Ściąganie plików po hiszpańsku

W Hiszpanii ściąganie plików naruszających prawa autorskie zostało uznane za legalne, pod warunkiem, że pliki ściągamy do użytku własnego. Jaki to może mieć wpływ na skalę piractwa? I na naszych internautów?

Piractwo ze stadionów i akademików przeniosło się do internetu - wszystko mamy pod ręką
Piractwo ze stadionów i akademików przeniosło się do internetu - wszystko mamy pod rękąAFP

Jak to się robi w Hiszpanii

Strona internetowa Jesusa Guerry stała ością w gardle organizacji Sociedad General de Autores y Editores (hiszpańskiego odpowiednika Stowarzyszenie Autorów ZAiKS). Pierwotnie SGAE zwrócił się do samego Guerry, ale po zignorowaniu przez niego ostrzeżeń - sprawa trafiła w maju zeszłego roku do sądu. Jak się okazało, ten był dla właściciela strony bardzo łaskawy.

Sędzia Raul N. García Orejudo nie tylko uznał, że Guerra nie popełnił przestępstwa, ale w swojej interpretacji prawa stwierdził, że transfer plików naruszających prawa autorskie przez sieci P2P jest legalny, pod warunkiem, że osoba udostępniająca dany plik, jak i osoba go ściągająca, nie czerpią z tego korzyści majątkowej.

Jak słusznie przypomina serwis Myce.com, hiszpańskie sądy są bardzo przychylne operacjom związanym ze ściąganiem plików przy pomocy P2P - w 2009 roku hiszpański internauta, który ściągnął ponad 3000 filmów, został oczyszczony z zarzutów naruszania prawa autorskiego, ponieważ nie zarabiał na tym procederze. Zapewne wielu internautów czytających ten artykuł przyklaśnie orzeczeniom hiszpańskich sądów. Spójrzmy jednak na to z drugiej strony.

Bez pośrednika

Przez lata piractwo, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach, ograniczało się do kupowania kopiowanych płyt. Osoby sprzedające pirackie oprogramowanie były (i nadal są) ścigane w majestacie prawa za swoje czyny. Początkowo mało kto kopiował już "spiraconą" muzykę, filmy i gry. Z czasem jednak płyty CD/DVD stały się cenowo przystępne. Nadal jednak musieliśmy zdobyć "kopię zerową" - zazwyczaj od przysłowiowego pirata sprzedającego lewe egzemplarze.

Cyfrowa rewolucja i internet skutecznie jednak wyeliminowały "pośrednika" między użytkownikiem a piracką kopią. Mając stały dostęp do internetu możemy ściągnąć dowolny film, grę czy płytę. I według sędziego Orejudo - nic nam za to nie grozi.

Polska a sprawa P2P

Nie oznacza to bynajmniej, że ściągający nielegalne pliki mogą czuć się bezkarnie. Zresztą warto sobie zadać pytanie - czy nieustanna świadomość, że ktoś może pewnego dnia zapukać do naszych drzwi nie powstrzymuje nas od ściągania kradzionych plików bez opamiętania? Bardzo możliwe, że hiszpański sędzia zagwarantował tamtejszym internautom właśnie taki immunitet. Czy zwiększy to poziom piractwa w tym regionie? Wytwórnie fonograficzne, dystrybutorzy filmów i producenci gier już zapowiedzieli, że nie podadzą się tak łatwo.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas