Bohaterska składnica

Niemcy nie mieli zbyt dużej wiedzy na temat możliwości obronnych Westerplatte. Srodze się to na nich zemściło.

Wzięci do niewoli obrońcy Westerplatte
Wzięci do niewoli obrońcy WesterplattePolska Zbrojna

Prawo do przeładunku

W celu zapewnienia bezpieczeństwa wojskowym transportom na początku grudnia 1925 roku Liga Narodów przyznała Polsce prawo do utrzymywania na Westerplatte stałej załogi wojskowej. Półtora miesiąca później, 18 stycznia 1926 roku, na trałowcu ORP "Mewa" przybył tam oddział Wojska Polskiego, który zaczął pełnić służbę wartowniczą. W ten sposób powstała na Westerplatte Wojskowa Składnica Tranzytowa, strzeżona przez 88 żołnierzy, w tym dwóch oficerów.

Polska nie rezygnuje

Dlatego też na początku lat trzydziestych zaczęto składnicę modernizować. Do 1932 roku żołnierze mieszkali i pełnili służbę w prowizorycznych drewnianych koszarach i wartowniach, a ich uzbrojeniem była jedynie ręczna broń strzelecka. Zbudowano więc koszary z betonowymi stropami i piwnicami oraz ceglano-betonowe wartownie. Usytuowano je w taki sposób, aby zainstalowana w nich broń maszynowa tworzyła jednolity system ognia, trudny do przeniknięcia przez napastnika.

Wartownie zabezpieczono zasiekami z drutu kolczastego, zadbano też o zieleń, która miała utrudnić Niemcom rozpoznanie wzrokowe i lotnicze obszaru składnicy.

Generał major Friedrich Georg Eberhardt, któremu od 1 kwietnia 1939 roku podlegały siły zbrojne Wolnego Miasta Gdańska (w ich skład wchodziły 1 i 2 Pułk Landespolizei, formacja SS "Heimwehr Danzig" oraz kilka mniejszych samodzielnych oddziałów), zdawał sobie sprawę z tego, że atak na polskie wartownie, obsadzone stałymi załogami uzbrojonymi w karabiny maszynowe i osłonięte zasiekami z drutu kolczastego, może zakończyć się dużymi stratami. Nie widział przy tym konieczności takiego działania. Dlatego też na naradzie, która odbyła się 25 sierpnia o godzinie 16.15 na pokładzie pancernika "Schleswig-Holstein", poinformował jego dowódcę komandora Gustava Kleikampa, że nie zamierza atakować składnicy, tylko ją zablokować.

Plan komandora

Dopiero kilka godzin wcześniej, 25 sierpnia o godzinie 10.40, jego okręt wpłynął do Gdańska i zacumował w kanale portowym, w miejscu odległym około 200 metrów od polskich pozycji, prawie naprzeciw Wartowni numer 2. W ciągu kilku dni Niemcy próbowali zebrać dodatkowe informacje, ale zwiad powietrzny i obserwacja od strony Nowego Portu niewiele dały. Zauważono tylko stanowiska broni maszynowej przy murze okalającym składnicę.

Ta niewiedza zemściła się już pierwszego dnia wojny i kosztowała życie wielu niemieckich marynarzy. W wydanym 31 sierpnia rozkazie komandor Kleikamp oceniał, że Westerplatte jest obsadzone załogą liczącą 150-200 ludzi, która dysponuje tylko bronią ręczną i lekkimi karabinami maszynowymi. Beztrosko sądził więc, że po kilkuminutowym ostrzale okrętowej artylerii (cztery działa kalibru 280 milimetrów, dwanaście kalibru 150 milimetrów, cztery kalibru 88 milimetrów, cztery działa przeciwlotnicze kalibru 37 milimetrów i trzy kalibru 20 milimetrów) umocnienia i przeszkody inżynieryjne zostaną zburzone, a załoga nie będzie w stanie stawić skutecznego oporu nacierającym szturmowcom porucznika Heningsena.

Zginęło około 50 ludzi.

O godzinie 7.40 działa pancernika ponownie otworzyły ogień, starając się w pierwszej kolejności unieszkodliwić placówkę "Prom", która zadała największe straty kompanii szturmowej. O godzinie 8.55 Kleikamp rozkazał przerwać ogień. Do natarcia ponownie ruszyła kompania szturmowa marynarki wzmocniona plutonem SS "Heimwehr Danzig" (60 ludzi z bronią maszynową). W pierwszej fazie udało im się wedrzeć w głąb składnicy, wykorzystując chwilową dezorganizację obrony, gdyż pociski artyleryjskie zniszczyły umocnienia "Promu".

W krytycznym momencie weszły jednak do akcji polskie moździerze, których pociski załamały niemieckie natarcie. O godzinie 12.33 dowódca niemieckiej kompanii porucznik Heningsen został ciężko ranny w brzuch i zmarł jeszcze na Westerplatte. Dowództwo przejął po nim porucznik Walter Richard Schug. Mógł on jedynie zarządzić odwrót resztek kompanii z obszaru składnicy. Wcześniej, bo o 11.40, na stanowiska wyjściowe wycofał się pluton SS. O natychmiastowym wznowieniu natarcia nie było mowy.

Kolejny atak

Niemieckie natarcia przeprowadzane 1 września od świtu do godziny 14.00 zakończyły się dla najeźdźcy wielkimi stratami. Kolejne ataki mogły tylko powiększyć ten krwawy rejestr, w którym znalazło się już kilkudziesięciu zabitych i 120 rannych. W tej sytuacji komandor Kleikamp przesunął kolejny szturm na 3 września.

Najpierw bombowce miały zniszczyć z powietrza "co najmniej 20 betonowych bunkrów najnowszego typu z podziemną komunikacją", co powinno pomóc w zdobyciu "podziemnego fortu" Westerplatte. I tak w ciągu kilkunastu godzin niemiecki dowódca radykalnie zmienił swoją ocenę możliwości obronnych polskiej załogi składnicy: przestał je lekceważyć, a zaczął doceniać, a nawet przeceniać.

Waldemar Rezmer

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA,PL.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas