Południowy Tyrol: Narciarska mekka
Cztery słoneczne, zimowe dni poświęciłem, aby przypomnieć sobie dlaczego Południowy Tyrol to narciarska mekka. Okazja była wręcz wymarzona, gdyż w tym czasie odbywały się tam zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Nie zabrakło też imprez towarzyszących, co pozwoliło jeszcze bardziej poczuć wyjątkowość tego najbardziej niewłoskiego z włoskich regionów. Kosmopolityczna kuchnia, wysoki standard bazy noclegowej, czy wplecione w centrum narciarskich ośrodków muzea. W poniższym tekście przedstawiam atrakcje, których nie należy przegapić podczas narciarskich wyjazdów w te rejony.
Zaczynamy więc od sportu przez duże "S". Jako wielki fan narciarstwa w każdym wydaniu szczególnie ucieszyła mnie możliwość zobaczenia na żywo zawodów Pucharu Świata w Alta Badia. W planie były dwa slalomy giganty. Ten klasyczny, będący solą narciarstwa alpejskiego i drugi - nocny slalom równoległy. Areną obu konkurencji była słynna trasa Gran Risa, wybudowana w 1966 roku jako główna narciarska atrakcja doliny Alta Badia. Tuż przed pierwszym przejazdem slalomu giganta wskoczyliśmy do kolejki prowadzącej na Piz La Ila i już za pierwszą podporą ukazała się nam w pełnej okazałości wąska i piekielnie stroma leśna przecinka z rozstawionymi bramkami gigantowymi.
Nie na darmo w światku narciarskim uważa się ją za jedną z najtrudniejszych w całym kalendarzu. Całkowicie północny stok, na który promienie grudniowego słońca nawet nie zaglądają, o nachyleniu sięgającym 53%. Trasa sprawia kolosalne wrażenie, zwłaszcza gdy pędzą nią tytani współczesnego narciarstwa jadąc carvingowymi skrętami z prędkościami dochodzącymi do 80 km/h. Doskonały klimat zawodów dodatkowo podkreśla fakt, że przez cały weekend spotyka się zawodników. Nikogo nie dziwi sytuacja, gdy czołowy alpejczyk wsiada z tobą do gondoli lub na krzesło. Można też z bliska pooglądać ich treningi i rozgrzewki. Wracając jednak do samych zawodów, drugi przejazd slalomu giganta oglądaliśmy już z trybuny usytuowanej na mecie Gran Risy.
Świetny klimat jaki tworzy kilka tysięcy włoskich kibiców, dopingujących i oklaskujących dosłownie każdego zawodnika to coś co naprawdę warto przeżyć. Do tego obraz mknącego do mety Marcela Hirschera na długo pozostanie w mojej pamięci. Austriak wygrał te zawody z gigantyczną przewagą potwierdzając, że jest bez wątpienia największym alpejczykiem swoich czasów.Jeśli klasyczny slalom gigant wydaje się wam dyscypliną hermetyczną i czytelną tylko dla garstki zagorzałych fanów, którzy widzą, gdzie zawodnik traci cenne setne sekundy, to ratunkiem jest niezwykle widowiskowy slalom równoległy.
Wieczorne zawody ogląda się świetnie a różnice pomiędzy zawodnikami są czytelne i wyraźnie zauważalne dla każdego widza. Poszczególne pojedynki między narciarzami rozgrywane w systemie pucharowym wyłaniają na koniec zwycięzcę. Całość zawodów, dopełniona głośną muzyką, tworzy niezapomniane show przypominające imprezy freestylowe.
Nie dla wszystkich jednak uprawianie narciarstwa zaczyna i kończy się na samej jeździe. Jest całkiem sporo osób, które przy okazji lubią spędzać czas ciesząc się słońcem i dobrą kuchnią. Narciarski lunch na stoku czy włoska kolacja to także warte zapamiętania chwile. Południowy Tyrol oferuje ich wiele: od przysmaków kuchni włoskiej, poprzez lokalne południowo-tyrolskie czy tradycyjne potrawy ladyńskie aż po wymyślne i ekskluzywne dania serwowane przez zdobywców niejednej gwiazdki Michelina. Zaplecze kulinarne doliny Badia zdecydowanie dorównuje możliwościom uprawiania tu narciarstwa.
Od dziesięciu lat najlepsi lokalni mistrzowie kuchni wraz z przyjezdnymi gwiazdami kulinarnymi organizują "A Taste of Skiing" wymyślając nowe dania, które potem stają się specjalnością ich restauracji. Kumulacja mistrzów kuchni w dolinie Badia przypomina wcześniej wspomnianą kumulację tras alpejskiego pucharu świata. Dość powiedzieć, że na powierzchni zaledwie 16 km kwadratowych swoje specjały serwuje aż trzech szefów dzierżących wspólnie sześć gwiazdek Michelina. Polecam więc przed wyjazdem odwiedzić stronę Alta Badia, gdzie można znaleźć informacje na temat aktualnych i planowanych wydarzeń kulinarnych.
