Na Twitterze będzie wolność słowa? Jeff Bezos już zaczął to sprawdzać
Elon Musk przejął Twittera, zapewniając, że za jego „panowania” nastąpią czasy nieograniczonej wolności słowa na platformie społecznościowej. Jeff Bezos postanowił od razu przetestować jego słowa.
Wszystkie media huczą o tym, że Elon Musk wykupił Twittera za kosmiczną kwotę 44 miliardów dolarów. Ekscentryczny miliarder już od dłuższego zamiaru nosił się z zamiarem wprowadzenia zmian na platformie. Najpierw zadawał enigmatyczne pytania użytkownikom serwisu o opinie na temat wolności słowa na Twitterze. Później stał się największym udziałowcem korporacji i miał zasiąść w radzie dyrektorów. Na koniec złożył ofertę kupna całego serwisu społecznościowego.
Elon Musk chce stworzyć z Twittera miejsce, w którym każdy będzie mógł się wyrazić bez obecności jakiejkolwiek cenzury. Udowadnia to też swoim tweetem, w którym wyraża nadzieję, że nawet jego najbardziej zagorzali przeciwnicy pozostaną na platformie, bo właśnie na tym polega wolność słowa.
W jednej ze swoich wcześniejszych wypowiedzi, Elon Musk porównał Twittera do placu miejskiego. Właśnie do tych słów odnosi się Jeff Bezos w swoim tweecie. "Interesujące pytanie. Czy chiński rząd zyskał właśnie trochę wpływu na plac miejski?". Samo użycie słowa "square" może być tutaj nieprzypadkowe i kojarzyć się ze słynnym placem Niebiańskiego Spokoju, na którym miało dojść do masakry podczas protestów w Chinach w 1989 roku.
Wypowiedzi Jeffa Bezosa mogą też być po prostu żartem lub wyrazem zaniepokojenia o to, kto w najbliższej przyszłości będzie miał dostęp do zaszyfrowanych, prywatnych wiadomości użytkowników Twittera. Zresztą sam później stwierdził, że jego zdaniem chiński rząd najprawdopodobniej nie będzie miał wpływu na działanie Twittera, a Musk jest mistrzem w rozwiązywaniu takich złożonych kwestii.
Jeff Bezos nie jest jedyną osobą, która martwi się o przyszłość Twittera. Swoje zaniepokojenie wyrażają także użytkownicy, którzy rozpoczęli akcję #DeleteTwitter, namawiającą innych do usunięcia swojego konta. Jak to wpłynie na pierwsze dni "monarchii" Elona Muska?