Tajemnicze sygnały miały pochodzić z kosmosu. Prawda rozczarowuje

10 lat temu w miejscu, gdzie rzekomo spadł meteoryt, naukowcy zarejestrowali sygnały sejsmiczne. Jednak z czasem okazało się, że zebrane dane nie mają nic wspólnego z obcymi cywilizacjami. Gdy prześledzono ścieżkę sygnału, okazało się, że jego kierunek dokładnie dopasowuje się do drogi biegnącej obok sejsmometru.

Meteoryt
Meteorytloft39studio123RF/PICSEL

Naukowcy odkrywają nowe fakty na temat sławnego uderzenia meteorytu

Kiedy jakaś zagubiona kosmiczna skała podejdzie zbyt blisko Ziemi, bardzo prawdopodobne jest, że zostanie przyciągnięta przez grawitację naszej planety i dostanie się do atmosfery. Czasami eksplodują, czasami uderzają w Ziemie jako ogniste kule. Naukowcy szacują, że takich pocisków rocznie uderza około kilkudziesięciu. Jednak większość z nich wpada do wód oceanów.

Tak też było w przypadku głośnego uderzenia kosmicznej skały w zeszłym roku. Kiedy to zespół naukowców postanowił odnaleźć meteoryt, by móc mu się przyjrzeć z bliska. Obecnie dysponujemy na tyle wyrafinowanymi systemami śledzenia, że badacze są w stanie określić, w którym miejscu meteoryt dostał się do atmosfery i z jaką siłą eksplodował. Jednym z takich systemów śledzenia są dane sejsmiczne. Pochodzą one zarówno z wibracji spowodowanych przez infradźwięki generowane przy wejściu skały do atmosfery, jak i wibracji wytwarzanych podczas uderzenia w Ziemię.

Meteor CNEOS 2014-01-08

Meteor o nazwie CNEOS 2014-01-08 został skutecznie wyśledzony przez rządowe satelity Stanów Zjednoczonych. Astrofizycy Aci Loeb i Amir Siraj z Harvardu postanowili udać się na wyprawę w poszukiwaniu kosmicznej skały. Dzięki danym z monitoringu sejsmicznego udało im się wyśledzić rzekomą ścieżkę obiektu prosto do morza u wybrzeży Papui-Nowej Gwinei. Wydobyli z dna morskiego maleńkie kuleczki. Powstały spekulacje, że są one fragmentami obcej technologii.

Jednak teraz okazuje się, że dane mogą nie wskazywać miejsca uderzenia meteorytu w planetę, a raczej przejeżdżającą pobliską drogą ciężarówkę... „Sygnał zmieniał z biegiem czasu kierunek, dokładnie dopasowując się do drogi biegnącej obok sejsmometru” – wyjaśnia sejsmolog planetarny Benjamin Fernando z Johns Hopkins University.

Badacze postanowili jeszcze raz prześledzić dokładną drogę rzekomego lotu meteorytu. Szybko zauważyli coś dziwnego w danych sejsmicznych. Precyzja wykonanych pomiarów była znacznie wyższa niż w przypadku innych porównywalnych danych zebranych nie z jednej, a z kilku stacji sejsmicznych.

Sygnał został zinterpretowany błędnie, a wibracje zostały wytworzone przez przejeżdżającą pobliską drogą ciężarówkę. Niezwykłe jednak jest to, że naukowcy znaleźli coś na dnie oceanu, co było całkowicie niezwiązane z poszukiwanym meteorytem. „Cokolwiek znaleziono na dnie morskim, jest całkowicie niezwiązane z tym meteorytem” – mówi Fernando.

Po kolejnych obliczeniach okazało się również, że nie tylko lokalizacja była błędnie oszacowana, ale również prędkość rzekomego obiektu. Co za tym idzie, dowody zaprezentowane we wstępnym druku w zeszłym roku od początku były błędne.   

Nastolatek z Polski nagrodzony przez NASA za zdjęcie Wilczego KsiężycaPolsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas