Anakonda-16. Wielki desant pod Toruniem

Od 6 do 17 czerwca 2016 roku w całej Polsce będą ćwiczyć żołnierze NATO. „Anakonda-16” to największe manewry na terenie Polski od 1989 roku.

C-17
C-17AFP
Desant zaopatrzenia z transportowca C-17
Desant zaopatrzenia z transportowca C-17Janek SkarżyńskiAFP

Na poligonach niemal całej Polski ćwiczy 12 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego, prawie 14 tys. Amerykanów, 1200 Hiszpanów, 1000 Brytyjczyków, ponad 230 Niemców, czy prawie 200 Chorwatów. W sumie do Polski na początku czerwca przyjechali wojskowi z 18 krajów członkowskich NATO, a także z pięciu państw partnerskich: Finlandii, Gruzji, Macedonii, Szwecji i Ukrainy.

Żołnierze będą ćwiczyć m.in. w Drawsku Pomorskim, Ustce, Świdwinie, Żaganiu, Chełmnie, Nowej Dębie, Orzyszu i Wędrzynie. Scenariusz manewrów przewiduje wybuch konfliktu między "czerwonymi" a "niebieskimi" na terenie Europy Środkowo-Wschodniej.

- W przyjętym scenariuszu pełniący rolę strony przeciwnej Sojusz Czerwonych dąży do opanowania regionu Morza Bałtyckiego, w tym fizycznego zajęcia Estonii, Łotwy, Litwy i wybranych regionów Polski - mówi gen. broni Marek Tomaszycki, dowódca operacyjny rodzajów sil zbrojnych, współkierujący ćwiczeniami "Anakonda-16".

- Działania Sojuszu Czerwonych mają doprowadzić do zajęcia przez jego wojska północnej części Polski, ustanowienia władzy na zajętych terenach oraz do politycznej i militarnej izolacji Polski oraz krajów bałtyckich na arenie międzynarodowej - dodaje.

- Dziś trudno sobie wyobrazić dobrze funkcjonującą armię bez odpowiedniego procesu szkolenia. Z ćwiczenia na ćwiczenie staramy się stopniować skalę udziału jednostek, stopień trudności czy zasięg przedsięwzięcia. Jesteśmy siłami zbrojnymi już bardzo dojrzałymi - pisał w komunikacie gen. Broni Mirosław Różański, Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych.

- Nasi żołnierze zdobywali doświadczenia podczas operacji poza granicami kraju w Iraku, Afganistanie czy Czadzie. Rzadkością już są ćwiczenia,  które odbywałyby się tylko w wymiarze lokalnym, bez udziału wojsk sojuszniczych. Wojsko Polskie zapracowało sobie w środowisku międzynarodowym na mocną pozycję, która pozwala bez kompleksów, ramię w ramię z partnerami z NATO planować i realizować zadania szkoleniowe - pisał dalej.

Ważnym czynnikiem politycznym jest obecność wojsk amerykańskich. W ćwiczeniach biorą udział m.in. żołnierze 82 Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg, dragoni z 2 Regimentu Kawalerii, czy liczne śmigłowce AH-64 i UH-60 w różnych wersjach.

- Armia Stanów Zjednoczonych, jak i Stany Zjednoczone mają jeden cel, który chcą osiągnąć podczas tych ćwiczeń. Chcą pokazać, że stoją ramię w ramię z Polską, ramię w ramię z narodem polskim, ramię w ramię z armią polską i w końcu - ramię w ramię z Sojuszem Północnoatlantyckim po to, aby każdy kraj był wolny i niepodległy - zadeklarował obecny na uroczystości szef sztabu wojsk lądowych USA (US Army) generał Mark Milley.

Desant wojsk NATO podczas ćwiczeń Anakonda-16
Desant wojsk NATO podczas ćwiczeń Anakonda-16
Desant wojsk NATO podczas ćwiczeń Anakonda-16
Desant wojsk NATO podczas ćwiczeń Anakonda-16
+4

Desant na Toruń

Najciekawszym, z punktu widzenia spektakularności, elementem ćwiczeń był desant, który został zrzucony pod Toruniem. W desancie prócz Polaków z 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa i Brytyjczyków z 16. Brygady Desantowo-Szturmowej, wzięli udział żołnierze z 82. Dywizji Powietrznodesantowej, przerzuceni bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych.

Było to o tyle istotne, że żołnierze "All American" stanowią trzon sił natychmiastowego reagowania wojsk USA (Global Response Force). Jednostka ta ma być gotowa w przeciągu maksymalnie 96 godzin do przerzucenia w dowolny zakątek globu. Brygadowe grupy szybkiego reagowania składają się nie tylko z oddziałów desantowych. W ich skład wchodzą również pododdziały pancerne i zmechanizowane, jednostki lotnictwa wojsk lądowych, czy też pododdziały przeciwlotnicze i rozpoznania lotniczego.

Amerykanie desantowali się z samolotów C-17 Globemaster III, Brytyjczycy C-130 Hercules, Polacy z C-295. W sumie zrzut przeprowadziło 37 samolotów. Amerykanie, jak wspomniano przylecieli bezpośrednio z Fort Bragg w Karolinie Północnej. Brytyjczycy wyruszyli z bazy w niemieckim Ramstein, a polscy spadochnoniarze wystartowali z bazy w Balicach. W ciągu trzech dni operacji desantowej, prócz żołnierzy samoloty transportowe zrzucą haubice, pojazdy oraz kilka ton zaopatrzenia.

Jako pierwsze o godzinie 15:20 zostały zrzucone na zabezpieczone przez zwiadowców, którzy wylądowali w poniedziałek przed wschodem słońca, strefy samochody terenowe i zaopatrzenie. 33 żołnierzy wylądowało na spadochronach, by zabezpieczyć główny zrzut połączonych sił aliantów. Opuścili pokład polskiego transportowca CASA C-295,  na wysokości 4 tys. metrów, na spadochronach szybujących AD-2000.

Chwilę później pojawiły się C-17 ze spadochroniarzami na pokładzie. O 15:40 na poligonie wylądowało 530 amerykańskich spadochroniarzy, którzy mieli za sobą trwającą ponad 10 godzin, podróż. Amerykanie znaleźli się nad Toruniem w ciągu 25 godzin od ogłoszenia alarmu. Do godziny 17. wylądowali wszyscy spadochroniarze wyznaczeni do przeprowadzenia operacji.

- Skok jest efektowny, ale to ziemia weryfikuje umiejętności wojsk powietrznodesantowych. Najważniejszym zadaniem będzie opanowanie długiego na 540 metrów mostu gen. Elżbiety Zawackiej w Toruniu - mówił dziennikarzom "Polski Zbrojnej" kpt. Marcin Gil, oficer prasowy 6 BPD. Zajęcie mostu planowane jest na środę 8 czerwca.

W sumie podczas ćwiczeń "Anakonda-16" zostało zrzuconych ponad 2 tys. spadochroniarzy z USA, Wielkiej Brytanii i Polski. Ostatnim razem wspólny desant oddziałów tych trzech państw został przeprowadzony w 1944 roku podczas operacji Market-Garden.

Desant brytyjskich spadochroniarzy podczas ćwiczeń "Anakonda-16"
Desant brytyjskich spadochroniarzy podczas ćwiczeń "Anakonda-16"Janek SkarżyńskiAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas