Łagodne tylko z nazwy. Drony Sea Baby to teraz wyrzutnie rakietowe Grad
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) ogłosiła, że uzbroiła część nawodnych dronów Sea Baby w wieloprowadnicową wyrzutnię rakiet kal. 122 mm, a system został już przetestowany w rzeczywistych warunkach.
Na początku maja dowiedzieliśmy się o inauguracyjnym użyciu przez Kijów morskich dronów wyposażonych w rakiety R-73 (NATO AA-11 Archer), które wzięły za cel rosyjskie helikoptery i samoloty Be-12 służące do patrolowania wód i wybrzeża oraz niszczenia okrętów podwodnych, używane aktualnie do przechwytywania ukraińskich łodzi bezzałogowych w rejonie okupowanego Krymu.
Teraz zaś Siły Zbrojne Ukrainy oficjalnie poinformowały o modernizacji dronów Sea Baby, przeprowadzonej dzięki funduszom zebranym w ramach inicjatywy UNITED24, która polega na instalacji wieloprowadnicowej wyrzutni rakiet - tym samym mamy do czynienia z pierwszym przypadkiem użycia w walce autonomicznej wyrzutni morskiej. Jak przekonuje Kijów, bezzałogowce uzbrojone są w system rakiet kal. 122 mm, który został już przetestowany w rzeczywistych warunkach, m.in. podczas ataku na rosyjskie pozycje na okupowanej Mierzei Kinburnskiej.
Nasz Sea Baby to nie tylko dron, ale wielofunkcyjna platforma, która jest stale udoskonalana. Dziś możemy potwierdzić, że jest ona wyposażona w wieloprowadnicową wyrzutnię rakiet, a rozwiązanie to już przynosi dobre rezultaty. Wróg może spodziewać się nowych niespodzianek
Sea Baby jeszcze groźniejsze
Jak informuje Reuters, powołując się na anonimowe ukraińskie źródło, chodzi konkretnie o wieloprowadnicową wyrzutnię rakietową Grad, czyli jeden z najpopularniejszych i najszerzej używanych systemów tego rodzaju na świecie, także w Polsce. Oczywiście system ten musiał zostać odpowiednio zmodyfikowany, bo zazwyczaj występuje w wersji 12-, 36-, 40- czy 50-rurowej, tymczasem na opublikowanych zdjęciach można zobaczyć wariant 6-rurowy (po 3 na stronę).
Oznacza to, że Sea Baby są w stanie wystrzeliwać do 6 pocisków jednocześnie, ale jak podkreślają eksperci po analizie dostępnych zdjęć, nie mają one stabilizacji, co znacząco będzie wpływać na precyzję ataku. Niemniej śmiało można zakładać, że w przypadku niepowodzenia ostrzału, jednostkę wciąż można nakierować na cel, by skorzystać z jej opcji "kamikadze", tzn. zniszczyć go eksplozją głowicy bojowej, a w tej roli ukraińskie drony są bezkonkurencyjne.
Sea Baby straszą Rosjan już od wielu miesięcy
Przypominamy, że o dronach Sea Baby zrobiło się głośno w połowie października ubiegłego roku, po serii udanych ataków połączonych sił ukraińskiej marynarki wojennej i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) na rosyjską bazę morską w Sewastopolu. W sieci pojawiły się nawet nagrania dokumentujące akcję, w ramach której doszło do trafienia dwóch okrętów Kremla - Paweł Dierżawin i korwety klasy Bujan. Na kolejne wykorzystanie eksperymentalnych dronów nawodnych nie trzeba było długo czekać, bo w listopadzie Ukraińcy zatopili z ich pomocą łodzie desantowe klasy Serna projektu 11770 i Shark Ondatra projektu 1176.
Co więcej, Kijów chwalił się dronami "Sea Baby" już w sierpniu, informując o ich wykorzystaniu do głośnego ataku na Most Krymski i przedstawiając je jako "konstrukcję rozwojową całej rodziny bezzałogowych dronów kamikadze". Prace nad nią miały ruszyć zaraz po rosyjskiej inwazji, a produkcja odbywa się w tajnych zakładach rozproszonych na terenie całej Ukrainy, co uniemożliwić ma armii rosyjskiej poważny wpływ na ich wytwarzanie.
Ukraińcy korzystają z pomocy wikingów
Przy okazji warto wspomnieć, że chociaż Ukraina nie posiada w swojej flocie żadnych znaczących okrętów wojennych, wciąż wzmacnia swoją pozycję na wodzie i to nie tylko za sprawą nawodnych dronów. Jakiś czas temu Holandia informowała, że dostarczy jej czternaście jednostek typu RHIB, czyli motorówek pontonowych ze sztywnym dnem, pięć zmilitaryzowanych rzecznych łodzi patrolowych i trzy łodzie bojowe CB90, a te pierwsze Kijów otrzyma też od Australii, o czym pisaliśmy w ubiegłym tygodniu.
Dziś z kolei docierają do nas informacje o oficjalnych ukraińskich szkoleniach z wykorzystania podarowanych przez Finlandię jednostek desantowych klasy Uisko (to fińskie słowo określające wikińskie okręty typu langskip), a mediach społecznościowych pojawiły się nawet zdjęcia żołnierzy ćwiczących desant na nieprzygotowane i zajęte przez przeciwnika wybrzeża.
Znane są one również jako łodzie desantowe Marine Alutech Watercat M11 i charakteryzują się doskonałą zwrotnością i niskim zanurzeniem, dzięki czemu nadają się do pływania na płytkich wodach. Mogą być używane do desantu i transportu piechoty morskiej, a ich ładowność to 2,5 tony.
Naszym celem jest płynna koordynacja między załogami łodzi, niezależnie od warunków pogodowych i obecności wroga. W scenariuszu bojowym grupa musi funkcjonować jako zwarta jednostka