Operacja Izraela w Libanie może być krwawą pułapką

Operacja lądowa w Libanie może być jednym ze sposobów władz Izraela na zdobycie politycznego poparcia. Niemniej jej konsekwencje mogą okazać się znacznie gorsze, niż dotychczasowa operacja w Strefie Gazy. Wszystko przez zupełnie inny charakter walk z Hezbollahem. Jakie cele wojenne może mieć Izrael i jak może mu się przeciwstawić Hezbollah?

Bolesne ostrzeżenie

Od ostatniego tygodnia września Izrael prowadzi szeroko zakrojone bombardowania Libanu. Bomby i rakiety najczęściej spadają na południowe terytorium kraju - od granicy z Izraelem do biegu rzeki Litani. Szczególnie silny ostrzał padał na południowo-zachodnie terytorium Libanu. Wszystko dlatego, że to tam znajdują się największe skupiska sił Hezbollahu, zagrażające Izraelowi.

Ostrzały i bombardowania południowego Libanu trwające już września są jedną z największych kampanii wymierzonych w terrorystyczną organizację od lat. W nich dokonano swoistej dekapitacji kierownictwa Hezbollahu, zabijając m.in. jego przywódcę Hassana Nasrallaha. Wszystko to było brane za swoiste ostrzeżenie, przed zbliżającą się inwazją na terytorium Libanu.

Reklama

W nocy z 30 września na 1 października Siły Obronne Izraela poinformowały, że rozpoczęły inwazję na południowe tereny Libanu. Mimo że nie potwierdzają tego m.in. siły ONZ stacjonujące w regionie w ramach misji UNIFIL, wojskowi Izraela ciągle podtrzymują narrację, że prowadzą udane operacje na terytorium obcego państwa.

Trudno ocenić, na jakim stopniu obecnie Siły Obronne Izraela są zaangażowane w walkę. Bez względu jednak na to, jak wygląda obecna sytuacja, pełnoprawna operacja wojskowa Izraela daleko w głąb terytorium Libanu jest bardzo możliwa.

Dlaczego Izrael atakuje terytorium Libanu?

Już 23 września premier Izraela Benjamin Netanjahu wystosował specjalne ostrzeżenie dla mieszkańców południowego Libanu, aby uciekali na północ. Wtórowali mu kolejni generałowie, którzy także wskazywali, że jeśli dany obiekt na południu Libanu jak dom zostanie zidentyfikowany jako miejsce przechowywania broni, automatycznie może być celem ostrzału. Problem jest fakt, że sami mieszkańcy wiosek i miast na południu Libanu często nie wiedzą, czy blisko ich domów nie ma składowiska broni Hezbollahu.

Operacja lądowa Izraela wydaje się mieć na celu zmuszenie większości bojowników Hezbollahu do opuszczenia południowego Libanu. Głównym efektem tego ma być umożliwienie powrotu blisko 70 tysięcy Izraelczyków, którzy uciekli z terenów przygranicznych z Libanem po wzmożeniu działań Hezbollahu w tamtych rejonach po ataku Hamasu 7 października 2023 roku. O tym mówił m.in. minister obrony Izraela, Jo’aw Galant.

- Gabinet Bezpieczeństwa zaktualizował cele wojny, aby uwzględnić następujące kwestie: Bezpieczny powrót mieszkańców północy do ich domów. Izrael będzie kontynuował działania, aby zrealizować ten cel. Możliwości porozumienia kończą się, ponieważ Hezbollah nadal współdziała z Hamasem i odmawia zakończenia konfliktu. Dlatego jedynym sposobem na zapewnienie powrotu północnych społeczności Izraela do ich domów będzie akcja militarna - stwierdził Galant w oficjalnym oświadczeniu 16 września.

Jak Izrael może chcieć prowadzić wojnę na terenie Libanu

Dla samego Benjamina Netanjahu ważnym celem może być także zmycie negatywnych opinii po działaniach w Strefie Gazy. Wielu zarzuca mu w kraju, że nie osiągnął wymaganych celów m.in. bezpiecznego sprowadzenia zakładników Hamasu do Izraela. Stąd same działania w Izraelu mogą być brane jako szansa na pokazanie efektywności władzy.

Aby tego dokonać, operacja w Libanie nie może wyglądać jak ta w Strefie Gazy. Wojska Izraela nie mogą prowadzić operacji w wolnym tempie, zbierając masywne siły i powoli przeć naprzód, aby wypalać każdy punkt oporu. Zamiast tego mogą postawić na bardzo szybkie uderzenie i dotarcie do linii założonych celów. A tą linią może być rzeka Litani.

- Wypchnięcie sił Hezbollahu do rzeki Litani albo nawet za nią, jest możliwe do osiągnięcia przez siły Izraela w dość krótkim czasie. Jednak Izrael nie utrzyma tych trenerów na długo. Po pewnym czasie Hezbollah do niego wróci - stwierdził dr Andreas Krieg, wykladowca School of Security Studies na King’s College w Londynie, w rozmowie dla stacji CBC News z 27 września.

Pełnoskalowa operacja w Libanie prawdopodobnie mogłaby być największym pokazem siły wobec Hezbollahu. W jej obliczu organizacja mogłaby ograniczyć swoje działania wobec Izraela, pozwalając Izraelczykom na powrót na północne tereny kraju. A przy tym Netanjahu mógłby sobie przypisać udaną kampanię.

Trudny teren walk

Prowadzenie szybkiej wojny na terenie południowego Libanu nie jest dla Izraela niemożliwe. Jednak stanowi prawdziwe wyzwanie. To górzysty teren z dużą ilością naturalnych barier, które mogą ograniczać operacje dla strony atakującej, dając przewagę broniącym się, dodatkowo znającym swój teren.

Obok przewagi strony broniącej Hezbollah ma jeszcze wiele innych możliwości na rzucenie wyzwania siłom Izraela. Walka z bojownikami w Libanie to zupełnie inny rodzaj wojny niż z Hamasem w Strefie Gazy. Po pierwsze tereny Libanu są znacznie bardziej otwarte. Gdy bojownicy Hamasu są prawie że odcięci od świata, Hezbollah może wycofywać się na kolejne tereny na północ, wydłużając linie zaopatrzenia dla Izraela, narażając je tym samym na ataki partyzanckie.

Dodatkowo fakt, że Liban nie jest zamkniętym państwem, pozwala Hezbollahowi otrzymywać pomoc z zagranicy, przede wszystkim od Iranu i Syrii. Te państwa mogą wysyłać np. broń drogą lądową, gdyż Liban ma największą linię graniczną właśnie z Syrią.

Przeciwnik jedyny w swoim rodzaju

Obok czynników geograficznych na korzyść Hezbollahu działa fakt, że jest to niezwykle silnie uzbrojona i zorganizowana organizacja. Wyposażeniem dorównuje niejednej armii, szczególnie pod kątem rakiet. Według think-thanku Center of Strategic and International Studies dziś Hezbollah ma posiadać od 120 do nawet 200 tysięcy rakiet, w tym kierowanych i niekierowanych pocisków balistycznych krótkiego oraz średniego zasięgu.

Nawet jeśli nie są to najnowsze technologicznie rakiety, ich ilość może rzucić poważne wyzwanie Izraelowi. Jeśli Hezbollah naprawdę poczułby, że musi zaangażować się mocniej w walkę, może rozpocząć codzienne ataki na Izrael, z którym nie poradziłyby się nawet najnowocześniejsze systemy obrony powietrznej jak Żelazna Kopuła.

W odróżnieniu od Hamasu Hezbollah posiada znacznie lepiej wyposażone i wytrenowane wojsko. Trenują ich nie raz prawdziwi specjaliści m.in. irańskiego wojska. Do walki może rzucić drony, broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą czy transportery opancerzone. Wielka siła Hezbollahu tkwi także w podziemnej sieci tuneli. Nikt nie wie jak bardzo jest duża, ale według zapewnień Hezbollahu, mogą ukrywać się w nich całe jednostki. Ich penetracja i zlikwidowanie jest praktycznie niemożliwa, bez wykorzystania ogromnych zasobów wojskowych.

Tego na pewno nie chce Izrael. W potencjalnej walce Hezbollah może więc liczyć na to, że uda mu się wytrzymać pierwsze uderzenie, które może okazać się nie na tyle silne, aby zrobić odpowiednie wrażenie na bojownikach. Sama koncepcja przedłużenia walk byłaby na rękę Hezbollahowi, który przygotowany na prowadzenie walk partyzanckich nękałby Izraelczyków do takiego momentu, aż ci z własnej inicjatywy wycofaliby się z Libanu, bez faktycznie większego pokazu siły.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hezbollah | Izrael | Siły Obronne Izraela | Liban
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama