Niezależni ścigają piratów
Nie tylko wielkie studia filmowe walczą z piractwem. Sformowana ad hoc koalicja niezależnych producentów pozwała w ostatnich dniach ponad 20 000 osób. Wnioski, w imieniu koalicji, zostały złożone do sądu przez organizację US Copyright Group. Kilka spraw już zakończyło się szybkimi ugodami.
Pięć pozwów dotyczy nielegalnego kopiowania takich tytułów jak: "Steam Experiment", "Far Cry", "Uncross the Stars", "Gray Man" oraz "Call of the Wild 3D". Pracownicy serwisu "The Hollywood Reporter" dowiedzieli się, że przygotowywane są kolejne pozwy. Również i one mają dotyczyć pięciu tytułów, a w pozwie zostanie wymienionych 30 000 użytkowników sieci BitTorrent. Ma to być podobno test przed całą serią masowych pozwów, które wezmą na celownik miliony osób nielegalnie korzystających z filmów niezależnych producentów.
Tak masowa akcja stała się możliwa po tym, jak przedstawiciele US Copyright Group zapoznali się w Niemczech z technologią firmy Guardaley IT, która umożliwia monitorowanie w czasie rzeczywistym ruchu na torrentach. Oprogramowanie przechwytuje adresy IP, zapisuje czas i sprawdza, czy pobierana zawartość to rzeczywiście piracki film, a nie na przykład trailer lub plik o myląco brzmiącej nazwie.
Guardaley IT udostępniła swoją technologię US Copyright Group do testów. Takie działanie jest w interesie niemieckiej firmy, gdyż już wcześniej prowadziła ona z MPAA rozmowy w sprawie sprzedaży swojego oprogramowania. MPAA była zainteresowana, jednak przed zakupem chciała mieć pewność, że technologia działa, a ISP ujawnią sądom dane piratów. Nie wiadomo, jak testy wspomnianej technologii - o ile przyniosą oczekiwany efekt - odbiją się na walce z piractwem. Od pewnego czasu wytwórnie i organizacje broniące praw autorskich zmieniają taktykę i rezygnują z masowych pozwów poszczególnych osób, zastanawiając się, czy nie skuteczniej byłoby ścigać np. firmy udostępniające bittorrentowe serwery.
Masowe pozwy mogą być też dość drogie. Przede wszystkim potrzebny byłby precedens, o który właściciele praw autorskich będą musieli postarać się przed sądem. Poza tym ISP za ujawnienie danych żądają od 32 do 60 dolarów od pojedynczego adresu IP. Jak tłumaczą, są to koszty związane z powiadomieniem podejrzanego oraz daniem mu czasu na złożenie w sądzie wniosku o oddalenie żądania o ujawnienie danych.
Dotychczas na współpracę z US Copyright Group zdecydował się jeden dostawca internetu, który przekazał dane dotyczące 71 osób.
Mariusz Błoński