„Ja zabijam tylko podludzi”. Dlaczego Rosja dokonuje tylu zbrodni?

Wojna w Ukrainie gorzko przypomniała światu, że za każdym frontem, kroczy zbrodnia. Masowe mogiły, zbombardowane domy czy filmy z rozstrzeliwania jeńców udostępniane przez Rosjan stanowią prawdziwe obrazy brutalności inwazji. Wstrząśnięci przemocą zadajemy sobie pytanie, dlaczego zwykli Rosjanie zarówno dokonują, jak i popierają takie zbrodnie? "W przypadku obecnych działań wojennych istnieją czynniki, które napędzają brutalizm właśnie w rosyjskiej armii" - tłumaczy profesor Aleksandra Szymków-Sudziarska.

"To nie zbrodnia, jeśli masz z tego ubaw"

Taki napis znajduje się w jednym z budynków ukraińskiej wsi Wełyka Komyszuwacha, do której dotarli dziennikarze The New York Times. Dla garstki mieszkańców stanowi gorzką pamiątkę po okresie okupacji. Okresie, kiedy z przerażeniem chowali się, gdy rosyjscy żołnierze strzelali do nich dla sportu. Okresie, który gdy dla nich był piekłem, dla Rosjan był zabawą.

W Ukrainie jest dziś wiele takich miejsc, a jeszcze więcej ludzi z takimi historiami. Zniszczeni zostali przez rosyjską armię, która od początku konfliktu za naszą granicą przeraża swoim wojennym bestialstwem. Przed inwazją mało kto się spodziewał, ujrzeć je w takiej skali... choć powinien.

Reklama

Dla Zachodu Ukraina to nie odległa Syria, Jemen czy Etiopia. Ukraina to plaskacz dla zachodniego świata, który pokazał, że konflikty zawsze niosą za sobą zbrodnie, nawet w XXI-wiecznej Europie. Jednak obok tego brutalność wojny w Ukrainie ma swoje osobliwe cechy. Jest ona bowiem niezwykle usystematyzowana ze strony rosyjskiej, gdzie ichniejsze władze zarówno wojskowe, jak i cywilne same napędzają takie działania.

- To, co widzimy w Ukrainie, to typowe działania wojenne, gdyż wojna to świetna pożywka dla zachowań amoralnych i przemocowych. Brutalizm w Ukrainie uderza nas przede wszystkim przez bliskość konfliktu i dostępność materiałów. Jednak w przypadku obecnych działań wojennych istnieją czynniki, które napędzają brutalizm właśnie w rosyjskiej armii - twierdzi dr hab. Aleksandra Szymków-Sudziarska, profesor Uniwersytetu SWPS, psycholożka społeczna i ewolucyjna.

Brutalność samych żołnierzy?

Jak oczywiście można założyć, że Ukraińcy także dokonują pojedynczych aktów bestialstwa, to w żadnym wypadku nie można tego porównywać ze skalą zbrodni rosyjskich. To właśnie Rosjanie co chwila wypuszczają materiały poświadczające o ich brutalności. To właśnie Rosjanie dokonują bezpośrednich ostrzałów obiektów cywilnych, masowych gwałtów czy morderstw. To właśnie Rosjanie pokazują, że... czerpią ubaw na mordzie Ukraińców.

Obok ataków na ludność cywilną, swoistym symbolem potworności współczesnej wojny są rosyjskie media społecznościowe. Regularnie rosyjscy żołnierze wrzucają do nich zdjęcia oraz nagrania z egzekucji, czy materiały opisujące tortury. Takie wręcz chwalenie się zbrodniami sprawia, że rosyjska armia ma wizerunek zbieraniny pozbawionych wszelkich odruchów bestii.

Jednak w tej brutalności niekoniecznie przerażające są tylko "bestie", a ich otoczenie. Rosyjscy żołnierze często mają rodziny, wyjeżdżają na przepustki i prowadzą poza wojną zupełnie normalne życie. Okazuje się, że człowiek, który do niedawna odpowiadał za śmierć cywili, nagle jest zwykłym członkiem społeczeństwa. Społeczeństwa, które nie tylko wie, co on robi, ale także go za to chwali.

Kochanie, nie uwierzysz ilu dziś zabiłem

We wspomnianych rosyjskich mediach społecznościowych zdjęcia mordów czy doniesienia o ostrzałach niewinnych cywili zbierają mnóstwo lajków. Idealnie pokazują, że gdy rosyjscy żołnierze dokonują zbrodni, to rosyjscy cywile nie tylko co ich nie podważają czy nie ignorują, ale po prostu mocno aprobują.

