Ratownicy z pierwszej linii frontu

To, że są, stanowi wielkie psychiczne wsparcie dla żołnierzy. Ich umiejętności i fach są nie do przecenienia, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych i traumatycznych. Ratownicy medyczni są najszybciej przy tych, którzy walczą o życie i zdrowie.

Wszyscy się cieszą, kiedy ratownicy nie mają nic do roboty. Niestety nie zawsze tak jest /fot. GZM
Wszyscy się cieszą, kiedy ratownicy nie mają nic do roboty. Niestety nie zawsze tak jest /fot. GZM

Konieczny ciężar

Upragniona nuda

Kiedy się coś dzieje, najważniejsza jest szybkość w działaniu, opanowanie i precyzja. Ratownicy wykonują zadania na komendę dowódcy patrolu. WEM podjeżdża do rannego tak blisko jak to możliwe i na ile pozwalają warunki bezpieczeństwa. Decyzję o wezwaniu śmigłowca MEDEVAC podejmuje dowódca patrolu w oparciu o relację i opinię ratownika.

Medycy są ubezpieczani przez żołnierzy zgrupowań bojowych. - Odczuwamy wielką troskę z ich strony - mówią zgodnie ratownicy. - To naprawdę fizycznie odczuwalne, jak dbają o nasze życie i zdrowie - mówi mł. chor. Teresa Borysionek.

Plecak ratowników waży aż 30 kilogramów /fot. GZM

"To nie praca, to pasja"

- To nie tylko praca. To pasja - mówi pytana o trudy zawodu. Najbardziej cieszy ją, gdy wszyscy cali i zdrowi wracają do bazy.

Ratownicy medyczni uczestniczą w patrolach plutonów bojowych /fot. GZM

- Wykonujemy cenną i dobrą pracę. Cieszy mnie to, co robimy. Pomagamy nie tylko żołnierzom, ale także ludności lokalnej. Satysfakcjonująca jest ta praca, która jest istotna, która ma znaczenie i która jest doceniana przez żołnierzy - podkreśla kpr. Rafał Majchrzak, który jest żołnierzem od 9 lat.

Złapali bakcyla pierwszej pomocy

- To nie jest praca, to pasja - zapewniają wojskowi ratownicy /fot. GZM

Kilkudniowe i dłuższe operacje wiążą się z koniecznością bytowania w terenie. Z jednej strony zmęczenie, stres i niebezpieczeństwo. Z drugiej poczucie wspólnoty i pewność wzajemnego wsparcia. Przebywając poza bazą, wspólnie przygotowują prowizoryczne posiłki, dzielą się ostatnim sucharem, wspierają, rozmawiają i śmieją. Takie relacje cieszą i dodają siły, zwłaszcza w najtrudniejszych sytuacjach. Świadomość, że mogą na sobie nawzajem polegać to ogromy doping.

Dużym wyzwaniem dla ratowników medycznych są zdarzenia masowe, w których liczba poszkodowanych jest znaczna. Szybkość, precyzja i wiedza są wtedy bardzo ważne, ale także doświadczenie zawodowe jest nie do przecenienia.

Radości i sutki

- Najtrudniej pomaga się znajomemu, koledze, przyjacielowi - dodaje Piotr Dziwulski. - Jedno jest pewne. Mamy uczucia i emocje. Najważniejsze, by wziąć się w garść - podsumowuje.

Ratownik Piotr Dziwulski wysiada z "ratowniczego" Rosomaka /fot. GZM

Ratowników boli bezsilność. Obezwładniające uczucie, gdy dali z siebie wszystko, gdy starali się z całych sił, a wielkość obrażeń sprawia, że medycyna jest bezsilna.

Co ich cieszy? - Okazywana wdzięczność i dobroć - mówi kpr. Rafał Majchrzak. Cieszy ich zwykły uścisk dłoni, uśmiech i najzwyklejsze pod słońcem "dziękuję".

- Cieszy nas, gdy udało nam się pomóc. Pociesza nas fakt, że ranni są pod odpowiednią, zaawansowaną opieką, na wyższym poziomie ewakuacji medycznej - mówi mł. chor. Borysionek. W sytuacjach traumatycznych pomaga im wspólne przegadanie problemu, spotkania, rozmowy. Grupa musi być zgrana. To podstawa.

- Zarówno życie, jak i praca, składają się ze zdarzeń przyjemnych i przykrych, bolesnych. Sukces osiągamy wtedy, gdy potrafimy się podnieść, nawet z najtrudniejszych i najbardziej traumatycznych doświadczeń - dodaje Teresa Borysionek.

Por. Renata Radzikowska, PKW Afganistan

INTERIA.PL/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas