Mięso armatnie to za mało. Rosja sięga po północnokoreańskie "Abramsy"
Rosyjscy propagandyści zaczęli otwarcie spekulować o systemach, jakie mogłyby pojawiać się w Ukrainie w ramach współpracy z Pjongjangiem. Głośno wyrażają w mediach zainteresowanie m.in. samobieżnym działem polowym Koksan i "północnokoreańskimi Abramsami", czyli czołgami Cheonma-2, które mają być połączeniem amerykańskiej legendy i rosyjskiego T-14 Armata.
Wysłanie swoich wojsk do Ukrainy, gdzie walczą i jak sugerują ostatnie doniesienia, masowo umierają u boku rosyjskich żołnierzy, to oczywista deklaracja ze strony Korei Północnej. Należy się więc spodziewać dalszego zacieśniania tej współpracy i kolejnych wyrazów wsparcia dla polityki Moskwy - rosyjscy propagandyści nie kryją się nawet z tym, jakie systemy chcieliby zobaczyć na froncie.
Warto tu wspomnieć, że już od jakiegoś czasu rosyjskie siły dysponują północnokoreańskimi pociskami Hwasong i rakietowymi niszczycielami czołgów Bulsae, a ostatnio pisaliśmy także o obecności w ich wyposażeniu karabinów maszynowych typu 73, chociaż te ostatnie mogły trafić w ich ręce za pośrednictwem Iranu, który od lat utrzymuje bliskie relacje wojskowe z Pjongjangiem i mógł przekazać te karabiny Rosji jako część szerszej wymiany zbrojeniowej.
Rosja rozważa broń z Korei Północnej na froncie
W arsenale Korei Północnej znajduje się jednak więcej sprzętu, który może zainteresować Moskwę i na łamach lokalnych mediów publicznych mówiło się już choćby o Koksan. Jak to w przypadku północnokoreańskiego sprzętu bywa, oficjalnie niewiele wiemy na jego temat poza tym, że działo ma kaliber 170 mm, jest samobieżne i ma otwartą wieżyczkę, bez nadbudowy. Nazwa wzięła się od miejscowości, w której po raz pierwszy dostrzeżono ten typ działa, a było to już w 1978 roku - publicznie armia Korei Północnej pokazała system dopiero na paradzie wojskowej w 1985 roku.
Eksperci sugerują, że najpewniej mamy do czynienia z systemem bazującym na chińskim czołgu Typ 59, czyli wersji licencyjnej radzieckiego czołgu T-54, który charakteryzuje się maksymalną prędkością 40 km/h, zasięgiem ok. 300 km i zdolnością przenoszenia 12 pocisków (jeśli Rosja dostałaby zmodernizowaną wersję z 1989 roku). I chociaż oznacza to starą konstrukcję, to Moskwa korzysta w Ukrainie ze swoich T-54/55, więc jej żołnierze nie mieliby problemów z obsługą tego rozwiązania.
To północnokoreańskie połączenie Abramsa i Armaty
Obecnie rosyjskie media państwowe wspominają także o północnokoreańskim czołgu, który określa się mianem "północnokoreańskiej Armaty" czy "północnokoreańskiego Abramsa", bo ma być połączeniem rosyjskiej i amerykańskiej konstrukcji. Propagandyści Putina przedstawiają go jako czołg, który mógłby łatwo zniszczyć takie zachodnie pojazdy, jak niemiecki Leopard czy właśnie Abrams.
A mowa o Cheonma-2, wcześniej oznaczonym jako M2020 lub M2024, który po raz pierwszy zaprezentowano publicznie w październiku 2020 roku, kiedy to dziewięć takich czołgów uczestniczyło w paradzie z okazji święta Partii Pracy Korei. Rosyjskie źródła sugerują, że czołgi trafiły już do seryjnej produkcji i są wyposażone w przeciwpancerne pociski kierowane Bulsae-3 z naprowadzaniem laserowym, które przedstawiane są jako główna broń przeciwko zachodnim czołgom wykorzystywanym przez ukraińskie siły obronne.
Twierdzą również, że Korea Północna zdołała zorganizować produkcję nowoczesnych systemów kierowania ogniem z termowizją oraz przetestowała system ochrony aktywnej (APS).
Mówiąc krótko, to kolejny system przedstawiany w lokalnych mediach jako cudowna broń, ale jak pokazuje doświadczenie, rosyjskie deklaracje rzadko znajdowały dotąd potwierdzenie w rzeczywistości. Wystarczy tylko przypomnieć problemy "cudownego czołgu Putina", czyli T-90M Proryw-3. Międzynarodowi obserwatorzy mają zresztą wątpliwości co do konstrukcji i możliwości tego czołgu, bo chociaż jest to skok w stosunku do poprzednich generacji, to jak przekonują specjaliści The War Zone, na możliwości pokroju M1 Abrams czy T-14 Armata nie ma szans.