Wojenne bestialstwo rosyjskich żołnierzy jest już na tyle splecione z rosyjskim życiem, że pośrednio zwykli Rosjanie sami mają w nim uczestniczyć. Niespełna dwa miesiące po rozpoczęciu inwazji Służba Bezpieczeństwa Ukrainy opublikowała przechwycone nagranie rozmowy żołnierza ze swoją żoną, którą zidentyfikowano jako rosyjską parę. Nie dotyczyła tęsknoty czy życzeń bezpieczeństwa... lecz gwałtów, do których kobieta z chichotem namawiała męża.

To jeden z wielu przykładów, że brutalność rosyjskiej armii łączy się ze światem rosyjskich cywili. Światem, którego przed wojną zdawaliśmy się nie dostrzegać, mimo że był tuż obok nas. Światem wypełnionym przemocą, która teraz przeraża nas od momentu, gdy znalazła ujście w Ukrainie.

Dziki kraj na wschodzie?

Chcąc wytłumaczyć rosyjską brutalność w Ukrainie, łatwo sięgnąć do narodowych stereotypów. Wielu może przypomnieć sobie to wyobrażenie rosyjskiego żołnierza jako barbarzyńcę ze Wschodu. Stąd łatwo uznać, że Rosjanie "po prostu tacy są" i dokonują zbrodni z jakiegoś niedającego się wytłumaczyć powodu.

Oznaczałoby to jednak, że istnieją narody, które mają jakiś wrodzony pociąg do bestialstwa, co jest nieprawdą. Historia już pokazała, że reprezentanta każdego, nawet najbardziej cywilizowanego narodu, można tak uformować, aby usystematyzować w nim zbrodnię.

Ważnym słowem jest tu "uformować". W Rosji panuje reżim, który traktuje agresję jako narzędzie, jakie wpaja w społeczeństwo. Sama władza naciska na psychologię Rosjan, tworząc samonapędzającą się machinę. Powstający przez to potwór, jakim jest systematyczna brutalność, realizuje się na trzech płaszczyznach.

Po pierwsze: Apatia wobec przemocy w społeczeństwie

Maria Domańska w swojej publikacji "Uzależnieni od konfliktu. Wewnętrzne uwarunkowania antyzachodniej polityki Kremla" wskazuje, że w Rosji istnieje silna "kultura przemocy". Bazuje na wielowiekowym przeświadczeniu, że właśnie przemoc jest głównym regulatorem w relacjach między państwem a obywatelem. Moskwa to wykorzystuje, do łamania praw człowieka.

Siła i przemoc to w Rosji sposoby rozwiązywania konfliktów i pokazywania swojej pozycji w hierarchii. Są one tak silnie wbudowane w rosyjskie życie społeczne, że nie robią już negatywnego wrażenia na zwykłych Rosjanach. Wobec przejawów agresji dookoła siebie ci wykazują specyficzną apatyczność, połączoną z akceptacją. Na szeroką skalę ukazała to właśnie wojna w Ukrainie, jednak takie podejście w ostatnich latach już zebrało wiele ofiar.

Idealnym przejawem zakorzenienia brutalności w rosyjskim społeczeństwie jest kwestia przemocy domowej, która nie tylko osiąga w nim jedne z najwyższych wskaźników na świecie, ale przekracza granice sadyzmu. Jak w przypadku 28-letniej Anastazji Owsiannikowej, której mąż w 2016 roku wrzucał do sieci zdjęcia jej zmaltretowanego ciała, z opisami, "że wie, jak utrzymywać w ryzach swoją kobietę", zbierając za to pozytywne komentarze.

- Zdecydowanie można to zaliczyć do czynników kulturowych, gdzie Rosjanom wewnątrz ich kultury, kult siły towarzyszy od dawna. [...] Jeśli żyje się w kraju, gdzie tyle się o tym mówi, to przemoc staje się normatywnym sposobem na rozwiązywanie różnych problemów - staje się łatwo dostępnym i dopuszczalnym narzędziem. Tworzy się tolerancja i akceptacja zachowań, które w rządach prawa są sankcjonowane prawnie, a których to sankcji, czy w ogóle regulacji prawnych, w Rosji po prostu nie ma np. we wspomnianej regulacji przemocy domowej - wskazuje profesor Szymków-Sudziarska.

Brutalność otacza samych Rosjan, więc nic dziwnego, że eksploatują ją wobec wrogiej Ukrainy. Ten schemat jest idealny dla rosyjskich wojskowych, którzy wykorzystując wykreowaną apatyczność wobec przemocy, w armii stawiają ją na piedestał.

