Putin ma "fosę z piraniami". Uzbrojeni płetwonurkowie krążą po plażach

Były pracownik biura ochrony rosyjskiego prezydenta zdradził, jak daleko sięga paranoja Władimira Putina. Jego zdaniem ten nie ufa nikomu, nawet najbliższym współpracownikom i wykorzystuje uzbrojonych nurków do poszukiwania wynajętych zabójców.

O tym, że Władimir Putin ma paranoję na punkcie własnego bezpieczeństwa, wiadomo nie od dziś. Pancerne pociągi, podziemne bunkry atomowe, testerzy posiłków czy armia sobowtórów to jednak tylko niektóre z zabiegów stosowanych przez rosyjskiego prezydenta, bo jak opisuje jeden z byłych pracowników jego biura ochrony, który zbiegł z Rosji po inwazji na Ukrainę, jest ich dużo więcej. Witalij Briżatyj, który obecnie mieszka w Ekwadorze, zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy na temat "bajkowej posiadłości" na Krymie i zasad jej działania.

Putin zatrudnia uzbrojonych płetwonurków

Jego zdaniem Władimir Putin popada w taką paranoję na myśl o zamachu na swoje życie, że nawet takie stanowiska, jak... operator pralki, muszą być obsadzone przez funkcjonariuszy ochrony. Na porządku dziennym mają być też psy patrolowe i uzbrojeni nurkowie, przeczesujący plaże wokół prywatnych posiadłości rosyjskiego prezydenta w poszukiwaniu wynajętych zabójców - czyżby zamarzyła mu się prywatna "fosa z piraniami"? A co powiecie na celowe szerzenie dezinformacji, żeby nikt nie był w stanie ustalić aktualnej lokalizacji Putina i wykorzystać tych danych do zorganizowania ataku?

Reklama

Tak Witalij Briżatyj, który odpowiadał za szkolenie i utrzymanie psów z ramienia Federalnej Służby Ochrony Federacji Rosyjskiej, czyli służby specjalnej odpowiedzialnej za ochronę wyższych urzędników państwowych oraz części budynków państwowych, mówił o funkcjonowaniu daczy Putina w Oliwie, jednej z jego tajnych rezydencji na Krymie.

To nie posiadłość. To całe miasto!

Rosyjskie media opozycyjne wyczerpująco opisywały wiele takich włości swojego prezydenta, np. bizantyjską posiadłość pod Gelendżykiem nad Morzem Czarnym, nazywaną "Pałacem Putina", o której głośno zrobiło się podczas niedawnego marszu sprawiedliwości grupy Wagnera na Moskwę.

Część ekspertów przekonywała wtedy, że chociaż Władimir Putin dysponuje wieloma schronami, w których może przeczekać "zamieszanie", z dużym prawdopodobieństwem wybierze właśnie to miejsce, a raczej to, co znajduje się pod nim - to podobno całe podziemne miasto wykute w litej skale.

O Oliwie dotąd nie było wiadomo zbyt wiele. Teraz okazuje się jednak, że to także swoiste "mini-miasto", które choć rzadko odwiedzane przez Putina, to zachowujące pełną operacyjność 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy właściciel zaszyci je swoją obecnością.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Władimir Putin | Krym | Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy