Do roku 2020 wszyscy mieszkańcy Ziemi będą online
Jeszcze przed końcem obecnej dekady każdy człowiek na świecie będzie miał dostęp do internetu - stwierdził Eric Schmidt, były prezes Google.
Oświadczenie Schmidta można rozumieć dwojako - albo jako zapowiedź zbliżającej się agresywnej ekspansji Google, albo jako wyraz naiwnego myślenia życzeniowego. W pierwszym przypadku należy pamiętać, że Google wciąż jest jedną z największych potęg internetu i powszechny dostęp do sieci jest dla firmy niezbędnym warunkiem zachowania dotychczasowej pozycji na rynku. Stąd właśnie bierze się silna chęć Google do podbijania świata przy pomocy kolejnych smartfonów i tabletów z Androidem. Tak samo tłumaczyć można także prace nad szybkim internetem Google Fiber, którego dostawcą chce zostać wyszukiwarkowy gigant.
Z drugiej strony wizje Schmidta wydają się mało realne. Obecnie dostęp do internetu ma zaledwie ok. 34,3 proc. ziemskiej populacji, więc do zakładanej przez byłego szefa Google liczby 7 mld internautów brakuje jeszcze bardzo dużo i to nawet przy karkołomnym założeniu, że do roku 2020 liczba ludzi na świecie nie wzrośnie. Ponadto nie zapominajmy o tym, że niektóre państwa - mimo posiadania niezbędnych środków - wcale nie chcą pozwolić swoim obywatelom na nieograniczony dostęp do internetu. Google będzie więc musiało wykazać się bardzo skuteczną dyplomacją w kontaktach z takimi krajami jak Chiny czy Korea Północna.
Osobną kwestią jest też to, czy głoszenie podobnych proroctw ma w ogóle jakikolwiek sens. Przewidywanie przyszłości w błyskawicznie zmieniającym się świecie technologii jest zadaniem bardzo ryzykownym i wielu specjalistów połamało już sobie na nim zęby. Bo czy można dziś z całą pewnością stwierdzić, czy w roku 2020 wciąż jeszcze istniał będzie Android, albo jak funkcjonować będzie Google?