Niemcy zbudują okręty z Norwegami. Polacy nie byli zainteresowani
Niemcy i Norwegowie wspólnie zbudują serię okrętów podwodnych. Do udziału w programie została zaproszona Polska. Niestety polski rząd nawet nie pochylił się nad tą propozycją.
Koncern stoczniowy thyssenkrupp Marine Systems podpisał z agencjami uzbrojenia Norwegii i Niemiec kontrakt o wartości około 5,5 mld euro na budowę 6 okrętów projektu 212CD. Cztery z nich mają trafić do Norwegii, dwa dla Marine.
Najpierw mają zostać wybudowane okręty dla Skandynawów. Budowa pierwszego ma się rozpocząć w 2023 roku, a dostawa przewidywana jest na 2029 rok. Ostatni z norweskich okrętów ma zostać dostarczony w 2033 roku. Jednostki te mają zastąpić okręty typu Ula, które weszły do służby w latach 1989-1990.
Budowa okrętów dla Niemiec ma się rozpocząć w 2027 roku. Drugiej dwa lata później. Obie jednostki mają być dostarczone do 2034 roku i dołączyć do używanych obecnie sześciu okrętów typu 2012A, które wchodziły do służby w latach 2005-2016.
Program Orka
W ramach programu "Orka" Polska ma zamiar kupić trzy okręty podwodne. Dotychczas pojawiło się kilka koncepcji zakupu okrętu. Zwłaszcza za rządów min. Antoniego Macierewicza. Wówczas pod uwagę były brane oferty szwedzka, niemiecka, francuska i norweska.
Obecnie Ministerstwo Obrony Narodowej nie przedstawia żadnych konkretnych planów. Rząd , zamiast rozpocząć program zakupu w rzeczywistości zamierza nabyć jedną używaną jednostkę, drugą zaś w ramach ewentualnej opcji.
Pisał o tym wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz w odpowiedzi na interpelację posłów: "Program pozyskania okrętów podwodnych nowego typu "ORKA" pozostaje na etapie fazy analityczno-koncepcyjnej. Dodatkowo, jest realizowane zadanie związane z pozyskaniem okrętów podwodnych w formie rozwiązania pomostowego, tj. zakupu od partnera zagranicznego jednego okrętu podwodnego (z opcją rozszerzenia o kolejną jednostkę)".
Faza analityczno-koncepcyjna trwa już od czasów rządów PO-PSL, które zapoczątkowały program. Nie wiadomo, jak długo potrwa. Jest to informacja niejawna. Rozpoczęła się natomiast procedura wydzierżawienia okrętów podwodnych ze Szwecji, która umarła śmiercią naturalną, gdy okazało się, że Polacy uważają ofertę za zbyt drogą.
Mimo to MON podkreśla, że "pozyskanie okrętów dla Marynarki Wojennej RP jest ujęte w ‘Planie modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP w latach 2021-2035 z uwzględnieniem 2020 roku’. W dokumencie dokonano stosownych alokacji finansowych związanych z pozyskaniem, zarówno okrętów obrony wybrzeża kr. Miecznik, jak i okrętów podwodnych nowego typu w ramach Wymagania Operacyjnego kr. Orka (w tym zdolność pomostowa)".
Ministerstwo jednak podkreśla, że plan jest dokumentem niejawnym. To już jest normą w ostatnich latach. Resort nie posiada swojego rzecznika prasowego, na wiadomości odpisują anonimowi pracownicy Centrum Operacyjnego, a w mediach społecznościowych pojawiają się ataki ad personam na dziennikarzy, którzy zbytnio drążą.
Oznacza to, że jeśli ministerstwo chciałoby zdążyć przed wyznaczonym przez siebie terminem, umowę musieliby podpisać w najbliższych miesiącach. Co nie jest możliwe.
Niemiecko-norweska oferta
W styczniu 2015 roku pisałem: "Zgodnie z programem, pierwszy nowy okręt podwodny ma trafić do służby nie później niż w 2020 roku, a trzeci, ostatni, w 2030 roku. Pytanie jedynie, czy polscy podwodnicy do tego czasu jeszcze będą mieli na czym pływać?". Dziś jest już pewne, że polscy podwodnicy nie mają czym pływać. W służbie pozostał jedynie niezmodernizowany i znajdujący się wciąż w remoncie ORP "Orzeł".
Już w 2016 roku Niemcy sondowali możliwość współpracy z Polską. Planowano utworzyć spółkę joint venture wraz z Polską Grupą Zbrojeniową. Każda ze stron miałaby 50 proc. udziałów.
Spółka ta miała budować okręty podwodne dla Polski, Niemiec i Norwegii, w ramach wspólnego niemiecko-polsko-norweskiego programu, w którym TKMS proponował okręty typu 212CD, będące rozwinięciem typu 212A. A w dalszej perspektywie budowę okrętów na zamówienia dla innych państw - Włoch czy Izraela.
W połowie 2017 roku pracownicy TKMS wraz z przedstawicielami Polskiej Grupy Zbrojeniowej przeprowadzili audyt w czterech polskich stoczniach. Do ewentualnych inwestycji zakwalifikowali trzy: dwie w Szczecinie i jedną w Gdyni.
- Polska nie potrzebuje nowych stoczni - mówił w 2018 roku prezes TKMS, dr Rolf Wirtz. - Na przykład w Szczecinie jest znakomita stocznia, w której nie trzeba wiele inwestować. Wystarczy poprawić system pracy i zmodernizować park maszynowy.
Z ziemi polskiej do Włoch
Niemcom bardzo zależało na utworzeniu spółki w Szczecinie. Jednym z powodów była bliskość Kilonii. Kolejnym zaangażowanie polskich prywatnych przedsiębiorstw w proces budowy okrętów.
a produkowanych w Kilonii okrętach praktycznie wszystkie rury pochodzą ze szczecińskiej firmy Zinkpower. Stal TKMS kupuje z kolei w Hucie Stali Jakościowych w Stalowej Woli.
Przedstawiciele koncernu jasno dawali do zrozumienia, że chcieliby zainwestować w polskich stoczniach, jednak mieli świadomość, że wiele zależy od decyzji politycznych w Warszawie. Warunkiem zainwestowania w polskie stocznie był udział we wspólnym programie zbrojeniowym. Ministerstwo jednak nie umiało, albo nie chciało podjąć decyzji.
Po fiasku rozmów z polską stroną, niemiecka spółka zaczęła szukać nowych rozwiązań. Zwróciła się do sprawdzonego i pewnego kooperanta. TKMS i włoskie Fincantieri - Cantieri Navali Italiani współpracują ze sobą od lat 90. XX wieku. Reuters szacuje, że dochód jaki mogliby osiągnąć dzięki współpracy może wynieść nawet 3,4 miliarda euro, czyli 15,6 miliarda złotych.
Ule w grze
Po zawieszeniu, a może nawet zerwaniu rozmów ze Szwedami, rozwiązaniem pomostowym mogą okazać się norweskie okręty typu Ula.
17 marca 2016 roku, ówczesny szef Inspektoratu Uzbrojenia gen. Adam Duda powiedział, że prócz prowadzenia zaawansowanych rozmów z Norwegami w sprawie wspólnego pozyskania nowych okrętów podwodnych, Norwegowie byli gotowi pomóc Polsce w okresie przejściowym wypożyczając lub szkoląc polskich podwodników na własnych okrętach.
Tylko tyle, że rząd nie ma ani długofalowego planu, ani pomysłu na rozwój Marynarki Wojennej w najbliższych dziesięcioleciach, a działa doraźnie i chaotycznie. Plany zmieniają się wraz z kolejnymi nieudanymi negocjacjami, związanymi głównie z rezygnacją kontrahenta.
Po latach miotania się i braku decyzji Polska została na lodzie. Obecnie dzierżawa i zakup używanych okrętów podwodnych, jako rozwiązania pomostowego przed zakupem nowych jednostek, jest właściwie jedynym sposobem, aby zatrzymać elitarnych specjalistów w służbie.