Kto będzie rządzić internetem?
Możliwe przedłużenie umowy pomiędzy rządem USA a organizacją Internet Corporation for Assigned Names and Numbers (ICANN) wywołało po raz kolejny dyskusje o rozwiązaniach alternatywnych wobec dotychczasowego systemu jednolitej strefy root w systemie DNS (Domain Name System).
Każde takie kolejne krótkoterminowe przedłużenie porozumienia Joint Project Agreement (JPA) - bo tak brzmi oficjalny tytuł umowy - będzie skłaniało inne rządy do rozglądania się za alternatywnymi rozwiązaniami - ostrzega odchodzący szef ICANN Paul Twomey. W pisemnym stanowisku ICANN raz jeszcze podkreśla niebezpieczeństwa związane z erozją zaufania do modelu zarządzania Siecią bazującego na dominacji Stanów Zjednoczonych. Sama ICANN w żadnym wypadku nie chce jednak "pozostawać niezależna" - czytamy w dokumencie. Rząd USA powinien raczej sprawować swoje funkcje nadzorcze za pomocą umowy o prowadzeniu wydziału Internet Assigned Numbers Authority (IANA). To właśnie w IANA zakotwiczone są kluczowe zadania techniczne związane z zarządzaniem systemem DNS (w szczególności dotyczące obsługi strefy root). - Jeśli termin ważności JPA upłynie, tak naprawdę nic się nie zmieni - tymi słowami Twomey usiłował uspokoić ustosunkowanych do niego krytycznie amerykańskich polityków.
Ci jednak podczas przesłuchania uznali nadzór nad ICANN za sprawę istotną z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego (albo przynajmniej amerykańskich interesów gospodarczych). Republikanie i demokraci nawzajem utwierdzali się w przekonaniu, że to "USA stworzyły Internet", więc rezygnacja z roli nadzorczej nie wchodzi w rachubę. Deputowani opowiadali się za przedłużeniem umowy JPA. Są oni w stanie przeforsować swoje stanowisko uchwalając ustawę, która zobowiąże Departament Handlu do przedłużenia umowy. Jeszcze na początku kwietnia w Senacie pojawił się projekt ustawy o cybernetycznym bezpieczeństwie, która zapewniałaby rządowi USA daleko idący wpływ na sprawy związane z systemem DNS.
W obliczu takiego rozwoju wydarzeń eksperci spoza USA ostrzegają coraz głośniej przed rozpadem strefy root. Wolfgang Kleinwächter, specjalista w dziedzinie zarządzania Siecią w liście do Departamentu Handlu stwierdza, że przedłużenie nadzoru wiąże się z niebezpieczeństwem powstania alternatywnych systemów nazw i numeracji. Inne grupy interesu po cichu przygotowują się do ewentualnego buntu. Francuska inicjatywa Net4D już od jakiegoś czasu apeluje o nawiązanie "konkurencyjnych porozumień w sprawie usług w przestrzeni nazw". Inne inicjatywy, które przygotowują się do wprowadzenia nowych domen typu TLD, również całkiem konkretnie rozważają testowe umieszczenie swoich stref na własnych serwerach root lub serwerach providerów. Samo wprowadzenie domen TLD również wywołuje sceptycyzm u amerykańskich polityków. Dają one przede wszystkim więcej możliwości oszukiwania użytkowników - musiał przyznać Twomey, któremu jednocześnie stawiano pytania o to, w jaki sposób osiąga dochody na poziomie 800 000 dolarów australijskich.