20 lat i 200 ukąszeń węży później. Jego krew to teraz antytoksyna
Tim Friede z Wisconsin przez niemal dwie dekady dobrowolnie pozwalał się kąsać jadowitym wężom. Jego celem nie były jednak sława (choć dzieli się swoimi doświadczeniami w mediach społecznościowych) czy adrenalina, ale odporność - taka, która pewnego dnia może uratować życie wielu ludzi na całym świecie.

Naukowcy regularnie zaskakują nas nietypowymi zastosowaniami jadu różnych zwierząt, wystarczy tylko wspomnieć o niedawnych badaniach nad lekiem chroniącym serce w czasie zawału i podczas transplantacji, którego kluczowy składnik pochodzi z jadu śmiertelnie groźnego pająka lejkowatego z K'gari, maści z jadu wałęska brazylijskiego, który działa jak lek na potencję czy też substancji obecnej w jadzie żararaki, działającej na rany jak klej Super Glue.
Wszystko to jednak w kontrolowanych warunkach laboratoryjnych, bo jak szacuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), co roku na skutek ukąszeń samych węży umiera ponad 110 tys. osób, głównie w Azji i Afryce, gdzie dostęp do antytoksyn jest mocno ograniczony. Ich produkcja jest bowiem droga i trudna, a samo podawanie ryzykowne, bo najczęściej powstają w wyniku wstrzyknięcia jadu dużym ssakom, jak konie i zebraniu wytwarzanych przez nie przeciwciał, więc ze względu na "nieludzkie" pochodzenie mogą powodować reakcje alergiczne.
Jego krew to naturalna antytoksyna
Czy można inaczej? Być może, a przynajmniej taką nadzieję daje krew Tima Friede z Wisconsin, który przez ostatnie 18 lat robił coś, co większość ludzi uznałaby za szaleństwo - świadomie pozwalał, by kąsały go jedne z najbardziej jadowitych węży świata. Wszystko po to, by zbudować naturalną odporność na ich toksyny - te nietypowe praktyki zainteresowały w końcu naukowców, którzy badają jego krew w nadziei na stworzenie uniwersalnego antidotum na ukąszenia węży.
Początki tego nietypowego "hobby" były niewinne, dopiero z czasem zainteresowanie gadami i bezkręgowcami przerodziło się w obsesję na punkcie jadu. Najpierw Friede wstrzykiwał sobie mikroskopijne dawki jadu, a potem pozwalał już wężom kąsać swoje ciało, dokumentując dziesiątki takich eksperymentów z udziałem czarnej mamby, tajpana czy kobry wodnej na swoim kanale YouTube.
Chciałem posunąć się tak blisko śmierci, jak to tylko możliwe - do granicy - i się cofnąć
Uratuje dziesiątki tysięcy żyć rocznie?!
I wygląda na to, że te lata "szaleństwa" się opłaciły, bo jak pokazują badania opublikowane właśnie w prestiżowym czasopiśmie Cell, jego krew zawiera niezwykle silne przeciwciała neutralizujące jad wielu gatunków węży. Zespół dr. Petera Kwonga z Uniwersytetu Columbia zidentyfikował dwa przeciwciała, które skutecznie działały na myszy, co jest zdaniem badaczy pierwszym krokiem w kierunku stworzenia uniwersalnej szczepionki lub antytoksyny, co stanowiłoby przełom w leczeniu ukąszeń, szczególnie w biedniejszych regionach świata.
Wow, to coś wyjątkowego. Mamy do czynienia z niezwykłym człowiekiem, który przez 18 lat wytwarzał niesamowite przeciwciała - mówi dr Kwong.
I choć dziś jego historia inspiruje naukowców, droga do tego momentu była pełna cierpienia. Friede przeszedł wiele infekcji, hospitalizacji, po jednym z eksperymentów musiał zgodzić się na amputację części palca, a jak sam przyznaje ta obsesja kosztowała go też życie rodzinne - zaznacza jednak, że nie żałuje, bo dziś pracuje w firmie Centivax, która wspiera rozwój eksperymentalnego leczenia, testuje jego przeciwciała i ma szansę uratować dziesiątki tysięcy istnień rocznie.