Czy Grupa Wagnera będzie szkolić białoruskie wojsko? Obawa o broń atomową

Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka zasugerował, że byli najemnicy należący do Grupy Wagnera, mogą zacząć szkolić białoruskie wojsko. Dyktator jednocześnie zapewnia, że nie będą strzec rosyjskiej broni jądrowej rozmieszczonej na Białorusi. Przyjęcie wagnerowców z pewnością nie spodoba się Władimirowi Putinowi.

Według dostępnych informacji Jewgienij Prigożyn, były szef najemniczej Grupy Wagnera, obecnie znajduje się na Białorusi. W ramach oficjalnych postanowień jest wolny od zarzutów zbrojnej rebelii przeciwko Kremlowi, lecz zachodnie media sugerują, że nadal musi obawiać się o swoją przyszłość.

Banicja Prigożyna była skutkiem porozumienia zawartego między nim a Łukaszenką. Prezydent Białorusi stwierdził, że przekonał Putina do dialogu, zamiast działań wojskowych. Jednocześnie wydział śledczy rosyjskiego Federalnego Biura Bezpieczeństwa poinformował, że zakończono postępowanie karne przeciwko szefowi wagnerocwów i przeciw samym najemnikom.

Reklama

Jak podaje portal TheWarZone i Euromaidanpress Łukaszenka stwierdził, że Prigożyn "może odgrywać rolę w szkoleniu wojsk białoruskich". Ponadto oświadczył, że część najemników, która ma przyjechać na Białoruś, może podzielić się swoimi doświadczeniami bojowymi z armią białoruską.

Łukaszenka powiedział: - Ludzie nie rozumieją, że podchodzimy do tego pragmatycznie. Jeśli ich dowódcy przyjdą do nas i nam pomogą... To jest doświadczenie. Słuchajcie, oni są na linii frontu - szwadrony szturmowe. Oni powiedzą nam, co jest teraz ważne. Opowiedzą nam o broni: która działała dobrze, a która nie. I taktyka, i uzbrojenie, i jak atakować, jak się bronić. To jest bezcenne. To jest to, co musimy wziąć od wagnerowców.

Grupa Wagnera i broń jądrowa

Łukaszenka powiedział jednocześnie, że Grupa Wagnera nie będzie strzec taktycznej broni jądrowej rozmieszczonej w tym kraju przez Rosję. Na kanale Telegram białoruskiego Ministerstwa Obrony poinformował: "Polacy i inni wierzą, że Wagner będzie stał na straży broni nuklearnej i tak dalej. Żaden najemnik Wagnera nie będzie strzegł broni jądrowej [...] część broni nuklearnej (nie powiem ile), ale większość już została przywieziona na Białoruś. Pilnują jej Rosjanie i Białorusini".

Dodał także: - A ja jestem przede wszystkim odpowiedzialny za bezpieczeństwo broni. Dlatego nigdy się na to nie zdecydujemy. Mamy wystarczająco dużo ludzi, którzy są w stanie strzec tego obiektu razem z Rosjanami.

Zachodnie media już mówią, że potencjalne przejęcie broni jądrowej przez najemników mogłoby całkowicie wywrócić układ sił we wschodniej Europie, przez co skala napięć i skutków mogłaby być nie do oszacowania. Jeśli w Grupie Wagnera przebywającej na Białorusi wciąż tliłoby się niezadowolenie z obrotu spraw, to Władimir Putin miałby olbrzymi problem.

Jak informuje The Guardian, Łukaszenka zaproponował najemnikom wykorzystanie opuszczonej białoruskiej bazy wojskowej. Jednocześnie powiedział: - Nie budujemy jeszcze żadnych obozów. Ale jeśli chcą, dostosujemy się do nich. Mogą rozbić namioty. Ale na razie są w Ługańsku [na wschodzie Ukrainy] w swoich obozach -. Jak na razie nie wiadomo ilu członków Grupy podąży za Prigożynem, lecz taki transfer "żołnierzy" może być solą w oku Putina. W miniony weekend jeszcze w trakcie trwania wagnerowskiej rebelii pojawiały się informacje, że najemnicy dążą do przejęcia broni jądrowej w Borysoglebsku. Takie informacje były podawane przez proukraiński ruch partyzancki krymskich Tatarów (ATESH).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama