Na tropie partyzanckiego arsenału

Rzeczpospolita partyzancka powstała tutaj w latach największego zagrożenia. Terror ludowej władzy nie dawał się jednak we znaki tak mocno, jak zdarzało się to w innych miejscach opuszczonej przez sojuszników Polski.

Zdjęcie ilustracyjne: Kadr z filmu "Dłużnicy śmierci", reż. Włodzimierz Golaszewski, 1985 r.
Zdjęcie ilustracyjne: Kadr z filmu "Dłużnicy śmierci", reż. Włodzimierz Golaszewski, 1985 r.East News

Dlaczego powiatowe Urzędy Bezpieczeństwa miesiącami świeciły pustkami? Olbrzymi, zdobyczny arsenał oddziału, pełen niemieckiej i rosyjskiej broni automatycznej, granatów, pancerfaustów i moździerzy należało skutecznie ukryć...

Komendantury NKWD wyłapywały maruderów

Tutaj właśnie powstały silne komórki ZWZ-AK, w czasie okupacji broniące okolic tak skutecznie, iż Niemcom nigdy do końca nie udało się opanować tej ziemi. Kiedy front potoczył się na zachód, zwycięzcy Rosjanie uznali ją za niemiecką, mordując i rabując miejscową ludność, gdyż sami Niemcy zdołali się ewakuować. Komendantury wojenne NKWD wyłapywały nielicznych maruderów, demontując na zdobycznym terenie co się dało, śląc dobytek pokoleń na Wschód.

Wrogowie władzy ludowej

Andrzej Różycki, ps. "Zjawa" oraz Stanisław Balla, ps. "Sowa" w czasie okupacji niemieckiej walczyli jako dowódcy plutonów w oddziale "Leśnika". Obaj wstąpili do lokalnej MO, poznając struktury nowej władzy. Pomiędzy wieloma innymi osiągnięciami, nieocenione były np. zdobyte przez nich listy konfidentów UB pracujących między Brodnicą i Lubawą. Jednocześnie, pomimo zakonspirowania, pozostając funkcjonariuszami milicji, musieli uczestniczyć, jako osłona, w krwawych operacjach NKWD, jak np. likwidacja znajdujących się na Ziemi Lubawskiej obozów przejściowych dla "wrogów władzy ludowej".

Partyzanci w strukturach MO zajmowali się przede wszystkim likwidowaniem zjawisk kryminalnych, wszechobecnego szabrownictwa i podobnych, znanych z pierwszych miesięcy bezprawia zjawisk. W tym samym czasie, w kwietniu 1945 r. pojawiła się idea utworzenia Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK), zainicjowana przez pozostającego w konspiracji dowódcę okręgu Pawła Nowakowskiego. Pod pseudonimem "Łysy" objął dowodzenie konspiracyjnym oddziałem, który pierwotnie miał operować na terenie wschodniego Pomorza.

Ucieczka z więzienia UB

Terror wzmagał się, do oddziału płynęli nowi ochotnicy, uciekający przed prześladowaniami mieszkańcy i byli AK-owcy. Wiosną 1946 r. 50 ludzi pod bronią oraz 70 w rezerwie przyjęło wojskowe struktury organizacyjne, tworząc 2. kompanię w składzie Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu AK "Znicz" dowodzonej przez "Łysego". Kompanią dowodził Stanisław Balla "Sowa".

Milicjanci składali uroczyste obietnice

Na stanie jednostki, w początkowym tylko okresie, znajdowało się 6 karabinów maszynowych MG-42, 2 moździerze przeciwpancerne, pancerfausty oraz automatyczne STG-44. Siła ognia jaką dysponował każdy żołnierz z osobna oraz cały pluton, w razie obrony, była nie do przełamania przez słabe, lokalne, szeregowe jednostki UB lub MO. Niebawem na terenach obejmujących ówczesne powiaty: działdowski, Nowe Miasto Lubawskie, wschód brodnickiego, północ rypińskiego, mławskiego oraz zachód ostródzkiego rozpoczęła się regularna wojna partyzancka.

O tyle nietypowa, co mało popularna w znanych nam wspomnieniach traktujących o działaniach partyzantki w kraju w ogóle. Grupa zajmowała posterunki MO, zabierając przede wszystkim broń automatyczną i amunicję, pozostawiając ręczne karabiny oraz... przyjmując wszędzie uroczyste obietnice funkcjonariuszy, iż będą oni zajmowali się jedynie tropieniem kryminalistów.

