Chodzisz do dentysty co pół roku? Według naukowców robisz to za często
Naukowcy stawiają tezę, że półroczne kontrole dentystyczne mogą być zbędne dla większości osób. Nowe badania sugerują, że rzadziej powtarzane wizyty mogą być równie skuteczne w zapobieganiu próchnicy i innym problemom stomatologicznym. Jak często w takim razie powinniśmy chodzić do dentysty?
Według trójki naukowców z Brazylii i Wielkiej Brytanii, którym przewodzi profesor Paulo Nadanovsky z Uniwersytetu w Rio de Janeiro, stomatologia stoi w miejscu w zakresie zapewnienia pacjentom nowoczesnej diagnostyki i często stosuje nieefektywne metody leczenia.
Jak często powinieneś odwiedzać dentystę?
W opublikowanym niedawno artykule badacze wspominają, że wiele ze współczesnych niekwestionowanych przez nikogo praktyk dentystycznych nie jest poparte solidnymi dowodami naukowymi. Zdaniem naukowców jednymi z głównych przestarzałych rekomendacji są kontrole stomatologiczne co pół roku. W artykule wspomniano o tym, że już dwa duże badania kliniczne nie znalazły plusów takiej częstotliwości kontroli w porównaniu z dłuższymi przerwami między wizytami.
W przeprowadzonych badaniach nie znaleziono żadnej znaczącej różnicy między kontrolami dentystycznymi co pół roku, a spersonalizowanym terminarzem mniej częstych wizyt określonym na podstawie ryzyka próchnicy u pacjenta. Oprócz tego, badacze byli dość pewni, że nawet dwuletnie cykle kontrolne nie powodują znaczącej różnicy.
Okazuje się, że niektóre zabiegi dentystyczne nie mają sensu
W artykule skupiono się także na innych aspektach współczesnych typowych praktyk dentystycznych. Nadanovsky zauważa, że brak jest dowodów na korzyści płynące z zabiegów skalingu i polerowania u dorosłych bez zapalenia przyzębia. U dzieci natomiast wątpliwym jest wypełnianie ubytków w zębach mlecznych, gdyż według badań poziom bólu i infekcji jest bardzo zbliżony, niezależnie od tego czy ubytki zostały wypełnione czy też nie.
Jako główny powód nieefektywnego dysponowania pracą stomatologów trójka badaczy wymienia presję ekonomiczną. Otóż w latach 70. i 80., gdy popularne stały się pasty do zębów wzbogacane fluorem, stan uzębienia u ludzi znacząco się poprawił. Spowodowało to problemy finansowe u dentystów i konieczność znalezienia nowych sposobów na zapełnienie gabinetów, nawet jeśli zęby pacjentów nie wymagały leczenia. Z tego powodu w społeczeństwie z czasem wytworzyła się tendencja do nadmiernego korzystania interwencji stomatologicznych.
Wynikiem tego, jest silna polaryzacja problemów. W niektórych krajach ludzie są leczeni niepotrzebnie, albo nie są leczeni wcale, gdyż usługi dentystów stały się dla nich zbyt drogie.
Jak wspominają naukowcy, ich głównym celem jest zmiana tendencji “przediagnozowywania". Ma to prowadzić do lepszego wykorzystania zasobów i leczenia stomatologicznego tylko tych pacjentów, którzy tego rzeczywiście potrzebują.
Odpowiedź stowarzyszenia stomatologicznego budzi dalsze wątpliwości
Amerykańskie Towarzystwo Stomatologiczne w odpowiedzi dla portalu Ars, który poruszył temat, napisało, że jest poświęcone stosowaniu praktyk dentystycznych opartych na rzetelnym diagnozowaniu. Podkreśliło także wagę relacji lekarz-pacjent w odpowiednim doborze metod leczenia dodając, że pacjenci zawsze mają możliwość zrezygnować z leczenia lub wybrać z dentystą alternatywny sposób. Towarzystwo nie skomentowało w żaden sposób rosnących wątpliwości dotyczących popularnych praktyk i nieefektywnych metod leczenia.