Po drugie: Przemoc w wojsku, czyli wykonywanie rozkazów

Gdy w Polsce funkcjonowała jeszcze obowiązkowa służba wojskowa, zwracano uwagę na kwestię tzw. fali. Legendy o patologicznych praktykach w armii były wręcz jej stygmatem. Jednak żadne, nawet najbardziej brutalne legendy o "fali" nie mogą się równać do realnych bestialstw jej rosyjskiego odpowiednika, diedowszczyzny.

W rosyjskim wojsku od dekad istnieje przyzwolenie na znęcanie się nad poborowymi i rekrutami. Oficerowie i starsi żołnierze biją, torturują, gwałcą, a w skrajnych przypadkach także zabijają żołnierzy, gdy "otrzęsiny" wymkną się spod kontroli. Diedowszczyzna była wskazywana jako problem rosyjskiej armii w raportach zachodnich wojskowych jeszcze z lat 90. i dwutysięcznych. Mimo że takie przypadki są skrzętnie ukrywane, w rosyjskich mediach do dziś wypływają doniesienia o przypadkach zabójstw żołnierzy, przez "kolegów".

Diedowszczyzna jest wręcz wkomponowana w proces szkolenia rosyjskiej armii. Ma wbić żołnierzom posłuszność i poczucie hierarchii. Gdy na początku przechodzą upokorzenia, mają w sobie przeświadczenie, że w przyszłości sami będą kogoś poniżać. Przemoc uczy też żołnierza, aby nie podważać wojskowego systemu i rozkazów. Skoro inni nie sprzeciwiają się diedowszczyźnie, to on sam też musi w nią wejść. I co najważniejsze, utrwala agresję, którą żołnierz będzie traktował jako okazywanie siły wobec wroga.

- Główną funkcją takich praktyk jest złamanie człowieka i postawienie go w zupełnie innej autorytarnej rzeczywistości. Po takim traumatycznym przeżyciu łatwiej też manipulować człowiekiem. Trudno powiedzieć jak bardzo takie doświadczenie przemocy wpływa na jej stosowanie na froncie, jednak zgadzam się, że pozwala to utożsamić żołnierzom przemoc z manifestacją wyższości - dodaje profesor Aleksandra Szymków-Sudziarska.

Samo szkolenie uczy rosyjskiego żołnierza, że brutalność jest częścią życia w armii. Łączone jest to z wymogiem bezwzględnego wykonywania rozkazów oraz strachem przed sprzeciwem wobec ich wykonania. Sama zasada "wykonywania rozkazów" jest niezwykle wygodna nie tylko dla dowódców, ale i samych żołnierzy w kontekście dokonywania zbrodni.

- Żołnierz, który wewnętrznie może nie chcieć zabijać, a który został zaciągnięty na front siłą np. poprzez mobilizację, szuka różnych usprawiedliwień, aby zachować dobre mniemanie o sobie. Postrzeganie siebie jako wykonawcę rozkazów jest jednym sposobem. Drugim jest dehumanizacja przeciwnika - kontynuuje profesor Szymków-Sudziarska.

Po trzecie: Propaganda dehumanizacji

Odczłowieczanie to ważny element wiążący brutalizm rosyjskich cywili i żołnierzy podczas konfliktu w Ukrainie. Występuje na przykład w kampanii nazywania Ukraińców nazistami. Potęguje brutalizm Rosjan, bo jeśli kogoś nie postrzega się jako człowieka, naturalnie łatwiej jest dokonywać wobec niego okropieństw.

Rosyjska propaganda doprowadza do tego, że Rosjanie nie pojmują wojny jako walki z ludźmi mieszkającymi w Ukrainie, a walkę z "ideą ukraińskości". Przedstawił to m.in. zmarły rosyjski najemnik, Igor Manguszew, gdy w jednym z najdosadniejszych przykładów rosyjskiego brutalizmu wojennego wygłosił dehumanizujący monolog, trzymając "czaszkę zabitego ukraińskiego żołnierza".

Taka dehumanizacja wkomponowuje się w teorię ideologicznych przyczyn zbrodni wojennych. Według niej, społeczeństwo musi mieć wręcz fanatyczną wiarę w słuszność swojej walki, aby jego reprezentanci dokonywali i aprobowali zbrodnie wojenne. Dlatego to właśnie obecna propaganda dehumanizacji jest ostatnim czynnikiem, który uwalnia rosyjski brutalizm.

