"Głupie bomby" spadną na Ukrainę. Rosja planuje ich użycie
Wysocy rangą urzędnicy Pentagonu i NATO ostrzegają, że Rosji kończy się precyzyjna amunicja. Niebawem armia sięgnie po zwykłą, nieprecyzyjną i bardzo niebezpieczną broń, która może skończyć się gwałtownym wzrostem cywilnych ofiar.
Jak informuje agencja Reuters, wysocy rangą urzędnicy Pentagonu i NATO ostrzegają, że rosyjskiej armii zaczyna kończyć się precyzyjna broń w postaci rakiet naprowadzanych satelitarnie. Dzięki niej, Kreml mógł atakować dokładnie te cele, jakie wyznaczono, nie dokonując większych szkód w okolicy.
Teraz to może się diametralnie odmienić. Rosja będzie zmuszona sięgnąć po tzw. "głupie bomby", czyli zwykłe pociski wystrzeliwane z platform artyleryjskich czy zrzucane z samolotów. Chociaż w przypadku rosyjskich działań i tak precyzyjna broń okazała się celna tylko w 40 procentach, to jednak już w przypadku tej zwykłej może spaść do 20 procent.
Oznaczać to będzie ogromne zniszczenia w miastach, w których zostaną bombardowane cele wyznaczone przez rosyjską armię. Eksperci ostrzegają, że wraz z tym nastąpi gwałtowny wzrost liczby ofiar cywilnych. Bomby grawitacyjne, bomby żelazne czy bomby swobodnego spadania zrzucane z samolotów będą spadały na cywilne obiekty nawet w dalekiej odległości od wyznaczonych celów.
"Głupie bomby" były powszechnie używane podczas II wojny światowej. Później zastąpiono je naprowadzanymi czy nawet inteligentnymi. Chociaż początkowo Kreml używał na Ukrainie właśnie tych "mądrych", teraz zapasy tej broni szybko się kurczą, a z powodu sankcji, kwota ich produkcji mocno wzrosła. Zatem oprócz czołgów i sprzętu z czasów Związku Radzieckiego, teraz rosyjska armia będzie również używała bomb z tamtego okresu.
Eksperci podkreślają, że działania Rosji na Ukrainie ich zaskoczyły. Wszyscy myśleli, że jest to potężne mocarstwo militarne, którego trzeba się obawiać, tymczasem od zawsze Rosja była tylko kolosem na glinianych nogach, co każdego dnia możemy zobaczyć na zdjęciach czy filmach wprost z ukraińskich miast.