Tym razem tylko amunicja

Niebawem zaproszono komendanta posterunku na leśną kwaterę. Rozmowa przeprowadzona w spokojnej atmosferze zaowocowała solenną obietnicą. Działalność posterunku miała ograniczyć się do operacji przeciwko kryminalistom, przy zachowaniu całkowitej neutralności wobec oddziału. Za to komendant mógł zachować stanowisko, podobnie jak i uprzednio konsultowany wójt. Takimi działaniami oddział doprowadził do kompletnego zawieszenia broni, mającego trwać do czasu zakończenia wyborów do sejmu. Innym, równie dobrym przykładem stylu, w jakim odbyło się wiele akcji, które przeprowadził odział Stanisława Ballego, jest trzykrotne zajęcie Powiatowego UBP w Lidzbarku Welskim. Bez jednego zabitego czy nawet rannego (!).

Luty 1947 r. przyniósł amnestię, kompania "Sowy" złożyła zdezelowaną, mało przydatną broń w jednostce LWP w Działdowie, gdyż nie przystała na warunek przekazania nawet takiej działdowskiemu UB. Tajemnicy ukrycia potężnego arsenału do dzisiaj strzeże jeden z żyjących świadków, członków oddziału Andrzeja Różyckiego "Zjawy"...

"Londyn" dobrze się "Kajtkowi" kojarzył

Jednym z nich jest pan Kazimierz Komoszyński, ps. "Kajtek", który gotów był najpierw wskazać miejsce ukrycia innego depozytu broni, tzw. wypadowej, którą osobiście w obliczu zagrożenia rodziny i własnego życia schował ponad 60 lat temu. Zanim dojdzie do próby wydobycia właściwego arsenału, poproszono nas o zweryfikowanie wskazania pana Kazimierza. Dom państwa Komoszyńskich stanowił bazę wypadową dla plutonu Andrzeja Różyckiego. Nazwa "Londyn", jaką dowódca plutonu nadał domostwu, na zawsze zapadła w pamięć 16 letniego wówczas "Kajtka".

"Wszystkich wymordują..."

Niebawem, do domu Komoszyńskich z nocną wizytą wybrało się lidzbarskie UB. "Kajtek" w ostatniej chwili ukrył swój pistolet w ciepłym jeszcze piecyku, wsuwając go pod górne zamknięcie. Modląc się aby smar z pistoletu nie zaczął kapać na podłogę, oczekiwał na wyniki rewizji. Ubek nazwiskiem Piwko, wyprowadził go do ogrodu i nakazał kopać własny grób. Stojący w jamie Kazik, indagowany na wszelkie sposoby nic nie powiedział. Uwolniony, warunkowo pozostał w domu z mamą, z którego tym razem zabrano ojca. Wiedział już, że z powodu ciemności funkcjonariusze zrezygnowali z dokładnej rewizji. Mieli przyjść rano. Jeśli znajdą magazyn ukryty pomiędzy drewnianymi ścianami szopy, wszystkich wymordują.

Przyszły straszne dni tortur. Zmaltretowanego po jakimś czasie wypuszczono na ulicę. W strzępach ubrań, zagłodzony, opuchnięty chłopiec musiał w końcu opuścić Lidzbark. Uciekł aż na Śląsk, podając się za sierotę unikał dochodzenia swojej przeszłości. Do domu, do swojego "Londynu" nad rzeką Welą, wrócił dopiero w 1985 roku. Doskonale pamięta miejsce ukrycia. Opisał je bardzo dokładnie i wskazał miejsce złożenia depozytu. Całonocne czołganie z bronią zapadło mu w pamięć na zawsze.

Śpieszmy się chronić ich tajemnice

Obecnie emerytowany leśnik z długim stażem, pożegnał jednego z ostatnich członków swojego oddziału, który pochowany został 23 X 2010 r. Jak powiedział pan Piotr Rydel, śpieszmy się chronić swoich bohaterów, jest ich już tak niewielu. Śpieszmy się także chronić ich tajemnice...

Damian Czerniewicz

Odkrywca
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas