"Furor" miał być rosyjską dumą. Zamiast na front trafił do muzeum
Podczas gdy USA i Wielka Brytania coraz śmielej wdrażają broń mikrofalową do realnych scenariuszy bojowych, np. w odpowiedzi na zagrożenia w Iraku i Syrii, Rosja po cichu kończy własny "ambitny" program. Po 10 latach zapowiedzi mobilny system Furor trafia nie na front, ale do muzeum.

Największe armie świata przyspieszają wdrażanie zaawansowanej ukierunkowanej broni energetycznej. Wystarczy tylko przypomnieć, że już pod koniec 2023 roku sekretarz prasowy Departamentu Obrony USA, Pat Ryder, omawiając napięcia na Bliskim Wschodzie, w wyniku których grupy bojówek zaatakowały bazy USA w Iraku i Syrii, zasugerował, że Stany Zjednoczone mogą używać do ich obrony systemów laserowych i mikrofalowych, a swoje rozwiązania w tym zakresie mają też Brytyjczycy.
Tymczasem Rosja kończy właśnie swoją przygodę z podobną technologią... eksponatem w muzeum. System Furor, mobilne działo emitujące ukierunkowaną wiązkę mikrofal, został bowiem po raz pierwszy publicznie zaprezentowany, ale nie na poligonie, ale w słynnym Centralnym Muzeum Broni Pancernych i Wyposażenia. Zdjęcia prototypu opublikowane przez Btvt.info pokazują konstrukcję - wyglądającą na atrapę i to dość wiekową - umieszczoną na gąsienicowym podwoziu systemu Buk.
Leonidas vs Furor, czyli technologia pokonuje propagandę
I chociaż Moskwa przekonuje, że prace wciąż trwają, a broń jest testowana, wszystko wskazuje na to, że projekt został porzucony lub zepchnięty na margines. A w zapowiedziach wszystko wyglądało tak pięknie, Furor miał wykorzystywać "relatywistyczny generator dużej mocy" oraz odbijającą antenę, a także systemy kontroli i transmisji. Rosjanie twierdzili też, że miałby działać na ponad 10 km i zapewniać pełną osłonę z każdej strony. Brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe?
Trochę tak, szczególnie że amerykański odpowiednik, czyli Epirus Leonidas, jest już testowany w realnych warunkach i jego zasięg wynosi "tylko" 2 km. Dlatego jak komentuje Defense Express, projekt Furor - zaprojektowany przez Moskiewski Instytut Radiotechniczny, czyli instytucję odpowiadającą również za samoloty wczesnego ostrzegania A-50, A-50U i niedoszły A-100 Premier, które również nie weszły do produkcji seryjnej - miał od początku służyć głównie do pozyskiwania funduszy z budżetu państwa, a dopiero w drugiej kolejności do reklamowania innowacyjności rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego.
Wielkie zapowiedzi, brak wyników
A co z faktycznymi możliwościami? Choć w rosyjskich mediach wspominano o możliwości włączenia go do szerszego systemu obrony powietrznej, trudno mówić o realnym wdrożeniu. Brakuje testów, wyników i jakiejkolwiek dokumentacji mogącej dowodzić funkcjonowaniu systemu, nie mówiąc już o potwierdzeniu jego skuteczności w walce. Zatem w praktyce mówimy o kolejnym przykładzie rosyjskiej "cudownej broni", która zamiast na pole bitwy trafia na cokoły i plakaty.
Trudno więc traktować pojawienie się nieukończonego prototypu systemu Furor w muzeum inaczej niż jako pożegnanie z projektem, który przez 10 lat nie wyszedł poza fazę projektowania. Owszem, gdyby chodziło o inny kraj, można byłoby wziąć jeszcze pod uwagę "zasłonę dymną", ale w przypadku Rosji widzieliśmy już zbyt wiele podobnych sytuacji.