- Poprzez dehumanizację żołnierz rozwiązuje konflikt wewnętrzny: zabijam, ale przecież jestem dobrym człowiekiem. Dehumanizacja jest świetnym sposobem na rozwiązanie tej sprzeczności. Pozwala traktować wroga jako podczłowieka, jak zwierzę. Dodatkowo przekonanie, że zabijam podludzi napędza i uzasadnia agresję - twierdzi profesor Szymków-Sudziarska.

Przez nią rosyjskie społeczeństwo nie wstydzi się zarówno popełniać zbrodnie, jak i je akceptować. Brutalizm i zbrodnia stają się dla rosyjskich władz po prostu kolejną bronią, którą wykorzystują podczas walk w Ukrainie.

Narzędzie walki

Dopiero połączenie tych trzech płaszczyzn sprawiło, że rosyjskie władze mogły usystematyzować popełnianie zbrodni podczas wojny w Ukrainie. Nie można bowiem zapomnieć, że ataki na cywili czy masowe gwałty są integralnym elementem rosyjskiej strategii wojennej, co Moskwa założyła już przed atakiem. Przygotowane przezeń plany zniszczenia ukraińskich władz i inteligencji po podbiciu Ukrainy były tego przykładem.

Rosyjskie dowództwo samo zachęca do popełniania zbrodni, przymykając na nie oko, czy nawet odznaczając zbrodniarzy. Trudno bowiem inaczej wytłumaczyć nadanie przez Putina tytułu honorowego dla 64. Zmotoryzowanej Brygady Piechoty, która została oskarżona o masakrę w Buczy. Według rosyjskiego dyktatora odznaczyła się "odwagą i heroizmem".

Rosjanie wykorzystują także "nagłe zbrodnie", niezaplanowane przez oficerów, a dokonywane w przypływie emocji. Jak wskazują najnowsze badania tematu zbrodni wojennych, działania wynikające po prostu z gniewu czy patowej sytuacji żołnierzy stanowią dużą część wojennych bestialstw. Rosyjscy dowódcy dobrze o tym wiedzą, starając się kierować złość swoich żołnierzy, na Ukraińców, dopuszczając np. do pijaństwa i utraty kontroli nad swoim zachowaniem.

- Jeśli pomyślimy sobie o psychologicznym stanie takiego żołnierza, który działa pod presją, w stresie, w stanie permanentnego zagrożenia życia, to sięganie po używki staje się jednym ze sposobów radzenia sobie z tą sytuacją. To kreuje nam kolejny czynnik sprzyjający przemocy, gdyż używki pozbawiają hamulców procesy samokontroli - zwraca uwagę profesor Szymków-Sudziarska.

To skończy się tylko wraz z wojną

Traktowanie zbrodni jako narzędzia wojny jest najbardziej przerażającą rzeczą w brutalizmie Rosjan. Pokazuje, że nie tylko będą one trwały do jej końca, lecz także będą cały czas rozwijane, przekraczając kolejne granice. Szczególnie że Rosjanie mimo braku efektów traktują brutalność jako skuteczną taktykę.

Przez to nie cofną się przed jej użyciem, nieważne jak duże będzie międzynarodowe oburzenie bądź ile postępowań karnych zostanie wytoczonych wobec zbrodniarzy. Rosjanie wiedzą bowiem dobrze, że dopóki walka trwa, jedynie złapani żołnierze zostaną poddani odpowiedzialności. Dlatego niezmiernie boją się przegranej, która może doprowadzić do rozliczenia.

Niemniej konsekwencje swojej brutalności Rosja odczuwa także w trakcie wojny. Gdy udostępnione zostało nagranie z rozstrzelania przez Rosjan ukraińskiego jeńca, który przed śmiercią powiedział w oczy zabójcom "Slava Ukraini", cały świat opowiedział "Heroiam Slava", rozpalając na nowo ogień wsparcia Kijowa w walce. Zarówno zwykli ludzie jak i całe rządy widząc rosyjską brutalność zrozumiały, że walka z Rosją, to walka ze zbrodniczym systemem, który rozumie tylko siłę, więc należy z nim walczyć siłą.

W ten sposób Moskwa może nie zdawać sobie sprawy, że właśnie dokonała międzynarodowego samobójstwa. W końcu bowiem wielu widzi, że przez lata ukrywała swoją prawdziwą twarz, którą kojarzy się teraz z mordami w Ukrainie. I trudno, aby przez następne dziesięciolecia to się zmieniło.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zbrodnie wojenne | wojna w Ukrainie | Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy