Rosyjskie czołgi masowo wybuchają i rozpadają się na części. Jak popularne zabawki...
W mediach coraz częściej można zobaczyć kolejny dowód tego, że inwazja Rosji na Ukrainę nie idzie zgodnie z planem. Chodzi o zniszczone czołgi, które na skutek wady konstrukcyjnej, określanej przez specjalistów jako “jack-in-the-box", masowo wybuchają, co powoduje... oderwanie i wyrzucenie w powietrze ich wież!
Kojarzycie popularną zabawkę w formie pudełka, z której niespodziewanie wyskakuje klaun zamocowany na sprężynie? To właśnie jack in the box, który posłużył jako nazwa dla wady konstrukcyjnej, powodującej oderwanie i wyrzucenie w powietrze wieży czołgu. Jak sugerują specjaliści, to prawdziwa plaga wśród rosyjskich czołgów obecnych w Ukrainie, chociaż zachodnie siły (i wydawało się, że Kreml również) zdają sobie sprawę z jej istnienia już od czasów I wojny w Zatoce Perskiej, czyli początku lat 90. ubiegłego wieku.
To, co widzimy w przypadku rosyjskich czołgów, to wada konstrukcyjna. Każdy skuteczny atak... szybko inicjuje ogromną eksplozję amunicji i wieża zostaje dosłownie zdmuchnięta z czołgu
Rosyjskie czołgi masowo wybuchają... na skutek wady konstrukcyjnej
O co konkretnie chodzi? Problem wynika ze sposobu przechowywania amunicji w samym czołgu, w odróżnieniu od współczesnych zachodnich modeli, te rosyjskie transportują w wieżyczkach nawet 40 pocisków, co czyni je wysoce podatnymi na wybuch - zdaniem ekspertów w tej sytuacji wystarczy nawet niebezpośrednie uderzenie, żeby zainicjować reakcję łańcuchową i eksplozję całej amunicji. Ta z kolei może być tak silna, że wyrzuca wieżę na wysokość drugiego piętra i nie trzeba chyba dodawać, co dzieje się wtedy z żołnierzami zamkniętymi w środku...
Wada oznacza, że załoga czołgu - zazwyczaj dwóch w wieży i jeden kierowca - jest łatwym celem. Jeśli nie wydostaniesz się w ciągu kilku sekund od ataku, jesteś tostem
Nicholas Drummond wyjaśnia też, że problemy z eksplodującą amunicją są typowe dla większości rosyjskich opancerzonych pojazdów wykorzystywanych w Ukrainie i jako przykład podaje wóz bojowy BMD-4. Jego zdaniem ten obsługiwany przez 3 osoby i zdolny do transportu kolejnych pięciu model to prawdziwa... ruchoma trumna, której wystarczy “obcierka" pociskiem, żeby ją wysadzić. Wskazuje też, że Rosja najpewniej zdaje sobie sprawę z wady i po prostu lekceważy straty własne, zarówno w ludziach, jak i sprzęcie, bo jest o niej głośno już od I wojny w Zatoce Perskiej w 1990 roku.
To właśnie wtedy okazało się, że czołgi T-72 rosyjskiej produkcji, będące na wyposażeniu irackiej armii, po prostu wybuchają, wyrzucając w powietrze swoje wieże. Niedługo później Kreml zaprezentował ich następców, czyli modele T-90, które doczekały się wprawdzie usprawnień w zakresie opancerzenia, ale nie systemów automatycznego załadunku pocisków - podobnie jest też w przypadku modeli T-80, a efekty oglądamy właśnie w Ukrainie.
Oczywiście, takie rozwiązanie ma pewne zalety, bo dzięki niemu czołgi mogą być niższe i mniejsze, co sprawia, że są trudniejsze do trafienia, ale to już kwestia podejścia do życia i bezpieczeństwa swoich żołnierzy.
Zachodnie siły szybko przystąpiły do zadania i opracowały konstrukcje oddzielające żołnierzy od amunicji, które chronią ich życie nawet w przypadku eksplozji: - Zachodnie siły zbrojne nauczyły się na błędach wojny w Zatoce Perskiej i wybuchających wtedy czołgach, że należy odseparować amunicję - dodaje Drummond. Kreml ma jednak inne zdanie na ten temat...