Rosyjska propaganda znów o Polsce: Wykorzystuje spór o zboże z Ukrainy
Rosyjscy propagandziści przedstawiają najbardziej absurdalne pomysły na zakończenie wojny. Jeden z nich uznał, że warunkiem pokoju jest zmuszenie Ukraińców do zlikwidowania "zakazu przyjaźni z Rosją". Pojawił się także wątek ukraińskiego zboża i ostrych wypowiedzi polskich polityków obozu władzy o Ukrainie.
W jednym z najważniejszych telewizyjnych programów rosyjskiej propagandzistki Olgi Skabiejewej jeden z zaproszonych ekspertów poruszył temat "zakazu przyjaźni z Rosją", który rzekomo wprowadził rząd w Kijowie. Jego zdaniem spełnienie tego postulatu to warunek zawarcia pokoju z Ukrainą.
Rosyjski propagandysta Markow przedstawia rosyjskie warunki rozmów pokojowych. Głównym rosyjskim żądaniem jest zaprzestanie przez Ukrainę "zakazu przyjaźni z Rosją".
Największy sojusznik Ukrainy to jej największy wróg?
Rosyjscy propagandziści są zachwyceni ostatnimi wypowiedziami polskich polityków. - Mając takiego sojusznika jak Polska, Ukraina nie potrzebuje wrogów - triumfuje propaganda Kremla. Sprawa ukraińskiego zboża i ostrych wypowiedzi polskich polityków o Ukrainie zostały z satysfakcją zauważone przez rosyjskie media.
Kremlowska propaganda od dawna zapowiada, że Polska odwróci się od Ukrainy przy pierwszej lepszej okazji. Temat ten pojawił się w najnowszym wydaniu internetowego wydania propagandowej tuby Putina, czyli dzienniku "Ria Novosti". Już sam tytuł artykułu mówi wszystko: "Mając takiego sojusznika jak Polska, Ukraina nie potrzebuje wrogów".
Ukraina nie ma bardziej zaciekłego wroga niż jej główny sojusznik w Europie - Polska
Autor artykułu Władimir Korniłow cytuje najważniejszych polskich polityków związanych z obozem władzy, którzy w ostatnich dniach w mocnych słowach zaczęli wypowiadać się o Ukrainie. Rosyjski propagandysta zwrócił uwagę, że już wprowadzenie przez Polskę embarga na ukraińskie zboże było klasycznym "ciosem w plecy", gdyż oznaczało całkowitą zapaść ukraińskiego rolnictwa. - Te ich zapewnienia o przyjaźni z narodem ukraińskim nie znaczą nic - stwierdził zachwycony autor artykułu.