Tydzień tradycyjnej kuchni ladyńskiej czy smakowanie najlepszych win regionu? Oczywiście, to wszystko jest możliwe w trakcie szusowania, bo większość tych znakomitych restauracji zlokalizowana jest przy narciarskich trasach. Jeśli preferujecie dania mięsne koniecznie udajcie się do schroniska Fienile Monte w Val di Fassa. Możecie zjeść tam lunch w przerwie narciarskiego dnia lub wybrać się wieczorem na kolację, na którą zawiezie was snowcat czyli pasażerski ratrak.
Osobom, które szukają najbardziej wyrafinowanych smaków z czystym sumieniem mogę polecić imprezę kulinarną, w której miałem okazję uczestniczyć. Altissimo to najbardziej wykwintny brunch Dolomitów. Wszystko odbywa się na szczycie Piz la Ila w restauracji Moritzino. Tutejsi mistrzowie serwują wariacje na temat lokalnej kuchni a dania, które tam spróbowałem zdecydowanie poszerzyły moje kulinarne horyzonty. Dopełnieniem kulinarnej podróży był wjazd na szczyt Kronplatz, miejsca, gdzie zbiegają się ze wszystkich stron wyciągi słynnego ośrodka narciarskiego i odwiedzenie restauracji Corones. Przeżyłem tam najlepszą kulinarną ucztę wyjazdu. Restauracja AlpiNN to zdecydowany numer jeden, który powinien zaliczyć każdy kto wybiera się w te rejony. Ze swojej strony polecam znakomity gulasz z jelenia oraz niesamowite desery z Topfenknödel na czele.
Szczypta kultury
Skoro już mowa o Kronplatz to świetnym uzupełnieniem narciarskiego wyjazdu może być wizyta w znajdujących się tutaj dwóch muzeach. Pierwsze z nich to uznane w środowisku górskim MMM Corones (Messner Mountain Museum) przedstawiające historię himalaizmu z punktu widzenia jednego z największych himalaistów w historii - Reinholda Messnera. Drugie muzeum, które miałem okazję oglądać tuż przed jego premierowym otwarciem zaplanowanym na 20 grudnia 2018 roku, zadedykowane zostało niezwykłej dziedzinie sztuki jaką jest górska fotografia. Więcej o niesamowitym muzeum Lumen możecie przeczytać TUTAJ.
Jazda z mistrzami
W ramach opisanego wcześniej ekskluzywnego brunchu organizatorzy zadbali także o niezapomnianą narciarską przygodę. Można było poszusować po stokach Alta Badia z byłymi alpejskimi mistrzami: Manuelą Moelgg, Maxem Blardone i Peterem Runggaldierem. Mimo, iż cała trójka zakończyła jakiś czas temu starty w alpejskim Pucharze Świata to wciąż ich technika jazdy robi piorunujące wrażenie. Manuela mknie po trasach niezwykle pewnie, ale i z gracją co wbrew pozorom nie jest częstym widokiem wśród obecnych zawodniczek. Max to mistrz ostrego carvingu - chyba nigdy na żywo nie widziałem tak mocno wychylonych agresywnych skrętów. Peter, jako przedstawiciel dyscyplin szybkościowych imponuje prędkością i pewnością w każdej sytuacji i w każdych warunkach.
Wszyscy reprezentują poziom iście kosmiczny, absolutnie zarezerwowany jedynie dla prawdziwych profesjonalistów. Co ciekawe, pomimo iż od zakończenia przez nich kariery upłynęło parę lat to wciąż są rozpoznawani na stoku. Nasza jazda była co chwilę przerywana przez fanów proszących o zdjęcie czy autograf. Jak widać alpejczycy to w Południowym Tyrolu prawdziwi celebryci.
Zaledwie cztery dni wystarczyły, aby przekonać się, że atrakcje tego regionu nie kończą się na przejechaniu na nartach Sella Rondy. Oczywiście taka wycieczka to wciąż punkt obowiązkowy każdego wyjazdu do Alta Badia ale okazuje się, że w wersji premium można go wzbogacić o wiele innych atrakcji zarówno kulinarnych, ja i kulturalnych. Jeśli dołożyć do tego rozwiniętą infrastrukturę hotelową Południowy Tyrol potrafi spokojnie konkurować z najbardziej ekskluzywnymi ośrodkami austriackimi czy szwajcarskimi.
Ze swojej strony zdecydowanie namawiam do rozpoczynania sezonu narciarskiego właśnie w tym regionie. Organizacja grudniowych edycji Pucharu Świata w Val Gardena i Alta Badia traktowana jest jako mocny punkt promocji regionu co w praktyce oznacza, że nawet w mało śnieżny początek zimy Włosi stają na głowie by przygotować jak najwięcej tras a same zawody i towarzyszące im imprezy doskonale uzupełniają dobry start w kolejny narciarski sezon.
Filip Lenart