnierzy zasilających szeregi Wielkiej Armii. A co z Polską? Gdyby nie wyprawa moskiewska, która pogrzebała francuskie nadzieje na władanie w Europie Środkowo-Wschodniej, ten układ sił uległby z pewnością dalszej zmianie na niekorzyść Prus i Austrii. Cesarz Francuzów skoncentrowałby się prawdopodobnie na utrwalaniu swej hegemonii w centralnej części kontynentu, czego skutkiem byłoby dalsze osłabianie terytorialne obu tych monarchii.

Polska miałaby wtedy duże szanse odzyskania ziem pierwszych rozbiorów: austriackiego oraz pruskiego. Musiałaby pogrzebać co prawda nadzieje na powrót na Kresy Wschodnie, ale otwarłaby się przed nią niepowtarzalna szansa ekspansji na zachód po realnej unii z Królestwem Saksonii. Wystarczyłoby zdobyć terytorialny pomost w postaci Śląska. A operacja taka miałaby duże szanse powodzenia. 

Prusy zaanektowały ten region pół wieku wcześniej po krwawych wojnach z Austrią. Wielu Ślązaków nastawionych było przeciwko gospodarczym i militarnym porządkom, jakie przyniosły nowe rządy, a dodajmy, że spora ich część mówiła po polsku. Drezno, Lipsk i Wrocław stałyby się obok Warszawy, Poznania, Krakowa i Lwowa najważniejszymi ośrodkami miejskimi tej polsko‑saskiej konfederacji.

Świat Wiedzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy