Mieli być postrachem Ukraińców, stali się bohaterami... żartów

Rosjanie od samego początku inwazji na Ukrainę mogli liczyć na wsparcie kontrowersyjnego i słynącego z wyjątkowej brutalności czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa, który zapowiadał, że jego elitarne jednostki będą walczyć u boku Putina.

Mieli być postrachem Ukraińców, a są bohaterami memów
Mieli być postrachem Ukraińców, a są bohaterami memówALEXANDER NEMENOV / AFPAFP

Wojska rosyjskie kompletnie nie są przygotowane do skutecznej walki w miastach, a do tego ich morale pozostawia wiele do życzenia, dlatego też Władimir Putin szybko zdecydował się sięgnąć po swoją tajną broń, a mianowicie kadyrowców. Ci, zdaniem specjalistów, mają nie tylko walczyć w tym trudnym terenie, ale i pilnować, by... Rosjanie nie uciekali z pola bitwy, co przypomina rozwiązania stosowane przez sowietów w czasie II wojny światowej.

Czeczeńscy bojownicy od lat przedstawiani są jako bezwzględna i brutalna jednostka specjalna, szkolona przez samego Ramzana Kadyrowa, której lepiej nie spotkać po przeciwnej stronie działań wojennych. Tak właśnie próbowano ją też “reklamować" przed przybyciem do Ukrainy, szczególnie batalion “Południe" dowodzony przez Magomeda Tuszajewa - rzeczywistość szybko zweryfikowała jednak możliwości kadyrowców.

Putin szybko sięgnął po tajną broń. Kadyrowcy jednak zawiedli...

Wspomniana jednostka została przez Ukraińców rozbita, podobnie jak inne mniejsze oddziały, ale Ramzan Kadyrow wciąż próbuje zaklinać rzeczywistość. Po raz kolejny przekonuje w sieci, że kadyrowcy radzą sobie świetnie, bo osobiście nadzoruje i kontroluje ich działania, przebywając razem z nimi na froncie. Na dowód zamieścił w sieci zdjęcie, na którym modli się przed “ukraińską" stacją paliw i może nawet byśmy w to uwierzyli, gdyby nie dwa szczegóły.

Jakiś czas temu wrzucił do sieci zdjęcie z ukraińskim pojazdem, który rzekomo przejął osobiście w okolicach Kijowa, tyle że znajdował się wtedy przy... swoim pałacu prezydenckim w Czeczenii, co udowodniły nie tylko zdjęcia, ale i logi z jego telefonu.

Opublikowane teraz zdjęcie z “okolic Mariupola" przedstawia zaś stację paliw rosyjskiej sieci Pulsar należącej do Rosnieft, która nie działa w Ukrainie.

Śmiało można więc założyć, że to kolejna propagandowa ustawka, podobnie jak nagranie Kadyrowa z 14-letnim synem (jednym z 12 swoich dzieci!), którego miał ze sobą zabrać, by ten zdobył wojenne doświadczenie i poznał osobiście przywódcę samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, Dienisa Puszylina. 

Pytanie tylko, czy przypadkiem tym razem nie musi ratować morale własnych ludzi, którzy mieli być postrachem Ukraińców, a coraz częściej stają się obiektami żartów i bohaterami memów. Sieć właśnie podbija film, opisany “co kadyrowcy zwykle robią w Ukrainie", na którym można zobaczyć jednego z bojowników, pilnie potrzebującego pomocy kolegi po... niezbyt udanej próbie jazdy na motocyklu, zakończonej przygnieceniem przez pojazd.

Nie brakuje też memów, w których internauci wskazują, że plan wojenny kadyrowców zakłada tylko i wyłącznie kręcenie propagandowych filmów i zdjęć, a nawet w tym nie są zbyt dobrzy, skoro nie potrafią odpowiednio wybrać miejsca. I coś w tym z pewnością jest, ale jak wskazuje amerykańskie Foreign Policy Research Institute, nie należy mieć jednak wątpliwości co do ich brutalności i oddania przywódcy - stanowią tym samym duże zagrożenie, choć przede wszystkim dla ludności cywilnej.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas